piątek, 24 grudnia 2010

24.12.2010 Piątek

W ten wigilijny wieczór chciałabym złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia zdrowia, szczęścia, pogody ducha na ten świąteczny czas. Chciałabym zakończyć też pisanie mojego bloga, ponieważ moja przygoda w Danii dobiegła końca. Po 18 godzinach podróży, walki ze śniegiem, mgłą i korkiem drogowym dotarłam do mojej miejscowości. Czekali na mnie moi bliscy. Mam mieszane uczucia, jestem w domu i cieszę się niezmiernie, że mogę siedzieć z rodziną przy jednym stole, z drugiej strony wiem, że powinnam wrócić do Danii, bo możliwe, że to jest moje miejsce na ziemi. Nikt kto nie przeżył tego co ja nie będzie w stanie w pełni zrozumieć moje wątpliwości.

Jeszcze o mnie usłyszycie:-)Pozdrawiam i do napisania!

W końcu mogę sobie obejrzeć "Na dobre i na złe". Uff, spokój. Tylko spokój może nas uratować.

czwartek, 23 grudnia 2010

23.12.2010 Czwartek

Kolejne godziny oczekiwania na transport do Polski. W ramach przerwy wzięłam prysznic, który mam nadzieję pomoże mi przetrwać kolejne kilka godzin. Właśnie się dowiedziałam, że na terenie Danii ma być burza śnieżna stulecia. Trzymajcie Czytelnicy kciuki, bym dotarła do domu przed kolacją wigilijną.

Kolejna ważna informacja. Dziś obchodzimy rocznicę zdania przeze mnie egzaminu prawa jazdy, jeden z najtrudniejszych w życiu, chociaż pewnie te naj najtrudniejsze dopiero przede mną. Po takiej dawce pozytywnych emocji, po naładowaniu akumulatorów mogę zrobić wszystko, mogę pokonać wszystkie słabości. Wracając do mojej rocznicy, mój brat Tomek powiedział mi, że będę mogła poprowadzić samochód do granicy. Mam nadzieję, że nie były to tylko puste słowa.

środa, 22 grudnia 2010

22.12.2010 Środa

O 10 usłyszałam jakieś głosy u mnie w akademiku. Podejrzane-pomyślałam-przecież wszyscy już wyjechali, Thomas na pewno śpi, więc to pewnie goście, którzy mieli przeprowadzić inspekcję w moim pokoju. Wstałam szybko, przygotowana na to, że zaraz otworzą się drzwi do mojego pokoju. Odetchnęłam z ulgą, poszli sobie. Zjadłam ostatnie płatki z mlekiem. Umyłam podłogę. I stało się. Jestem bezdomna. O 13 caretaker odwiedził mnie, sprawdził czystość mojego pokoju, odnotował coś, kazał oddać klucze, kartę do pralni, złożyć podpis. Pożegnaliśmy się w miłej atmosferze. Czułam się dziwnie opuszczając mój bunkier po kilku miesiącach. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż pierwszego dnia. Zadbałam o wszystko, co mnie na początku przeraziło, rozczarowało, zszokowało. A teraz anegdotka: opróżniłam lodówkę, umyłam półki, a jakieś 10 minut później widzę jak Thomas przekłada swoje rzeczy do mojej lodówki, na moje czyste półki. Odpuściłam. Brakowało mi słów na jakikolwiek komentarz.

Mati przyjął mnie z całym moim bagażem. Poszliśmy ostatni raz do City Vestu. Od powrotu siedzę w jego pokoju i muszę przyznać, że całkiem nieźle się tutaj urządził, tak domowo, przytulnie.

Wiem, że Mateusz czyta co jakiś czas wpisy na moim blogu, więc postanowiłam, że najlepszym prezentem świątecznym dla niego będzie wpis o dotyczący jego osoby. Mateusz mieszka w Hajredalu od półtora roku. Przyjechał tutaj na studia, studiuje coś związanego z elektroniką na wydziale informatycznym(a może wszystko przekręciłam). Jest od nas dwa lata młodszy. Jako pierwsza poznała go Magda. Wróciła z pralni i krzyczy: "Dziewczyny, poznałam Polaka... Idziemy razem do Lidla!" Jakiś czas później spotkałyśmy go na imprezie, później okazało się, że jest "panem złotą rączką z 9". Ma wszystko, czego potrzebujesz. Potem doszło do wybuchu uczuć pomiędzy nim i Sandrą...Był na moich pamiętnych urodzinach, prawie mnie otruł. Potem zatruwał życie innym. Przywiózł nam trochę jedzenia z Polski, prawie jak Śnięty Mikołaj:-)Zawsze narzekał, że jego postać nie została przedstawiona na blogu, no to teraz ma, aż nadto.W Kopenhadze był otwarty na propozycje. Jego samotne wieczory przy świecach przejdą do historii. Mateusz mówi o sobie: nie jestem mądry, jestem inteligentny. Dla mnie osoba skonfliktowana wewnętrznie. Chciałabym mu życzyć dojścia do prawdy kim jest i dokąd podąża. Mógłby się bardziej postarać, jeżeli chodzi o budowanie relacji z ludźmi, a nie podkreślanie na każdym kroku: ja nikogo nie potrzebuje. Dziś ratuje mi życie kolejny raz. Myślę, że będzie mu brakować ludzi z tegorocznego Erasmusa, bo byliśmy wyjątkowi, byliśmy jak jedna wielka rodzina. Dzięki nim tutaj przetrwałam. Nic więcej złego nie napiszę, bo czekam jeszcze na obiad...
Obiadokolacja była całkiem niezła. Zdziwienie kolegów Mateusza-bezcenne. Pożegnałam się z Katheriną, odwiedziłam w tym samym celu Thomasa, który bardzo czule mnie pożegnał, o dziwo. Jego mama przylatuje za dwa dni, więc nie będzie samotny na święta. Nawet Mati zdecydował, że pojedzie na święta do Krakowa i tym samym zrobi rodzicom niespodziankę. Bartosz Żelek powinien być gdzieś w drodze do Polski.
Co ze mną? Stale czekam, ale moje czekanie umiliła wizyta Juli. Strasznie się cieszę, że mogłam się z nią spotkać przed wyjazdem. Ona zostaje jeszcze jakiś czas w Arhus. Ktoś napisał do mnie wiadomość w poniedziałek, że chciałby się ze mną spotkać dzisiaj i przyniesie ciasto. Odpisałam dzisiaj, niestety enigmatyczna osoba odpisała, że jej już nie ma w Arhus. Nie mam pojęcia kim jest ta osoba. Może dowiem się niebawem, bo pewnie ciekawość mi na to nie pozwoli.

21.12.2010 Wtorek

Dziwnie tak spojrzeć przez okno i zobaczyć, że w domku naprzeciw już prawie wszystkie pokoje są puste. Wczorajszy dzień spędziłam z Thomasem i jego dziewczyną Sonią. Tylko nasza trójka została w akademiku. Postanowiłam zaraz po przebudzeniu, że poświęcę ten dzień na generalne sprzątanie naszego akademika. Poza tym, że Thomas doprowadził naszą kuchnię do ruiny, a Larisa zostawiła nam na pamiątkę worek śmieci z pokoju, to jeszcze Hiszpanki nie mogły postarać się bardziej. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Spędziłam cztery(!)godziny na doprowadzeniu miejsca, w którym przyszło mi spędzić ostatnie kilka dni do porządku. Udało się.
Pożegnaliśmy Magdę K., która w środę jedzie do Polski. Zabiera się z inną polską rodziną, którą umieściła ogłoszenie w internecie. Magda wraca do Aarhus w styczniu, ponieważ ma egzaminy.
Dziwnie, strasznie dziwnie tak oczekiwać na wyjazd. Czas się tak niemiłosiernie dłuży...

wtorek, 21 grudnia 2010

20.12.2010 Poniedziałek

Wczesnym rankiem, o 9:30 odwiedziłyśmy biuro caretakerów, by umówić się na inspekcję. W końcu się udało. Odwiedzili dziewczyny, do mnie wpadną w środę. U dziewczyn trwała zacięta walka z walizkami, ja w tym czasie oglądałam True Blood, bo chciałam skończyć 3 sezon. O 12:30 pojechałyśmy pożegnać się z morzem. Wybrałyśmy plażę w dzielnicy Risskov. Wróciłyśmy do centrum, by odwiedzić nasz ulubiony sklep Tiger. Dziewczyny poszły do Visit Arhus po pamiątkową mapę, a my z Iloną udałyśmy się do Barresso Coffee. Ilona marzyła o tym od pierwszych dni w Arhus. Spełiło się za 40 kr:-)
W drodze powrotnej odwiedziłyśmy Klub 3, żeby pożegnać się z naszymi przyjaciółmi. Zwlekałyśmy z tym długo, ale strasznie trudno było powiedzieć im: żegnajcie. Nigdy nie zapomnę tego miejsca, chciałabym w takim pracować, a może bardziej chciałabym mieć takich kolegów z pracy.
O 17:20 przyjechał bus po dziewczyny, tłumnie udaliśmy się na parking, by je pożegnać. Zapakowały się ze swoimi bagażami. Wracają do Polski. Uczciliśmy to z Magdą i Mateuszem szklaneczką herbatki z prądem, co chłopcy z Indii nie do końca zrozumieli. Myśleli, że to nazwa własna tego rodzaju napoju, a to tylko taka polska metafora.

Moje współlokatorki z Hiszpani również wyjeżdżają dzisiaj w nocy. W kuchni sytuacja nie zmieniła się, co gorsza, naczyń jest jeszcze więcej. Przełamałam się, powiedziałam Thomasowi, że musimy posprzątać ten bałagan, nie spodobało mu się to.

Skończyłam True Blood.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

19.12.2010 Niedziela

Za dwie minuty skończy się jeden z ostatnich i najtrudniejszych zarazem dni w Danii. Dzisiaj pożegnałam moją współlokatorkę Anię i razem z naszą polską ekipą towarzyszyłyśmy Vaidzie, Gintare i Barremu w ich drodze do swoich krajów. Dziewczyny miały mieć autokar o 11. Spóźnił się prawie 2 godziny. W międzyczasie pożegnałyśmy Barrego, który starał się ukryć wzruszenie, ale i tak wiem, że będzie mu nas brakować. Okazało się po jego wyjeździe, że był cudowny:-)Takie dyskusje były dziś prowadzone. Zrobiłyśmy Litwinkom najlepsze pożegnanie jakie przyszło nam do głowy. Oceniam je w ten sposób po uśmiechach ludzi w autokarze. Simona około 19 dotarła do domu. Vlado zdążył już wyjść ze znajomymi, a Madeleine jutro powinna dotrzeć do Irlandii, ale jak będzie to się dopiero okaże, ponieważ lotnisko w Londynie zostało dzisiaj zamknięte. Polki powoli pakują swoje rzeczy, topią smutki w likierze czekoladowym:-)

Obiad dzisiaj sponsorował McDonald's.
Byłyśmy w kościele. Był chrzest Emilki, a jej siostra Ola po raz pierwszy przystąpiła do sakramentu Eucharystii.
Wróciłyśmy wyczerpane. Razem z Iloną i Irą spędziłyśmy miłe chwile przy obiedzie nr 2 i herbatce(ja). Potem krótki odpoczynek. Kolejne wyzwanie. Przygotowałyśmy tablice z imionami osób, które już wyjechały. Dodałyśmy, że za nimi tęsknimy i mają tutaj natychmiast wracać. Ja konwersowałam z Magdą, podczas gdy Ilonka poświęcała się wycinaniu kolejnych literek.

Kuchnia wygląda okropnie! Ktoś musi coś z tym zrobić!Wrr...

niedziela, 19 grudnia 2010

18.12.2010 Sobota

Mój dzień zaczął się dzisiaj o 5:33, kiedy zadzwonił alarm w telefonie Laury. Wstałam, przygotowałam dla niej śniadanie i herbatkę. Pozbierałyśmy jej rzeczy i o 6 odprowadziłam ją, Izę i Adriana na autobus. Ilonka pożegnała swoich gości przy bramce w pidżamce:-)Strasznie ostatnio źle się czuję, przepełnia mnie smutek, bo wiem, że ludzie z którymi się zżyłam opuszczają Danię, teraz jest czas łez, całych oceanów wylanych łez. Myślałam, że będzie łatwiej.
O 16 poszłam do 1, ponieważ osoby, które jeszcze nie wyjechały postanowiły się spotkać, a jak wiadomo kolejny dzień to kolejne wyjazdy, więc czekała nas kolejna porcja wzruszeń. Wyjechała Simona, jutro Vaida, Gintare i Barry.
Nową właścicielką mojego roweru została Frida. Mam nadzieję, że będzie się jej dobrze jeździło każdego słonecznego dnia letniego semestru.
Nasza kuchnia dalej woła o pomstę do nieba.
Na naszej ostatniej wspólnej kolacji Gert powiedział, że ważne jest jak się zdobywa znajomości, jak się je pielęgnuję, ale jeszcze ważniejsze jak się je kończy. Dodał, żebyśmy zawsze o tym pamiętali. Ja chyba w pewnym momencie życia w Polsce o tym zapomniałam.

piątek, 17 grudnia 2010

17.12. 2010 Piątek

Dokumenty odebrane, Arhus Kommune wie, że Teresia niebawem ich opuści.

Zawsze, gdy oglądałam amerykańskie kino, marzyło mi się dostać kiedyś w przyszłości ocenę wyrażoną za pomocą literki. Doczekałam się! Mam swoje wymarzone A.

Udało mi się zrobić tak wiele rzeczy korzystając z biletu dwugodzinnego, praktycznie co do minuty. Podróżowanie bez biletu miesięcznego, który skończył się dla mnie 14 grudnia jest bardzo kosztowne, a jak wiadomo student pod koniec Erasusa jest już bardzo ubogi.

Umyłam okno, tym samym wypełniłam już prawie wszystkie obowiązki, które trzeba wypełnić przed opuszczeniem pokoju. W przyszłym tygodniu dopracuję szczegóły.

Zastanawiam się co teraz zacząć robić? W sumie pewnie coś by się znalazło. O efektach poszukiwań nowego zajęcia poinformuję później.
Umyłam sobie okno w pokoju, zrobiłam pranie i jestem już prawie gotowa do wyjazdu, tylko z transportem ciężko.

Zapomniałam dodać, że wczoraj piłam najlepsze belgijskie piwo w życiu w ogromnym kuflu.
Laurka już dotarła. Pijemy herbatkę. Staram się ją wspierać, ponieważ musi się kolejny raz przepakować, gdyż za każdy kilogram nadbagażu płaci się tutaj 100 dkk. Wcześnie zasnęła, ale generalnie nie mogłyśmy spać, ponieważ Hiszpanie urządzili sobie ostatnią piątkową, bardzo głośną noc.

czwartek, 16 grudnia 2010

16.12.2010 Czwartek

Wczoraj wieczorem odbyły się urodziny Irenki. Pierwszy raz tak dobrze bawiłam się na urodzinach. Sandra przygotowała świetny prezent dla swojej przyjaciółki-prezentację multimedialną z życzeniami wielu osób z klasy, z akademika, dodała zdjęcia i ulubioną muzykę Iry. Napisałam coś od siebie, prosto z serca.

Dzisiaj ostatni raz spotkaliśmy się w naszej sali projektu, by przystąpić do evaluation project. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak ciekawą formą podsumowania semestru. Na początek ćwiczyliśmy moment pożegnania, potem Susane narysowała kredą okrąg na podłodze, a każdemu z nas kazała zdjąć jeden but. Odległość w jakiej położysz swój but oznacza twoje zaangażowanie, twój wkład, przygotowanie do zajęć, etc. Kolejne zadanie polegało na tym, by na kartkach, gdzie zostały rozpisane poszczególne tygodnie narysować nasze wspomnienia, wydarzenia związane z danym tygodniem. Potem poddaliśmy nasze rysunki refleksji, każdy mógł coś dodać, podzielić się swoją myślą. Oczywiście wykładowcy przypominali nam, by wypełnić i wysłać evaluation paper. Ja zrobiłam to z samego ranka. Nie mogłam przez to spać w nocy! Prosili nas również o sugestie związane z funkcjonowaniem tego modułu w przyszłości. Sandra z Czech pożegnała się z naszą grupą, ponieważ zaraz po zajęciach wyjeżdżała do Kopehagi, by docelowo dostać się na święta do Czech.

Wysprzątałam swój pokój na przyjęcie Laurki lub kogokolwiek innego...np. caretakera w przyszłym tygodniu. Nie mogłam uwierzyć ile kurzu może zmieścić się w takiej małej norce, przy czym podkreślam, sprzątam co tydzień, w każdy piątek.

Kolacja wigilijno-pożegnalna, na którą każdy z nas miał przynieść prezent, ponieważ graliśmy w popularną duńską zabawę świąteczną. Ja obdarowałam kogoś kubeczkiem z polskimi cukierkami. Sama nic nie wygrałam, ale ze względu na dobre serce Iry stałam się właścicielką T-shirtu VIA University College. Marzyłam o takim! Przygotowane potrawy były pyszne i ten tradycyjny duński deser...Mniam. Dołączyli do nas Klaus, Johanne, Lars Ole, jeszcze jeden wykładowca, którego imienia zapomniałam i nasi ukochani Susane i Gert!
Najtrudniejsze są momenty pożegnania, nie lubię ich w Polsce, nie lubię jeszcze bardziej tutaj. Wiem, że większości z tych osób nie spotkam już nigdy, a tak dobrze się z nimi rozmawiało, bawiło, współpracowało, czy kłóciło. Erasmus to moja przygoda życia, wypłynięcie na własne wody, pierwszy samodzielny rejs. Susane i Gert bardzo żałowali, że nie zostaniemy na drugi semestr, ale z drugiej strony spowodowali we mnie tyle zmian, że zawsze będę im za to wdzięczna. Usłyszeć "jesteś silną osobowością" bezcenne.
Jutro z samego rana do swoich krajów wracają Sarah M. i Vlado. Vlado jest moim bohaterem. Nie znam drugiego takiego.

środa, 15 grudnia 2010

15.12.2010 Środa

Dzisiaj na zajęciach 3 ostatnie grupy omawiały swoje projekty. Sandra z Czech, oczywiście wypadła bardzo zabawnie. Madeleine w swojej pracy poruszała temat pedagogów-mężczyzn w placówkach edukacyjnych. Porównywała sytuację w Danii do sytuacji w Irlandii. Wydaje mi się, że nie tylko Irlandczycy mają podobny problem, także w Polsce na palcach można policzyć mężczyzn pracujących w przedszkolach, w klasach 1-3. Wydaje mi się, że to ogromny błąd. Jak ktoś dzisiaj trafnie zauważył to ogromna szansa dla dziecka na lepszy rozwój, zwłaszcza dla dzieci, które nie mają męskiego wzorca w rodzinie lub ten wzorzec jest nieprawidłowy. Trudno będzie to zmienić, ponieważ nasze społeczeństwo przywykło do feminizacji zawodu pedagogu. Ostatnio w telewizji śniadaniowej poruszano temat: Pedagog jako wzór dla dziecka. Zaproszona jako ekspert pani przedszkolanka powtarzała cały czas w swoich wypowiedziach nauczyciel-ka, przedszkolan-ka, na co zwrócił jej uwagę prowadzący, a co z mężczyznami wykonującymi ten zawód? Brak. Większość z nas nie ma na swoich kierunkach facetów. Nasza 3 studentów na kursie H-H-H to i tak wielki sukces.
Ja i Ilona byłyśmy zobowiązane przygotować feedback do prezentacji Madeleine. Świetnie się przygotowała, dwukrotnie przeczytałam jej pracę. Mimo, że jest Irlandką to zrozumiałam treść jej pracy bardziej niż w przypadku grupy z Rumunii. Zapytałam ją o duński klucz do sukcesu w integracji mężczyzn w pedagogice. Ilonka zapytała jak starałaby się zachęcić facetów do studiowania tego kierunku.
Ostatnia grupa przygotowała ciekawe zadanie dla reszty. Mieliśmy opowiedzieć o jednej historii z Erasmusa, która wydaję się ważna dla nas. Ja oczywiście wykorzystałam doświadczenia z Klubu 3.
Dzisiaj zamierzam się przygotować duchowo do świąt, kupić secret prezent na czwartkową kolację wigilijno-pożegnalną, wypełnić dokumenty potrzebne jutro i świętować przyszłe urodziny Ireny. Z tej okazji przygotowałam dla niej śmieszno-nieśmieszne życzenia. Kończę dzisiejszy wpis, chyba nigdy tak wcześnie nie opisywałam co wydarzyło się danego dnia...Chciałoby się powiedzieć ostatnia środa w Danii, ale niestety jeszcze nie dla mnie.

14.12.2010 Wtorek

Ważny dzień dla mnie. Sprawdzenie swoich sił. Pokazanie, że pobyt w Danii czegoś mnie nauczył, i bynajmniej nie mam na myśli tylko akademickiego punktu widzenia. Rano, jak zwykle wydawało mi się, że mam za mało czasu, ale trudno się dziwić, skoro wstałam tak późno. Mamo, spokojnie, zjadłam śniadanie. Praktycznie to samo od kilku tygodni. W tym miejscu chciałabym podziękować mojej koleżance Agnieszce Sz., która podsunęła mi pomysł na płatki z mlekiem na śniadanie każdego dnia. Na przystanku czekała na mnie moja ekipa. 90 jak zwykle spóźniony. Przyzwyczailiśmy się. W autobusie Barry powiedział mi, że Ilona zaspała. Chyba pierwszy raz się jej to przydarzyło. Była 8:48, doskonale pamiętam, bo spojrzałam na zegar wyświetlający się nad moją głową. Zdążyła na naszą prezentację, bo zgodnie z harmonogramem zaczynałyśmy nasze wystąpienie o 11. Przed nami były dwie grupy: Simona, Sandra, Vaida, Gintare, Mateja oraz druga prezentacja Diany. Dziewczyny przygotowane, przeprowadziły też ciekawe ćwiczenie dla nas. Diana, jak zwykle zaszalała. Wystąpiła bez żadnego przygotowania, mówiła co przychodziło jej do głowy,stąd też zarzut o brak jakichkolwiek podstaw teoretycznych, schematu wypowiedzi. Mówiła o komunikacji niewerbalnej z dziećmi, używała doświadczeń z praktyk, na które nie chodziła zbyt często. Po przerwie przyszła nasza kolej. Nasza prezentacja bardzo spodobała się wykładowcom, reszcie grupy, podkreślali, że bardzo zaangażowałyśmy się w przygotowanie tego tematu. Nasze ćwiczenie z dramy, gdzie Vlado występował jako role model, a reszta podzielona była na uczniów duńskich i imigrantów wzbudziło sporo emocji. Trudno napisać mi wszystko ze szczegółami, staram się uchwycić momenty, które w przyszłości pozwolą odtworzyć tą sytuację na nowo.
Jeżeli chodzi o uczucia towarzyszące to muszę przyznać, że byłam dziwnie spokojna, w trakcie pewna siebie, a na koniec bardzo szczęśliwa. Fruwałam kilka centymetrów nad ziemią. Może jutro jeszcze coś dodam.


Zamknęłam konto w Nordei. Poszło bez problemu, bardzo szybko. Kupiłam ostatni bilet na 10 przejazdów. Można szaleć! Nie mam jeszcze prezentu na czwartek.
Po powrocie zjadłam mini obiad, otworzyłam plik z evaluation do wypełnienia, ale byłam zbyt zmęczona, by zrobić cokolwiek. Położyłam się na chwilę... i wstałam o 22. Pewnie nie przerywałabym sobie, gdyby nie fakt, że muszę się przygotować na ostatni element mojego zaliczenia. Tak, jutro ostatni dzień akademicki na Peter Sabroe Seminariet.

Ktoś powiedział, że zazdrości mi tego bloga. Zapytałam dlaczego, odpowiedź: za chęć i wytrwałość. To był najlepszy pomysł na jaki mogłam wpaść, by uchwycić wspomnienia. Mówi się tak o zdjęciach, ale ja jednak wole słowo pisane. Na początku wpisy pozwalały mi przetrwać kryzys Hajredalu, były dni, kiedy przeklinałam, że przez lenistwo muszę nadrobić w opisie dwa dni,a już nie pamiętałam, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Mogłam to przerwać kiedy tylko chciałam, ale daje mi to niesamowitą przyjemność. Cieszę się, że ktoś czyta każdego dnia moje wpisy i czeka na kolejne.

wtorek, 14 grudnia 2010

13.12.2010 Poniedziałek

Nadszedł tydzień zaliczenia semestru. Kolejne trzy dni poświęcamy na prezentację projektów, feedback. Moja prezentacja będzie jutro. Dzisiaj zaprezentowali się jako pierwsi: Stefan, Irina i Roxana. Grupa z Rumunii wypadła świetnie, ale większość z nas miała wątpliwości, czy musieli posunąć się aż tak bardzo do akademickiego stylu, a język ich pracy pisemnej był bardzo trudny i skomplikowany. Na pewno byli świetnie przygotowani, każdą wysuniętą teorię popierali przykładami, doświadczeniami z pobytu w placówkach podczas praktyk. Ćwiczenie dla grupy polegało na przeanalizowaniu pewnej sytuacji i wyciągnięciu wniosków jak można pomóc naszemu klientowi. Moja grupa wylosowała sytuację ze żłobka: chłopiec, 2 latka z ADHD, lubi kolor czerwony, a rodzice zapisali go na 6 godzin dziennie ze spaniem. Nie miał wcześniej kontaktu z grupą rówieśników. W naszej odpowiedzi skupiliśmy się na kolorze czerwonym, nie zgodziliśmy się, że u 2-latka można zdiagnozować ADHD, a ze względu na egocentryzm charakterystyczny dla tego wieku adaptacja w nowym otoczeniu może być utrudniona, ale nie wymaga jakiś szczególnych zabiegów. Ciepłe przyjęcie, poczucie bezpieczeństwa powinny na początek wystarczyć.
Następny był Vlado ze swoim porównaniem systemu edukacji w Danii i na Słowacji. Zdecydowanie przyjemniej i bardziej zrozumiale przedstawił swój temat.
Sarah nie przedstawiła dzisiaj swoje projektu, ponieważ miała zły dzień. Nie szukałam odpowiedzi dlaczego, wystarczyło na nią spojrzeć.

Po powrocie spotkałyśmy się z Iloną,żeby ostatecznie zakończyć nasze przygotowania przed jutrzejszym zaliczeniem. Zrobiłyśmy sobie nawet mini-próbę:-)Wydaje mi się, że jesteśmy świetnie przygotowane. Ten temat pochłonął mnie bez reszty. Wydaje mi się, że moja praca licencjacka nie była tak bardzo interesująca, jak ten projekt.
Z drugiej strony lepiej nie zapeszać...ale "kto jak nie ty!"

O 19:30 poszłam do 9 na Christmas dinner z moimi "classmatesami". Oczywiście, jak zwykle brakowało kilku osób, które systematycznie odpuszczały integrację z grupą. Było dużo sałatek, pyszne ciasteczka Barrego i jego zaskakująco smaczne ciasto, które miałam przyjemność spróbować po raz pierwszy(smakuje jak Twix). Laura odmroziła przygotowane przez jej mamę tradycyjne świąteczne danie rumuńskie. Każdy powoli przyzwyczaja się do myśli, że to nasze ostatnie wspólne dni. Pierwsze osoby wyjeżdżają już 17 grudnia, np. Vlado. Świetnie się wczoraj bawiłam. Ilona zaproponowała zabawę, która polegała na tym, że na kartce z imieniem danej osoby każda osoba przy stole napisze coś miłego, coś od serca. Tak upłynęła godzina, ale miło było po spotkaniu przeczytać o sobie tyle miłych rzeczy o sobie. Czasami mamy obawy, jak jesteśmy odbierani przez otaczające nas osoby, okazuje się, że nie warto! Pomogłam dziewczyną posprzątać po przyjęciu.
Na koniec wieczoru Madeleine zaproponowała nam zabawę "Secret game". Wyszłam z Vlado na chwilę. Po chwili wrócił sam Vlado i poprosił mnie o pójście z nim. Moje zadanie polegało na tym, że miałam rozbawić Madeleine i Vlado. Zadanie zostanie zaliczone, gdy oni będą bili brawo. Na początek zaczęłam udawać rybkę. Robili to samo...poczułam się trochę confuse...zorientowałam się wtedy, że w opisie był jakiś haczyk. Udało się, zaczęłam bić brawo, oni zrobili to samo. Co to był za ubaw nie wie nikt. Najzabawniejsza i tak była Vaida. Simona zaproponowała inną zabawę. Wyszła z jadalni, a naszym zadaniem było wskazanie jednego przedmiotu, który ona po powrocie wskaże. Simona wróciła, a Vaida pokazywała jej różne rzeczy, zawsze przy tym prawidłowym, udawało się jej odgadnąć, że to właśnie ten. Nie udało się nam odnaleźć zasady, kodu, dzięki któremu porozumiewały się dziewczyny...Była burza mózgów, teorie spiskowe, ale ostatecznie Barry doszedł do wniosku,że to musi być coś związanego z Vaidą(o czym reszta z nas wiedziała niemalże od początku).

Po powrocie do pokoju, a była już prawie 12, miałam dylemat, czy przygotowywać się dalej na prezentację projektu, czytać kolejny raz naszą pracę, czy może zrobić coś co sprawi mi większą przyjemność, a mianowicie obejrzeć ostatni odcinek 5 sezonu Dextera. Zgadnijcie co wybrałam. Dexter rządzi! Czekam na kolejny sezon.

niedziela, 12 grudnia 2010

12.12. 2010 Niedziela

3 razy 12 w dacie. Pamiętam jak w liceum miałam numer 12, a może to było w gimnazjum. Kto wie?
W każdym razie w domu moja rodzina oczekuje na kolędę i strasznie mi przykro, że nie mogę być z nimi. Pewnie wielu się dziwi, że lubię to nerwowe oczekiwanie na Księdza. To chyba syndrom wszystkich katolickich rodzin, które chcą wypaść jak najlepiej. Bardzo lubię te szczególne odwiedziny.

U nas, na Lottesvej cisza i spokój. Ludzie powoli opuszczają akademiki. Niektórzy tylko ze względu na przerwę świąteczną, inni na zawsze. Ja już też powoli przygotowuję się do wyjazdu i już nie mogę się doczekać spotkania z moimi bliskimi. Wiem, że dziewczynki, te duże i małe czekają na mnie. Jeszcze tylko kilkanaście dni i będę!

Powinnam też popracować nad naszą wtorkową prezentacją, ale po dzisiejszych przejściach jakoś mi się nie chce. Może jeszcze się zmobilizuję, w końcu dopiero 22:45...
Ilonka mnie dzisiaj odwiedziła po wczorajszej wycieczce. Wróciła zadowolona. Zauważyłam też, że ma krótsze włosy. Oddała się w ręce jednego tureckiego pseudo-fryzjera. Tak naprawdę to student, który często odwiedza jej akademik.

Dzisiaj też obejrzałam przedostatni odcinek sezonu i nie mogę się doczekać następnego!

11.12.2010 Sobota

Sobota po imprezie zawsze jest wyczerpująca. Mnie dodatkowo przyszło w udziale sprzątanie po TEJ imprezie, ponieważ w tym tygodniu przypada mój cleaning duty... Zaliczyłam kilka podejść, zanim ostatecznie zdecydowałam sięgnąć po miotłę. Eszter pokręciła się po kuchni, przepraszam, pomagała mi:-) Zaangażowałam też Marco, Ani nie zastałam w jej pokoju. Po 2 godzinach wygląda lepiej, ale rewelacji nie ma. Mogę dodać, że nawet usunęłam kurz, który zalegał na kilku półkach.

Wieczorem kontynuowałam z moim współtowarzyszem oglądanie "Dextera" i widzę, że się wkręcił, chociaż nie widział żadnego wcześniejszego odcinka.

Ilonka była na wycieczce gdzieś w Niemczech.

10.12.2010 Piątek

Projekt z teatrem cieni zaliczony. Hura! Wszyscy świetnie przygotowani, każde z 8 przedstawień było wspaniałe. Po prezentacji projektów mieliśmy rozmowę z naszymi wykładowcami na temat tego, czy taki rodzaj zajęć jest przydatny, czy podobała nam się współpraca ze studentami duńskimi, co było złe, itp. Okazało się, że większość z nas była rozczarowana faktem, iż dopiero na 3 tygodnie przed wyjazdem mieliśmy możliwość współpracy z Duńczykami. Nasza grupa była naprawdę w porządku. Dziewczyny współpracowały z nami, może mogły częściej komunikować się z nami w języku angielskim... Szkoda, że Mariah z powodu choroby była nieobecna. Ale nic straconego, nasz wykładowca nagrywał nasze występy, więc może będzie jakaś pamiątka. Starałam się jak mogłam najlepiej, żeby wszystko poszło zgodnie z planem.

Jakoś tak smutno bez Iriny, która wyjechała dzisiaj rano.



Urodziny Eszter. Przyszło wielu gości, w większości mi nieznanych. Poznałam sympatyczną Dunkę, Tinę, która studiuje z Eszter( ma bardzo fajny zegarek). Po 1 solenizantka i goście zdecydowali się przenieść do Skjoldhoj Bar, gdzie była inna impreza. Tej nocy zrobiłam też pranie z moim kompanem, a jak wróciłam do akademika to w ciemnościach dojrzałam samotnie siedzącego Petera, kolegę Eszter, który korzystał jej laptopa. Dziwna sytuacja. Potem doszli Mark, Ilona, którzy pomagali Kacprowi dostać się do jego pokoju.

"Dexter" sezon 5 jest fascynujący. Uwielbiam ten serial!

piątek, 10 grudnia 2010

09.12.2010 Czwartek

Wstałam rano i byłam strasznie smutna. Taki nastrój utrzymywał się u mnie, można powiedzieć do końca dnia. Na uczelni okazało się, że nie będzie Mariah, bo jest chora i pewnie nie wyzdrowieje do jutra, więc nasz scenariusz należało zmodyfikować. Pracowałyśmy wytrwale do 13:30. Po powrocie odwiedziła mnie Ilonka, by wypełnić papiery na praktyki. O 16 poszłyśmy z Simoną i Irą dowiedzieć się jak wygląda sytuacja z wyprowadzką. Martwi mnie sam dzień wyjazdu, bo nie do końca wiem jak to wszystko zorganizować. Mam nadzieję, że nie zostanę w Hajredalu sama do 23 grudnia...


Irina przyszła się pożegnać. Wyjeżdża jutro,z samego rana. Ja robię wstępne przymiarki jak się spakować, żeby zająć jak najmniej miejsca.

Moi współlokatorzy, zwłaszcza Thomas, Lorenzo i Kacper doprowadzają mnie do szału, cieszę się, że ich więcej nie zobaczę. Grają w mini-piłkę nożną pod moimi drzwiami od kilku dni, przez co nie mogę spać, nie mogę też skupić się na niczym innym przez ten hałas. Czasami, gdy znudzi się im piłka, sięgają po rakietki tenisowe i grają w ping-ponga.

Jutro odwiedzi nas caretaker, żeby sprawdzić ogólnie czystość naszego domostwa i oczywiście będzie niemile zaskoczony, bo Eszter, Kacper i Lorenzo nie znaleźli chwili czasu, by w tygodniu ich dyżuru wysprzątać kuchnię, korytarz i salon. Jest bardzo brudno i nic nie wskazuje na to, że coś ma się zmienić do rana.

08.12.2010 Środa

Od samego ranka nie czułam się najlepiej, nic mi się nie chciało, więc postanowiłam sobie znaleźć nowe zajęcie. Jako, że moja fascynacja wampirami nie przeminęła postanowiłam z polecenia wielu osób zacząć oglądać serial "True blood". Trudno mi jeszcze wyrazić swoją opinię, ale jakoś trudno mi się przekonać do tego formatu.
Wczoraj zapomniałam dodać, że wysłałam naszego ukończone dzieło Susane, Gertowi i dodatkowo umieściłam nasz projekt na study.net. Jestem z nas dumna. Byłyśmy pierwsze:-)Im bliżej wyjazdu moich współlokatorów, tym bardziej czuję jakiś dziwny smutek, wewnętrzny niepokój. Wczoraj w kuchni prowadziłyśmy z Eszter rozmowę na tematy egzystencjalne, co nam się zwykle nie zdarza. Jutro kolejny dzień prób i pobudka o 6:35...koszmar.

07.12.2010 Wtorek

Praca nad final paper. Ostateczne starcie i próby podjęcia kolejnego wyzwania w postaci prezentacji dotyczącej naszego final project. Generalnie dzień wolny od zajęć na uczelni, ale trzeba się zmobilizować do aktywności na rzecz zaliczenia semestru we własnym pokoju. Udało się. Jakieś efekty są. Eszter ma randkę z Holendrem, czekam na relację:-)

wtorek, 7 grudnia 2010

06.12.2010 Poniedziałek

Wstałam o 6:40, żeby spotkać się z samego rana z Ahmedem, którego imię poprawnie pisze się w następujący sposób: Ahmad. W trójkę, razem z Iloną pojechaliśmy do jednej ze szkół, gdzie Ahmad był zaproszony jako role model do jednej z klas. Oprócz niego swoje historie opowiedziały dwie dziewczyny, a Martin-supervisor wspierał ich, obserwował i aktywizował młodzież po każdej przemowie. Dzieciaki z 9 klasy chętnie słuchały opowiadanych historii. Zadawały pytania. Po powrocie do akademika pracowałyśmy nad naszym projektem, który ostatecznie zakończyłam o 21. Chwila przyjemności-obejrzałyśmy z Eszter "Remember me", upiekłyśmy ciasteczka, poplotkowałyśmy z Anią i każda z nas udała się w kierunku swojego pokoju.

niedziela, 5 grudnia 2010

05.12.2010 Niedziela

U nas znów obficie pada śnieg, ale z tego co mogę dowiedzieć się z Internetu o pogodzie w Polsce, wynika, że warunki atmosferyczne sprzyjają tylko narciarzom, odcinając sporą część mieszkańców różnych regionów Polski od codziennych obowiązków. Tutaj ten paraliż jest głównie widoczny w opóźnieniach autobusów, całą resztę można jakoś znieść.
Mam nadzieję, że już niebawem odwiedzi mnie Ilona i zaczniemy pisać naszą pracę zaliczeniową.

04.12.2010 Sobota

Sobota trwała krótko i bardzo intensywnie. Oczywiście nie byłam w stanie wstać rano i pojechać na uczelnię. Ale miałam przy tym sporo szczęścia, ponieważ International Workshop Day okazał się wyjątkowo nieudany, ponieważ przyszło tylko 10 osób. Eszter przygotowała po powrocie posiłek dla nas i opowiedziała jak było w szkole. Później krótka drzemka przed kolejną imprezą miała uratować mnie przed złym samopoczuciem. O 9:30 rozpoczęło się przyjęcie urodzinowe Iriny, naszej rumuńskiej współlokatorki. Przyszło mnóstwo gości, których w większości nie znałam. Wydaje mi się, że to była pierwsza taka impreza w naszym akademiku, która przeciągła tylu ludzi i większość z nich była w świetnych nastrojach. Świetne towarzystwo, muzyka, czego chcieć więcej? O 12 pojechałyśmy do centrum, jak zwykle do Social Clubu. Tam impreza była średnia, dlatego też wróciłam o 3 do domu. Oczywiście, spotkałam naszą party-classmate Sandruśkę. Kiedy dotarłam do naszego akademika impreza trwała w najlepsze, ale gości było już zdecydowanie mniej, a większość z nich była w kiepskiej formie. Wróciłam więc do swojego pokoju i nawet głośna muzyka nie przeszkodziła mi w zaśnięciu. Byłam bardzo zmęczona.

03.12.2010 Piątek

Kolejny źle rozpoczęty poranek. Kolejny raz musiałyśmy rozkładać cały sprzęt od początku, ponieważ dzień wcześniej w naszej sali prób była impreza. Studenci grali w bingo...Jedna z naszych duńskich koleżanek miała definitywnie gorszy dzień ode mnie. Była wręcz niemiła. Zrobiłyśmy kilka prób, po czym przyszli nasi wykładowcy, którym zaprezentowałyśmy nasze przedstawienie. Okazało się, że zaprosili na nasz występ wizytującą grupę wykładowców z Finlandii. Chyba rozbawiłyśmy ich naszym występem. Potem przyszedł czas na słowa krytyki, które miały nam pomóc przed ostatecznym przedstawieniem w przyszły piątek. Musimy popracować nad slow motion, kolorowymi filtrami, tańcem i czymś jeszcze, ale zapomniałam, co jeszcze mieli na myśli.

Po powrocie zapakowałyśmy prezenty na przyjęcie. Pomogła nam Katherina. O 16:20 przyszła do mnie Ilonka, która powiedziała, że już o 16 powinnyśmy być w Klubie 3. Nie ukrywam, że zdenerwowałam się bardzo na wieść o tym, że znowu coś przeoczyła. Eszter pracowała w tym czasie nad moim wizerunkiem:-)

W Klubie zastałyśmy odświętnie ubranych i czekających na nas:Christiana, Ahmeda, Hassana, Stena i Charlotte. Pojechaliśmy wspólnie do restauracji, gdzie spotkaliśmy Marie, Sorena i pewną Norweżkę. Do końca nie rozumiem dlaczego była razem z nami, ale na pewno wkrótce się dowiem. Po obfitej kolacji przenieśliśmy się do domu Stena. To tam rozegrała się walka o prezenty. Był też konkurs: kto znajdzie w deserze „risengrod”(ryż a l’amande z gorącym wiśniowym sosem) kawałek migdału stanie się właścicielem kolejnego prezentu, itp. Idealnie pasowało do deseru porto.
Po 12 część z gości wróciła do domu z Ahmedem, my i Charlotte, Soren i Hassan zostaliśmy. Po godzinie pojechaliśmy taksówką do centrum i tam kontynuowaliśmy nasze Christmas party. W tym miejscu relacja dobiega końca:-)

czwartek, 2 grudnia 2010

02.12.2010 Czwartek

Czwartki i piątki od tygodnia wiążą się z koszmarem porannego wstawania o 6:40. Nie wiem jak wrócę do rzeczywistości, gdzie czasami trzeba wstać o 5, by dostać się na uczelnię. Tutaj jednak wszystko wydaje się łatwiejsze.
Kolejne próby naszego przedstawienia. Długie, żmudne i trochę nieefektywne. Oby to były tylko moje obawy. Widzę, że Ilonka ma ewidentnie jakiś problem ze sobą, niestety musi sobie poradzić z nim sama, bo ja i bez tego mam wystarczająco dużo stresu. Dzisiaj również rozmawialiśmy o naszych pracach semestralnych. Moja grupa została przydzielona Susane, która pytała nas jak przebiega nasz proces twórczy. W naszym przypadku zbieramy materiały, sporo już mamy. Teraz trzeba to wszystko pięknie przełożyć na pracę pisemną, prezentację i ćwiczenie dla całej grupy.
Po szkole poszłyśmy do Klubu 3, by porozmawiać z Ahmedem o jego zajęciu. Poznałam też Sorena. Jedyny pracownik,którego do tej pory nie miałam okazji poznać. Zostałyśmy na chwilę, by pogadać ze starszymi chłopakami. Dzisiaj urządzili sobie turniej bokserski, więc mogłyśmy im pokibicować. Po powrocie odwiedziłam Ilonkę, by pożyczyć od niej mikser i upiec piernik, którego jutro wręczę jako prezent jednej z osób z Klubu 3. Mam nadzieję, że jest to dobry wypiek i nikomu nie zaszkodzi. Dzisiaj też pozbyłam się moich słoiczków, które wszyscy znają w Hajredalu:-)Strasznie dużo się ostatnio dzieje, do tego stopnia, że wydaje mi się, że brakuje mi ciągle czasu.
Właśnie Eszter opuściła mój pokój, po krótkiej konwersacji na tematy powszechnie znane dziewczynom pożegnałyśmy się, życząc sobie wzajemnie kolorowych snów. Przede mną jeszcze wizyta w kuchni, bo pewnie pozostawiłam tam jakieś rzeczy, które należy posprzątać.Dobranoc, pchły na noc

01.12.2010 Środa

Można rozpocząć wielkie odliczanie powrotu do domu. Mam nadzieję, że ten ostatni miesiąc będzie najlepszym z całego pobytu tutaj. Mimo, że mroźna zima nie pomaga poczuć się lepiej, ale na pewno gwarantuje świąteczny nastrój. Chyba nie widziałam równie pięknie udekorowanego miasta w okresie Świąt Bożego Narodzenia w Polsce. Może dlatego, że w tym czasie rzadko odpuszczałam swoje rodzinne strony.
Dzisiaj spędziliśmy kolejny dzień w ARoS muzeum. Nasza grupa składająca się z: Ilona, Sarah M., Sandruśka, Iza, Lora i ja przygotowała zadania dla grupy Stefana. Mój obraz był omawiany jako pierwszy. Wybrałam "Three Ladies in Black" Haralda Giersinga. Pytałam członków grupy o symbolikę koloru, o uczucia, o skojarzenia, o to, co mogło się wydarzyć, jakie wydarzenie miało miejsce w tle sytuacji przedstawionej na obrazie i o to jaki tytuł nadaliby wybranemu przeze mnie obrazowi. Po wylosowaniu numeru poszczególne osoby odpowiadały na pytania. Zadanie dla grupy polegało na odegraniu scenki, dialogu pomiędzy postaciami z obrazu. Wydaje mi się, że bardzo spodobały się Susane przygotowane przeze mnie zadania. Pozostałe dziewczyny również przygotowały atrakcyjne zadania. Później spotkaliśmy się wszyscy w kawiarni, by omówić wykorzystane metody i połączyć zdobytą wiedzę z teorią omawianą na wykładzie dzień wcześniej. Kto chciał mógł zostać w muzeum i zobaczyć wystawy jeszcze raz. Chętnie skorzystałam z tej okazji. Jeżeli ktoś zapyta mnie co warto zobaczyć w Arhus, odpowiem śmiało, że ARoS muzeum. Ekspozycje znajdujące się w piwnicach budynku, których nie zdążyłam zobaczyć wczoraj były niesamowite, kontrowersyjne, demoniczne. Pokój imitujący rytm dnia, gdzie nie sposób wyliczyć wszystkie efekty specjalne zrobił na mnie ogromne wrażenie. Kolejna wystawa Christiana Lemmerz'a wywołała najwięcej kontrowersji wśród moich koleżanek i kolegów. Nie sposób dziwić się takim reakcją, gdy widzisz rzeźbę przedstawiającą kobietę, u której widać wnętrzności,a kończyny zostały oderwane. Okazało się, że autor w ten sposób chciał przedstawić ciało pięknej kobiety, którą widział podczas pobytu w USA. Była prostytutką. Tak urzekł go ten widok, że postanowił w ten sposób uczcić piękno i straszną zbrodnię. To jedno z lżejszych w odbiorze dzieł sztuki tego autora.

Po powrocie zdrzemnęłam się na chwilkę. Chwilka trwała 3 godziny. Po przebudzeniu, pełna nowej energii zabrałam się za sprzątanie mego królestwa.

wtorek, 30 listopada 2010

30.11.2010 Wtorek

Udało się! Odwiedziłam moje dwa wspaniałe miejsca w Danii( za darmo).Najpierw ARoS muzeum. Kilka pięter, z najwyższego rozpościera się piękny widok z panoramą miasta. Można również odwiedzić wystawę "Golden Age". Kolejne piętro poświęcone było rodzinie Królowej Małgorzaty. Na ekranach ustawionych w poszczególnych salach można było obejrzeć relację z wizyty pary królewskiej w muzeum, gdzie przygotowywano dopiero piętro poświęcone rodzinie królewskiej. Inna wystawa poświęcona była postaciom bajkowym, kreskówką. Jutro czeka mnie kontynuacja zwiedzania.
Muzeum odwiedziliśmy w ramach zajęć. Naszym zadaniem jest przygotowanie dla innej grupy zadania, które będzie łączyło się z treścią wykładu o wykorzystaniu sztuki w nauczaniu. Mam nadzieję, że nasze zadanie będzie odpowiednie i zadowoli Susane. Nad swoją partią muszę jeszcze popracować.
Po muzeum spotkałyśmy się w Klubie 3 z Ahmedem, który udzielił nam krótkiego wywiadu dotyczącego role models. Spędziłyśmy tam dwie godziny i wróciłyśmy do naszej "bazy".

Umówiłam się z Eszter, że dzisiaj również idziemy do Den Gamble By, czy jak kto woli Old Town. Dzisiaj było możliwe wejście za darmo, dzięki organizacji Student House. Warto było wybrać się w okresie świątecznym, ponieważ czekały na nas ekspozycje poświęcone tradycji świątecznej Duńczyków. To pierwszy skansen, w którym spotkałam aktorów odgrywających role mieszkańców starego miasta. W uliczkach można było spotkać małe kramiki ze specjałami kuchni duńskiej, pamiątkami i świątecznymi ozdobami. Zawsze, kiedy przejeżdżałam obok tego miejsca wydawało mi się ono małe. Byłam mile zaskoczona, kiedy zobaczyłam jak wiele budynków pozostało po starym mieście i jak bogatym zbiorem zabytkowych przedmiotów dysponują mieszkańcy Arhus.

Po powrocie, zabrałyśmy się za gotowanie. Eszter pierwszy raz próbowała polski kisiel i chyba jej smakował:-)Zwykle śmiało wyraża swoją krytykę, a w tym wypadku było inaczej. Obejrzałyśmy przy kolacji "The Back-Up Plan". Potwierdziło się, że uwielbiam komedie romantyczne...
ANDRZEJKI!ANDRZEJKI!ANDRZEJKI!ANDRZEJKI!ANDRZEJKI!ANDRZEJKI!ANDRZEJKI!ANDRZEJKI

29.11.2010 Poniedziałek

Zapomniałam opisać bójkę, która miała miejsce na terenie naszego akademika. Bili się Jurij z pewnym Belgiem. Belg,niestety doznał urazu( dzisiaj przeszedł operację żuchwy). Całe zajście miało miejsce w ubiegły piątek.

Dzisiejsze zajęcia były dziwne. Najpierw powrócił temat prac zaliczeniowych. Okazało się, że można je pisać samodzielnie, a nie w grupach. Irena poruszyła temat nieobecności Diany, o której Susane nie miała bladego pojęcia. Moi koledzy poskarżyli się również na stosunek Nielsa do nas. Mówiono o tym, że jest ironiczny, zły, wysyła maile niemiłej treści. Susane z jednaj strony próbowała go bronić, z drugiej sama przyznała, że istnieje pewien konflikt pomiędzy nami i Nielsem. Czułam się zażenowana, bo wiem, że nawet jeżeli coś było nie tak, to na dwa tygodnie przed zakończeniem semestru nie ma sensu roztrząsać tej sprawy. Głównie chodziło o przymusową aktywność na forum, które założył Niels dla studentów kursu H-H-H. Potem przeszliśmy do właściwej części wykładu, który z wszystkich pozostałych study circles wydawał się najtrudniejszy. Zwróciłam uwagę Susany zadając jedno, ale jakże ważne pytanie dotyczące treści lektury. Cieszę się z tego, że moje myślenie po angielsku w końcu stało się realne.
Po zajęciach udałam się do Biblioteki Uniwersyteckiej, żeby oddać moje dwie lektury. Potem już tylko czekała mnie wycieczka do City Vest i poszukiwanie prezentów dla kogoś z Klubu 3. Przy okazji prezentów, Madeleine wyszła z propozycją zorganizowania mikołajkowych prezentów dla siebie nawzajem. Zobaczymy co z tego będzie.
Znalazłyśmy odpowiednie prezenty i wróciłyśmy do Hajredalu. Odwiedziłąm Ilonę, żeby porozmawiać o naszym projekcie.

Wieczorem, razem z Ester i Mateuszem obejrzeliśmy film "Dear John". Wspaniały film. W porównaniu z "Day. Night", który oglądaliśmy w niedzielę, mogę śmiało przyznać-wyśmienity. Podobają mi się te nasze wieczory filmowe połączone z rozmowami.

niedziela, 28 listopada 2010

28.11.2010 Niedziela

Byłam pewna, że nie zdążymy na autobus, bo początkowo nieszczególnie chciało mi się wychodzić na zewnątrz. Zdążyłyśmy. Jeżeli chcecie przeżyć szaloną noc, potrzebujecie 2 szalonych Hiszpanek. Cóż to była za noc! Wróciłyśmy do domu o 7:30. Uff, emocje już powoli opadają, ale wspomnienia zostaną na zawsze...Nasz pakt został zrealizowany:-)

27.11.2010 Sobota

Dzisiejszy dzień poświęciłam na szukanie materiałów do mojej pracy licencjackiej. Strasznie mnie to jednak zestresowało i postanowiłam udać się do kuchni i ugotować coś co sprawi, że poczuję się lepiej. Zadziałało. Sprawdziłam też co stało się po tym, jak opublikowałam mój dziennik praktyk. Oczywiście, Niels zarzucił mnie mnóstwem pytań bardziej szczegółowych, wymagających zastanowienia. Ale najważniejszym momentem dnia i tak była nasza impreza pod hasłem "Hot Party". O 21:30 w naszej kuchni było sporo gości i jeszcze więcej wina. Byli nasi współlokatorzy i goście: Mark, Niecolas, Marie, Angela, Rohio, dziewczyna z Armenii, Mateusz, 12 osób z Polski, których zaprosiła Ania. Dziewczyny zaczęły przygotowywać grzane wino. Dodawałyśmy kolejno przyprawy, pomarańcze, mandarynki i jabłka. Wino było pyszne. Impreza całkiem niezła, muszę się pochwalić. O 12 postanowiłyśmy z Eszter i dwiema szalonymi Hiszpankami udać się do centrum, żeby się jeszcze lepiej zabawić.

piątek, 26 listopada 2010

26.11.2010 Piątek

Proszę odwiedzających Gości, dzisiaj do Arhus przyjechał Święty Mikołaj ze swoją świtą, by zapalić światełka na deptaku, w centrum miasta. Jest to wielkie wydarzenie, w którym uczestniczą całe rodziny, mnóstwo studentów chciało zobaczyć defiladę poprzedzającą przyjazd Mikołaja. W końcu pojawił się długo oczekiwany gość, przyjechał Rolls Royce'm. Z tej okazji sklepy otwarte są do północy, a świąteczne markety, gdzie można kupić wszystko, co związane ze świętami, począwszy od grzanego wina na ozdobach skończywszy, cieszą się dużą popularnością. Miasto wygląda pięknie, mimo -4 stopni na zewnątrz i prószącego śniegu warto było wyjść na powitanie Świętego Mikołaja. Szkoda, że w Polsce nie mamy takich akcji, zwłaszcza dla maluchów. W City Vest również można poczuć atmosferę świąt. Ludzie na potęgę kupują wino. My kupiłyśmy tylko 5l:-)

Jeżeli chodzi o realizację naszego projektu, to przeszłyśmy do fazy drugiej-powtarzanie, powtarzanie i jeszcze raz powtarzanie.

czwartek, 25 listopada 2010

25.11.2010 Czwartek

Wczoraj wydarzyła się rzecz niebywała. Upiekłam pierwszy w swoim życiu piernik i moje wspaniałe krytyczki kulinarne, które mieszkają ze mną ogłosiły jednoznacznie, że jest... dobry! Chyba nie muszę opisywać swojej radości, spróbujcie ją sobie wyobrazić:-) Niestety, nastawienie na dzisiaj nie było już takie pozytywne jak zazwyczaj. Nie dla tego, że dzisiaj jest poniedziałek(bo nie jest), ale dlatego, że zaczęliśmy nowy projekt związany z teatrem cieni. Realizujemy go we współpracy ze studentkami duńskimi. W mojej grupie są 4 sympatyczne Dunki, na co dzień przyjaciółki. Chyba za sprawą Ilonki po dzisiejszym dniu myślą, że przyjechałyśmy z kraju Trzeciego Świata. Gdy oznajmiłyśmy im, że mieszkamy w dzielnicy Brabrand, jedna z nich oznajmiła: "Jak byłam mała to mama powtarzała mi, że nigdy nie wolno mi tam pójść, bo tam się różne złe rzeczy dzieją i jeszcze nigdy tam nie byłam". Pewnie gdybyśmy mieszkały w innej dzielnicy i ktoś opisałby nam Brabrand w ten sposób pewnie też zrezygnowałybyśmy z wycieczki w te okolice. Pamiętam, że początki były trudne.

Koszmarnie trudno przyszło mi wstać przed 7, żeby zdążyć na zajęcia o 8:30 i tak zaczynaliśmy je o 9:00, bo większość osób nie przyszła na czas, a nasi wykładowcy chcieli zacząć omawianie projektu. Wszystko działo się bardzo szybko. Zostaliśmy podzieleni, dobraliśmy się w pary, a potem połączyliśmy z duńskimi studentami.
Najtrudniejszy moment przyszedł później-propozycje związane z przedstawieniem. Wyszłyśmy od poważnych tematów: Polska-Dania, dzieci imigrantów, itp., po sceny z bajek, zabawne cechy Duńczyków, aż w końcu doszłyśmy do punktu, w którym zdecydowałyśmy się na przedstawienie fairytales vs modern culture. Będzie to krótka historia z morałem. Dzisiaj wybrałyśmy postacie, opracowałyśmy wstępny plan, próbowałyśmy dobrać muzykę i przymierzałyśmy nasze stroje. Tyle szczegółów na dzisiaj. Nie siedziałyśmy w szkole do 15, jak założono na wstępie. Może ze względu na to, że był to nasz pierwszy dzień i już więcej nie byłyśmy w stanie osiągnąć. W każdym razie chętnie pojechałam do akademika. U nas jest już bardzo dużo śniegu i nic nie wskazuje na to, że powinno przestać padać. Cieszę się na taką pogodę:-)
Coraz bliżej święta, a co za tym idzie w końcu spotkam się z rodzinką. Jeszcze tylko 27 dni...

środa, 24 listopada 2010

24.11.2010 Środa

Coraz bliżej święta, najlepszym na to dowodem jest śpiewanie przez nas "Last Christmas" na przystanku autobusowym. Ilość śniegu jest zadawalająca, dla niektórych jest to zjawisko niezwykłe. Wczoraj obserwowałam grupę Turków i Hiszpanów walczących w nocy w bitwie na śnieżki. Jak dzieci:-)

Dzisiaj przedstawiłyśmy naszą najbardziej zabawną prezentację, jaką do tej pory miałam okazję przygotować. "DANISHNESS-trousers into socks-new fashion". Nasz wykładowca był w szoku. Jako niespodziankę odtworzyłyśmy nagrany wczoraj filmik z udziałem Gintare, która prezentuje jak właściwie zastosować ten trend. Bezcenne. Pozostałe dwie grupy też wykazały się niezwykłą kreatywnością. Pierwsza grupa prezentowała zwyczaje żywieniowe, a jako niespodziankę przygotowali dla nas kanapki z duńskich produktów. Trzecia grupa zajęła się zagadnieniem rowerzystów w mieście.

23.11.2010 Wtorek

O 13:00 wyruszyłyśmy na poszukiwanie respondentów, którzy odpowiedzą na nasze pytania i dodatkowo pozwolą sfotografować swoje obuwie i będą reprezentować new fashion-spodnie w skarpetkach. Nie było to łatwe zadanie z uwagi na fakt, iż padał śnieg, było przeraźliwie zimno i wiał silny wiatr. Próbowałyśmy namierzyć nasze "ofiary" w centrum handlowym, ale niestety nie było ich zbyt wiele. Przeniosłyśmy się więc w okolice pobliskiej szkoły, bo przecież kto jak kto, ale nastolatki znają się na modzie najlepiej. Nie pomyliłyśmy się. Zebrałyśmy wszystkie niezbędne dane do naszych badań. U mnie przygotowałyśmy prezentację multimedialną, nawet nakręciłyśmy filmik instruktażowy: jak poprawnie bawić się modą w tym wydaniu:-)

Resztę wieczoru spędziłam w swoim towarzystwie. Mój spokój przerwała niespodziewana wizyta Mateusza i Ester. W końcu postanowiliśmy wyprowadzić Leo, kota Eszter na spacer, bo przecież biedak jeszcze nigdy nie miał kontaktu ze śniegiem, chyba był przerażony i wcale mu się nie podobało.

P.S Dzięki Mati za NORMALNY obiad...

22.11.2010 Poniedziałek

Po wyczerpującej wycieczce i krótkim, bo tylko 3 godzinnym śnie przyszło mi się zmierzyć z kolejnym Study circle, tym razem dotyczącym antropologii, kultury, a konkretniej w odniesieniu do Danii i jej mieszkańców. Pan, który wiele lat spędził w Ameryce bardzo chętnie rozmawiał z nami o różnych sprawach kulturowych, o uwarunkowaniach historycznych. Czasami trudno było mi nadążyć za jego tokiem rozumowania, ale starałam się ze wszystkich sił. Jednak brak snu dawał o sobie znać. Okazało się również, ku mojej rozpaczy, że zajęcia trwały od 9:00 do 15:00. Dramat, prawie zasnęłam na ławce.
Na koniec nasz wykładowca powiedział nam jakie mamy zadanie na jutro. Otóż, każda z 3 grup miała przeprowadzić jakieś badanie dotyczące cechy charakterystycznej Duńczyków. Powinniśmy wybrać odpowiednie metody i opracować wyniki, a w środę przedstawimy je przed kolegami i koleżankami z kursu.

Wieczorem odwiedzili nas Francuzi, przyjaciele Nicholasa, chłopaka Iriny. A my z Eszter urządziłyśmy sobie wieczór filmowy. W pierwszej kolejności "Yes Man", następnie "Leap Year".

21.11.2010 Niedziela

Nasze budziki zadzwoniły o 9:30. Nikomu, poza Ilonką nie chciało się wstawać, bo tak przyjemnie było dobrze się wyspać w ciepłym i przytulnym miejscu, gdy na dworze było tak zimno... Ale czas uciekał nieubłaganie, a przecież jeszcze tyle rzeczy chcieliśmy zobaczyć. Pożegnaliśmy Kacpra, który tego samego dnia wracał do Arhus. Charlotte wybrała się z nami na wycieczkę, pokazała nam Teatr Narodowy i Operę Królewską. Przeszliśmy również przez dzielnicę Nyhavn, gdzie sprzedawcy zachęcali do kupowania świątecznych dekoracji i innych pamiątek. Bardzo chciałam zobaczyć Amalienborg, gdzie straż pełni gwardia królowej. Później przyszedł czas na wieżę widokową, z której można było zobaczyć panoramę miasta. Imponujący widok, można się zakochać w stolicy. W wieży mieściła się również galeria sztuki, gdzie do dzisiaj można było oglądać wystawę sztuki współczesnej, jak dla mnie bardzo alternatywnej. Najbardziej szokujący element przedstawiał fazy życia muchy. Trudno opisać. Przerwa obiadowa w tureckiej restauracji. Zabraliśmy swoje bagaże z budynku, w którym mieściła się organizacja i pożegnaliśmy się z Charlotte, która postanowiła odwiedzić swoją koleżankę. My udaliśmy się na dworzec kolejowy, by pojechać do Szwecji, a konkretnie do Malmo. Pani w okienku kasowym na wieść,iż jesteśmy studentami dała nam zniżkę...familijną. Podróż pociągiem, poza wysokim standardem podróżowania była interesująca również z innego powodu. Podróżowaliśmy mostem oddanym do użytku w 2000 roku, który ma długość 8 km i wznosi się 70 m ponad poziom wody. Nasza podróż trwała około 40 minut. Właściwie do Szwecji wybraliśmy się bez żadnego planu, naszym celem była wycieczka do Szwecji, zwiedzanie miasta, portu i robienie zdjęć. Podczas podróży pociągiem widziałam również wiatraki ustawione w morzu pomiędzy Danią i Szwecją.


Z Malmo wróciliśmy do Kopenhagi. Uzupełniliśmy kolekcję zdjęć o park rozrywki Tivoli i Pomnik Andersena. Na koniec kolacja w Burger King i podróż pociągiem bez biletu do stacji Velby. Co to był za stres, kiedy kontroler biletu był w przedziale obok! Na szczęście zdążyliśmy wysiąść na czas. Nasz autokar już czekał, zajęliśmy miejsca. Zmęczeni ale zadowoleni wracaliśmy do portu. Na promie pożegnałyśmy się uroczyście z morzem. Potem pozostało nam już tylko wrócić z centrum do Hajredalu. Mieliśmy sporo szczęścia, bo 16 już na nas czekała.

Gdyby nie to, że Barry zgubił swój portfel, mogłabym śmiało powiedzieć, że ta wycieczka była super!

20.11.2010 Sobota

O 6:00 opuściłam swój pokój, by w ten sposób rozpocząć swoją wycieczkę do Kopenhagi. O 6:45 byliśmy już w autobusie, który miał nas zawieść do Kopenhagi. Na dworcu autobusowym przywitał nas zabawny starszy Duńczyk, który chyba miał ciężką piątkową noc. Początkowo byłyśmy z Ilonką pełne obaw, ponieważ myślałyśmy, że on może być kierowcą autobusu. Na szczęście dla nas, kierowcą okazał się być zupełnie kto inny. Po opłaceniu biletów pojechaliśmy do portu, gdzie przesiedliśmy się na pokład promu. Podróż promem trwała 1 godz. 30 minut. Po tym jak dostaliśmy się na ląd, czekała nas jeszcze 1,5 godzinna podróż autokarem do stolicy Danii. W tym czasie mogliśmy podziwiać piękne widoki, nizinny krajobraz, który w pewnych momentach łączył się w oddali z morzem. Miejscami widzieliśmy połacie pokryte grubą warstwą śniegu. Naszą podróż zakończyliśmy blisko stacji Valby, gdzie nie do końca wiedzieliśmy jak się dostać do centrum. W skrócie: po przejściach dotarliśmy do centrum miasta, gdzie odwiedziliśmy Ogród Królewski przy zamku Rosenborg. Potem naszym celem była informacja turystyczna, do której dotarcie zajęło nam mnóstwo czasu. W między czasie, "błąkając się" po ulicach Kopenhagi natrafiliśmy na wiele interesujących pomników. Przeszliśmy najdłuższą(1,2 km)ulicę Kopenhagi-Strøget, która po obu swoich stronach zachwycała pięknymi wystawami sklepowymi znanych na całym świecie marek. Sprzedawcy zadbali już również o świąteczny wystrój. Kopenhaga jest miastem bogatych ludzi, idąc napotyka się na wystylizowanych mieszkańców w różnym wieku, którzy nie stronią od bardzo drogich lokali i innych punktów handlowych:-)
W drodze do informacji spotkaliśmy ludzi, którzy zaoferowali nam bilety na wycieczkę autobusem Jump on, Jump off, oczywiście przystaliśmy na ich propozycję w przystępnej cenie i był to strzał w dziesiątkę.
Okazało się również, że centrum informacji było bardzo blisko miejsca, w którym kupiliśmy bilety. Zabraliśmy niezbędne mapy, informatory turystyczne i zapytałyśmy o połączenia komunikacyjne z Malmo. "Wskoczyliśmy" do zielonego autobusu, nałożyliśmy słuchawki i oddaliśmy się przyjemności słuchania lektora, który w naszych ojczystych językach opowiadał o zabytkach i atrakcjach Kopenhagi. Na naszej trasie mieliśmy możliwość "wyskoczenia" na dwunastu przystankach. Jako pierwszy wybraliśmy przystanek przy Małej Syrence. Wszyscy przed naszą wycieczką zapewniali nas, że nie spotkamy symbolu Danii, ponieważ została ona wywieziona do Szanghaju na wystawę Expo. Ku naszej wielkiej radości tego dnia, kiedy my przybyliśmy do stolicy, Mała Syrenka wróciła z Chin. Wielu Duńczyków zebrało się, by przywitać ją z należytym szacunkiem. Były przemówienia władz, wiersze i mnóstwo duńskich flag.
Później wybraliśmy się na spacer po okolicy.
"Wskoczyliśmy" po godzinie do zielonego autobusu, który zawiózł nas do centrum. Zdecydowaliśmy się pozostać w autobusie i udać się w kierunku Christiani nazywanej Małym Amsterdamem. Mieszkańcy tej dzielnicy nie życzą sobie zdjęć. Niestety, w pewnym momencie zepsuł się system i nie mogliśmy już dowiedzieć się nic więcej o urokach Kopenhagi. Po wycieczce autobusem poszliśmy zobaczyć jak wygląda Tivoli nocą i byliśmy zachwyceni, zwłaszcza Ilonka, która chciała przejechać się gigantyczną kolejką górską. Niestety, cena biletu zaskoczyła nas. Koszt wejścia na teren parku rozrywki: 75 dkk, możliwość korzystania ze wszystkich atrakcji: 280 dkk.

Kolacja była w Burger Kingu. Tam postanowiliśmy również zaczekać na wiadomość od Charlotte. Po godzinie spotkaliśmy się na mieście. Charlotte i jej chłopak Kacper, którzy wracali z urodzin siostrzenicy Kacpra i my, wspólnie udaliśmy się na miejsce naszego noclegu. Organizacja studencka, która sprawdza jakość kształcenia pedagogów, pomaga studentom rozwiązywać problemy związane ze studiami-tak, tam spaliśmy. Przytulne mieszkanie połączone z kuchnią, salonem, jadalnią i toaletą, plus biura. Na kolację zjedliśmy spagetti. Potem dłuuugo rozmawialiśmy, niektórzy kłócili się, a Charlotte bawiła się w fryzjera swojego chłopaka. Para postanowiła wyjść na miasto, a my turyści udaliśmy się do swoich śpiworków, by jutro rozpocząć kolejny dzień pełen wrażeń.

wtorek, 23 listopada 2010

19.11.2010 Piątek

Dzisiaj czekała na nas miła niespodzianka. Zaraz po przyjściu zgromadziliśmy się w auli, aby obejrzeć na dużym ekranie nagranie z występów " Life songs" poszczególnych grup. Muszę przyznać, że polska piosenka w wykonaniu członków mojej grupy była fantastyczna. Wszystkie pozostałe występy były niezwykle i jeszcze raz przeżywaliśmy emocje związane z prezentacją naszych ulubionych piosenek. Nasz Pan od dramy powiedział nam również, że od czwartku zaczynamy pracować nad nowym projektem we współpracy z duńskimi studentami. Jak będzie, okaże się w przyszłym tygodniu.

Po krótkiej przerwie przeszliśmy do innej sali, by razem z dwójką wykładowców porozmawiać o naszych final papers. Każda osoba miała za zadanie przedstawić temat jaki chciałaby podjąć. Było to trudne zadanie, Panowie wykładowcy zadawali sporo pytań. Większość z nas tego dnia nie miała jeszcze pomysłu na to, co chciałaby zaprezentować. Ale nie ja:-)Ja od kilku dni intensywnie myślałam nad tematem i wymyśliłam.
Role model: How this kind of narratives can influence on young people?

We would like to write about young people who we have known, they work in youth club. They work in Klub 3 but they are students or graduated studies. One of them is medicine’s student. Once he came to Klub 3 in doctor costume and we asked him why he did it and he told us something about his unusual activity. It was beginning of our inspiration to write about it. Another man finished Social Pedagogy. Few times in month they are invited to some place and they tell young people their stories-life stories. We understand that pedagogues tried to show them that immigrant’s background doesn’t mean that they are worst that Danish. Or maybe we are wrong and it has another goal. They are from Palestine and Lebanon. For us it was really amazing because we’ve not heard about it in Poland, we could see it on some American’s movies and series.

We’ll try to connect it with lectures about narratives because they are like narrators of their own life which they share with another people by telling the stories. We want to check if it is useful or can it be used in Poland.

Working methods:

COLLECTING FORMAL INTORMATION:
-who invented this program?
-when was the first meeting?
-who can be a mentor?
- for whom are organizing meetings with mentor?
- how often do they meet?
- where do they meet?
-who pays for it?
- what are aims of this program?

OBSERVATION :We want to take part in one of this meetings when our friends from Klub 3 will be telling the story of their life.
INTERVIEW: We want to interview people who will come to meet with storytellers and pedagogues.

We don’t know yet which way we will choose to show our knowledge about this topic. Maybe, if it will be possible, we will show classmates some recording and slideshow in PowerPoint.



Pakowanie, bo jutro wyruszam na podbój Kopenhagi!

czwartek, 18 listopada 2010

18.11.2010 Czwartek

Dzisiaj skupiliśmy się na analizie filmu "Idioci". Film z 1998 roku produkcji duńskiej. Moje uczucia po filmie? Zmarnowałam dwie godziny. Ludzie udają upośledzonych, wchodzą w interakcje z przypadkowymi ludźmi, żeby, moim zdaniem, wywołać w nich wstyd, zażenowanie. Mimo, iż nasz wykładowca próbował usilnie przekazać nam przesłanie, że czasami trzeba spróbować jak to jest być osobą niepełnosprawną, to nie zgadzam się z nim, że ten film miał właśnie to na celu. Uważam, że chodziło zwyczajnie o wzbudzenie kontrowersji reżyserując film, w którym w pewnym momencie mamy do czynienia z pornografią, a bohaterzy zachowują się odrażająco. Mogę nawet powiedzieć, że ten obraz uwłacza godności osób upośledzonych, którzy mimo swoich ograniczeń pozostają pełnoprawnymi członkami człowieczeństwa. W tym punkcie nasz wykładowca miał chyba inny punkt widzenia. Jeżeli chodzi o wrażenia innych osób z grupy, to większość odniosła się do filmu bardzo krytycznie, niektóre osoby głęboko wierzące czuły się bardzo niezręcznie musząc oglądać wspomniane kino. Nikt nas nie uprzedził z czym będziemy musieli się zmierzyć.
Zupełnie z innej strony. Dzisiaj w końcu była pierwsza kontrola biletów w autobusie.

Na poprawę humoru obejrzałyśmy w trójkę: ja, Eszter i Ania film "Eat Pray Love" z Julią Roberts. Takie lekkie kino jest o niebo lepsze, zwłaszcza, gdy na zewnątrz tak strasznie zimno.

środa, 17 listopada 2010

17.11.2010 Środa

17 listopad...za miesiąc o tej porze pożegnamy się i wrócimy do swoich krajów, rodzin, na macierzyste uczelnie. Towarzyszą temu mieszane uczucia. Nie chcę nic stracić, chcę zobaczyć jak najwięcej przed wyjazdem, nie chcę się rozstawać z moimi nowymi przyjaciółmi...
Ostatnio usłyszałam, że jak jestem chora to jestem również bardziej wrażliwa na "homesickness".

Dzisiaj nasze zajęcia odbywają się bez udziału wykładowcy, więc postanowiono, że będziemy się wspólnie przygotowywać do jutrzejszych zajęć o godzinie 17:00 w budynku nr 9.

Dzisiaj również powinnyśmy odwiedzić Christiana, szefa Klubu 3 i dopełnić wszystkich formalności związanych z naszym pobytem w placówce. Nie wiem jednak, czy dojdzie to dzisiaj do skutku, ponieważ nie mogę skontaktować się z Ilonką. Teraz zabieram się za prace porządkowe, by później poświęcić się lekturze kolejnego artykułu naukowego.

wtorek, 16 listopada 2010

16.11.2010 Wtorek

Pierwszy raz od dawna zdarzyło się, aby choroba zatrzymała mnie w łóżku i uniemożliwiła pójście do szkoły. Od kilku dni wszyscy powtarzali mi: Nie idź do szkoły, jesteś chora. Bałam się, że jak nie pójdę, to zawali się cały mój życiowy plan. Pobyt tutaj i obserwacja Duńczyków nauczyła mnie, że nie można się bać, że nie muszę być niezawodna. Zwolniłam tempo przez kilka dni, żeby wrócić w lepszej formie, mam nadzieję. Medycyna tradycyjna jest nieskuteczna. Syrop z cebuli i mleko z czosnkiem nie przynoszą pozytywnych skutków.
Przygotowania do weekendowej wycieczki trwają.

Zrobiłam zaległe pranie, obejrzałam odcinek "Glee", przeczytałam kilka stron książki i ugotowałam obiad. Muszę jeszcze odrobić zadanie domowe.

Wszystko wróci do normy, a może wszystko jest w normie...?

15.11.2010 Poniedziałek

Nie ukrywam, że miałam pewne obawy przed poniedziałkowymi zajęciami. Kilka razy przeczytałam zadane teksty i przygotowałam się do pierwszych wykładów z serii study circles Edi, nasz wykładowca okazał się bardzo miłym i sympatycznym starszym panem, który chce nam przekazać jak najwięcej wiedzy dotyczącej narracji. Na początku zagraliśmy w trzy gry, a potem przeszliśmy do omawiania opowiadania Gabriela Marqueza "Light is like water". Analizowaliśmy również narrację obrazu oraz pracowaliśmy w grupach. Na zadanie domowe mieliśmy za zadanie w parach(ja i Stefan) ułożyć opowiadanie wykorzystując wylosowane elementy. Nam trafiły się: accidentally stepped on the golden fish, ghost of..., sound.

14.11.2010 Niedziela

Niedzielę należy celebrować i tak też czyniliśmy.

13.11.2010 Sobota

Dzisiaj przypada mój upragniony dyżur sprzątania naszego akademika. Wypełniłam swój obowiązek z największą starannością. Dzisiaj ma miejsce również urodzinowe przyjęcie Ilonki "Mask Party". Niestety, większość osób wybiera się na przyjęcie organizowane przez Sergio, mojego współlokatora "Mustache Party". Ja zostaję u siebie, bo trudno mi wybierać kogo powinnam zaszczycić swoją obecnością, a prawdziwy powód jest jeszcze bardziej prozaiczny, otóż moja grypa mi na to nie pozwala.

Ilonka jest pełna obaw odnośnie przebiegu jej imprezy. Mateusz nie potrafi dodać jej otuchy, powiedziałabym, że wręcz ją przygnębia.

Po godzinie przyjęcia Mateusz postanowił opuścić towarzystwo i przyjść do mnie. Obejrzeliśmy film z ABK i Collinem Farrelem "Ondine". Sama wybierałam i jestem bardzo zadowolona.

12.11.2010 Piątek

Piątkowe zajęcia były podobne do zajęć wczorajszych, różnica polegała na tym, iż dzisiaj mieliśmy skupić się bardziej na przeprowadzonych z podopiecznymi ćwiczeniami, zajęciami. Od 9:00 pracowaliśmy w grupach, które utworzyliśmy na podstawie podobieństwa instytucji, które gościliśmy. O 12:00 rozpoczęliśmy omawianie naszych doświadczeń. I tak każda z trzech grup przedstawiła coś innego. My uczyliśmy piosenki "Old McDonald had a farm", bo właśnie to z dziećmi robiła Aine, my z Ilonką przeprowadziłyśmy ćwiczenia z dramy, które dostarczyły wszystkim trochę zabawy, zwłaszcza, gdy Barry omawiał konferencję o tym jak zachować młodość, jak uchronić się przed zmarszczkami wygłaszaną przez Irenkę. Druga grupa uczyła nas jak zrobić znicz wykorzystując do tego origami,a trzecia grupa nauczyła nas pewnych umownych znaków, którymi posługują się osoby niepełnosprawne.
Generalnie doszliśmy do wniosku, że bardzo trudno było zrobić z podopiecznymi cokolwiek nowego, bo dzieci nie lubią nowych rzeczy, chętniej zapraszały nas do wspólnej zabawy w coś, co dobrze znały.

Nasza wykładowczyni zwróciła nam uwagę, że każda z grup w celach zaznaczyła "having fun". Pytała nas zatem co to znaczy "have fun", co jest wyznacznikiem dobrej zabawy. Powinniśmy sięgnąć głębiej i zastanowić się, co powoduje, że chętniej sięgamy po wybrane metody w pracy socjalnej.

czwartek, 11 listopada 2010

11.11.2010 Czwartek

Dzień Niepodległości. Dzień wolny od zajęć, niestety nie w Danii. Dzisiaj, pierwszy raz dostałam się na uczelnię na rowerze. Na zajęciach prezentowaliśmy swoje wrażenia po praktykach, które większość z nas odbyła w różnych instytucjach. Były to dla mnie jedne z najciekawszych zajęć. Odniosłam jednak wrażenie, jak się później okazało słuszne, że to chyba nasza dwójka czerpała największą radość z praktyk. Nasza koleżanka, Izabella powiedziała nam dzisiaj, że rozmawiała z wieloma osobami i nikt nie cieszył się tak bardzo, nie przeżywał każdego dnia w placówce jak my:-)
Nasz wykładowca postanowił też utworzyć nowy temat na forum, który ma być poświęcony tłumaczeniu zdań, wyrażeń lub pojedynczych słów z języka angielskiego na duński, które mogą być pomocne dla kolejnej grupy studentów z Erasmusa, którzy zaczną studia już w lutym i, którzy tak jak my będą musieli komunikować się z ludźmi w miejscach swoich praktyk.

Dowiedzieliśmy się też jak będzie wyglądał kolejny tydzień oraz jak mamy przygotować projekt na zaliczenie. Sporo pracy przede mną, ale kto jak nie ja? To nasze,moje i Ani, ulubione zdanie w chwilach zwątpienia, kryzysu.

środa, 10 listopada 2010

10.11.2010 Środa

Today it was our last day in Klub 3. I'll be miss for this place. I've felt there like at home.The people who work there are very interesting for me. They are opened-minded, friendly, they are very close with kids but still they are pedagogues who are respected by children. I'm glad that I could be there.
We tried to celebrating our last day in special way: we sang with children, we took a lot of photos. I played the last time with boys with table tennis. Steen baked some sweet rolls with milk.
They gave as a bouquet of flowers and some gifts but I haven't opened it yet.

Po praktykach chora, zmęczona wzięłam się za przygotowywanie projektu, który jest związany z naszą praktyką i który muszę zaprezentować na jutrzejszych zajęciach. Na kolację były pierogi. I jeszcze jedno, nadszedł w końcu ten dzień, kiedy muszę jutro wstać o 7:00...Nie wiem jak to będzie...

wtorek, 9 listopada 2010

09.11.2010 Wtorek

Urodziny Ilonki. Jestem chora i postanowiłam zostać w pokoju, żeby nikogo więcej nie zarażać, tak jak ja zostałam zarażona jakimś paskudnym wirusem, który teraz nie daje mi żyć. Ale fajnie tak zatrzymać się na chwilę...

poniedziałek, 8 listopada 2010

08.11.2010 Poniedziałek

Jestem przeziębiona i czuję się fatalnie. Nie mogę brać już więcej pastylek, na samą myśl robi mi się niedobrze, ale muszę być silna, bo nie chcę stracić ani jednego dnia z pobytu w Klubie 3.
Today we spoke about weekend's trip. Pedagogues had been tired after those two days but we enjoed this trip. We spent time with girls on painting and drawing. Next, boys tried explain us rules of cards game which is called "fish". We were playing for a while.

Szef Klubu 3 zaprosił nas na świąteczny obiad 3 grudnia, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie jesteśmy dla nich kimś zupełnie obojętnym. Czuję się wyjątkowo:-)
Zbliżają się urodziny Ilonki, więc pora zacząć przygotowywać jakąś niespodziankę.

07.11.2010 Niedziela

Niedziela była przeznaczona na odpoczynek po wyczerpującej wycieczce. Dzisiaj również ugotowałam sobie pyszny obiad. W końcu udało mi się przygotować kotlety schabowe:-)Jak w domu!Nie czuję się najlepiej. Czasami jestem pełna podziwu dla Duńczyków, którzy lubią, wręcz uwielbiają chłodne dni i niskie temperatury. Niestety, ja nie mogę się przyzwyczaić i czuję, że się przeziębiłam. Wiele osób pytało mnie o moje wrażenia z wycieczki. Na pewno czuję się wyróżniona przez to, że zostałyśmy zaproszone. Dzieci cieszyły się z naszej obecności. Świetnie się bawiłam. Odwiedziłam dzisiaj budynek nr 9 i dawno nieodwiedzany nr 1. Eszter opowiedziała mi jak minął weekend w Hajredalu. Mimo wszystko, wydaje mi się, że to ja bawiłam się lepiej. Kolejne włamanie do mieszkania studentek, które nie mieszkają w naszym akademiku powoduje, że nie czuję się zupełnie bezpiecznie. Chciałabym odwiedzić fryzjera, ale biorąc pod uwagę duńskie ceny tego rodzaju usług wolę zaczekać jeszcze miesiąc...
Dzisiejszy wpis jest strasznie chaotyczny, możliwe, że ze względu na fakt, iż mam w głowie tyle myśli, które tak trudno ogarnąć, uporządkować i przekazać.

06.11.2010 Sobota

It was one of my best sleep in Denemark but Ilonka woke me up at 6:30. I thought I would kill her. We left school with younger boys at 7:30 because they had first match at 8. They were playing three times matches with different clubs. Everyone match went on 6 minutes. Unfortunately, they lose. They were very dissapointed and sad. They were stressed because they wanted to win for their coach-Ahmed. After their matches they were observing another teams. We've decided to see older boys. They were playing at another gym. We got there by bus. Older boys were more agressive and angry when they lost. They argued with football referee. Some of them got yellow cards and they had to leave a pitch. They were playing 9 minutes. We didn't see girl's football. I would like to write about gyms and pitches. They had very big gyms with grandstands.The school were we slept looked like school from american movies. They have big classes with all needed staff like projectors, maps, computer with connection with Net. Students desk are arranged in the circle.

After football matches we had water party in the swimming pool. It was a big atraction for youngest children. Older boys were bored and dissapointed. They thought that they had possibility to go to disco again. They have problem with their behaviour. They weren't allowed to use a chute because they behaved very bad and rescuer decided that their behaviour had threatened another children especcialy the youngest kids.

After party we went to Club 3. I was in Hajredal at 1 o'clock on Sunday. It was amazing trip!

05.11.2010 Piątek

Wstałam wcześniej, aby przygotować się na wycieczkę do Lemvig, gdzie zaplanowano konkurs piłki nożnej dla wszystkich dzieci z klubów młodzieżowych z całej Danii. O 12 opuściłam akademik, sprawdzając uprzednio, czy czegoś nie zapomniałam.

It was a long trip. Almost 3 hours. When we got there I dreamt only about taking shower and go sleep but I realised that it was impassible because we were sleeping in class at school. Our plan for the evening was very interesting. We went to the disco with children. I had a great fun with them. We were dancing with Ilonka and Charlotte until midnight. I was really curious how danish kids behave at a party. I think that they have a lot of common features with polish teenagers. I was surprised that teachers were staying on the first floor when children were at the party on the ground floor. I could imagine what can happend during this party. But they didn't have biggest problem. The youngest children come back to school earlier. The teenagers stayed until the end. After disco I was completly exhausted but I slept well even boys's screams didn't disturb me. It was one of the best party in Denmark. What happened in Lemvig, stayed in Lemvig:-)

Pierwszy raz miałam okazję spróbować krewetki. Pychotka!

04.11.2010 Czwartek

On Thursday Niels visited us. We spent 2 and half an hour on talking about our reflection from field studies. Maria accompanied us. He took with him his dog, as he promised. Kids had fun. We had a lot of points which we developed during our conversation.

czwartek, 4 listopada 2010

03.11.2010 Środa

Today we had a quest in our place. Niels visited us because he had a meeting with Valdo who does field study near our Club 3. Our teacher was really surprised that we were making panecakes for children.We spoke for a while and he left us. He said that he was going to visit us day after today with his dog Zenta. We prepared two kinds of them. One with apples and without them but with cinnamon and honey. I supported Ilonka only but I'm proud of myself. I was playing table tennis with boys, like always. But today they invited me to play with special joystick which was my tennis racket and tv programme. Of course, I lose. At 3 o'clock we went to Kid's Club. Older girls from "camp number 2" didn't want to take part. They left Club 3 before us. The Kid's Club this is a place where children can come and have fun. They can play outside and inside. It's situated in the down town. Next to Club is SFO. Club looks like big old industry hall but this is furnished like playground for children, On the wall we can see paintings. There is small football pitch, wooden house with chute, small bikes, pool,etc. We met there people with children. Our children were playing football and were climbing up house's walls.
Today I want to focus on youngest children's behaviour. They are very nice for us, I feel that they like us. But I see that they don't want to spend time together when they are in Club 3. Girls keep together, boys keep together. It's nothing unusual because children in Poland have similar problem. They argue rarely. They have good contact with teachers. They are close. Sometimes they forget to say hello:-)I can observe them when they need help they know who can help them. Girls like art activites with Charlotte and boys love playing football with Ahmeds.

wtorek, 2 listopada 2010

02.11.2010 Wtorek

We left home at 11:45.I was scared that we would be late but we're lucky and we got there in time:-) Today I would like to focus on relation between staff. I've never seen people who can spent so many time together on working, cooperating, discussing and having fun. For me they are like big family. I've observed them more than one week and I see how they communicate each other, how they solve problems. They are very close. They eat lunch together every day. The boss is like friend for them and they respect him. They are very nice for us. They like talking with us about our experiences here, in Club 3. Sometimes we compare this place to similar institution in Poland. They try to show us as much as possible. The boss explained us how the system of youth clubs is working in Arhus.

I feel that I'm more important for children now than one week before. Today I played table tennis with boys. They like playing with me. Now I know that not only because I always lose. They were happy when I told them that I'm going to go with them to football competition. Girls was preparing comics's pages.
We prepared common dinner. Potatoe's panecakes and meat's balls with special sauce. It was sweet kind of sauce with pineapples, raisins and india's jam. It was delicious. We praepared "placki ziemniaczane", the second part of meal was prepared be Steen. After that, at 4 o'clock we left them cos we had to go to international meeting in another department of our university.

Po praktykach udałyśmy się na spotkanie organizacyjne "International Day in Arhus". Chcemy zorganizować jakiś warsztat, który będziemy mogły przedstawić mieszkańcom miasta w grudniu. Dołączyliśmy się do studentów z wydziału nauczycielskiego Via University. Jak zwykle przyjęto nas bardzo gorąco. Były darmowe napoje, jabłka i pizza:-)Kolejne spotkanie za 2 tygodnie.

poniedziałek, 1 listopada 2010

01.11.2010 Poniedziałek

We’ve decided to finish our jewellery. But Charlote had great idea. The last time only one girl wanted to do it, so this time we changed place. We started do it in the kitchen where everyone has to pass. After half an hour we had more and more members but of course only girls. It was really nice. Boys were playing FIFA and table tennis. When we left them, they had activities with Ahmed and Steen.
When more girls were in club they was voting where they want to go. They had two possibilities: go to the cinema or to bowling club. Together with youngest girl from camp number 1 we went to bowling club. They had to pay 20 dkk for it. We spent there 1 hour and come back to club. They had great fun but I also saw that they are more focus on taking photos and buying food than on game. Teachers were with them and they were playing also.

Charlotte told us also something about boys who was fighting yesterday. It’s linked with their religion. Most of them are muslim. If someone says something bad about your mother or another women from your family, you have to react on it. It’s their point of view.


Po praktykach odwiedziłam mój ulubiony sklep, żeby zakupić składniki na kolejne bochenki chleba. Mandarynki były w promocji, więc kupiłam. Odwiedziłam też uniwersytecką bibliotekę i wypożyczyłam (w końcu) "Adult Children of Alcoholics. Relationships". Mam nadzieję, że teraz zacznę pisać swoją pracę licencjacką:-)Mobilizacja jest najważniejsza. O 20 wybieram się do akademika nr 1 w celach konsumenckich. Rajmondos po przegranej w karty został zobligowany do przygotowania wspólnego posiłku. Już nie mogę się doczekać!
P.S w City Vest spotkałam znajomego Eszter ale on mnie nie rozpoznał. Wydaje mi się to co najmniej dziwne, zwłaszcza jeżeli siedzisz z kimś przy jednym stoliku całą noc...

31.10.2010 Niedziela

Przed praktykami zdążyłam tylko zjeść śniadanie i posłuchać rozmowy pomiędzy Rumunką, a Holenderką, która dotyczyła ściągania na egzaminach podczas studiowania. Obie miały do tego krytyczny stosunek i mówiły, że raczej jest to niemożliwe na uniwersytetach, na których one studiują, ale mimo to czasami ktoś próbuje, z różnym skutkiem. Potem temat uległ zmianie, ale dalej pozostawałyśmy w temacie studiowania. Rozmowa skupiła się na wykładowcach. Nie miałam czasu, żeby dołączyć do dyskusji.

When I wisited Club 3 on Sunday I felt like I visit this place first time. It was first time when we’ve decided to take part in meeting with the older boys between 14 and 18. Firstly we went to the gym where boys were playing football. What was interesting they needed a lot of time before they started playing. They behaved very calm as their youngest friends. After the game some of them were angry, they argued each other.Next we got to Club 3 where they were playing FIFA, table tennis, surf the Net ,watching football match on TV. The majority of them were watching match. They were very loudy, they were offending each other. It’s natural way of communicating between them. They told us also what they know about Poland. Poland is a poor country where live a lot of Jews. Our country is corrupt by mafia. They know something about polish situation during II world war but they mix facts. They asked us about polish football players who play in Germany team and about polish football player who was playing in Danish team but he lost his place in team because of his controversial views.
We were with most of them in the living room when one of them who was in another room told teacher that two guys were fighting. Both of teachers went there and they separate boys and spoke with them. They argued about mothers. I don’t know exactly what they told each other but they have rule: when they are fighting in Club they have to leave this place. Otherwise if they decide to stay they mustn’t come for the next month or few weeks. Teachers told us that they don’t fight often like once per month.

I want to tell about one situation. Boys aksed us about weather in Poland, they said that in Poland is very cold. Ilonka told them:"In your country is colder, I think". They immediately gave us respond: "It's not my country. I'm from Somalia". I wasa really surprised because they could say that we are from poor country but they've forgotten that their parents took them from their country because they want better life for children.


Po powrocie z praktyk byłam tak bardzo zmęczona, że postanowiłam ograniczyć się do konwersacji z Eszter. Mateusz odwiedził mnie i jak zwykle odbyliśmy refleksyjną rozmowę.Obejrzałam jeszcze raz duński film, ale tym razem z angielskimi napisami. Przerwała mi Ilonka, z którą poszłyśmy do pralni, bo musiałam zrobić pranie. Okazuje się, że pralnia to świetne miejsce na ploteczki.

30.10.2010 Sobota

O 12 ktoś zapukał do mych drzwi. Obudził mnie. Jak łatwo się domyślić byłam zła, ale szybko mi przeszło, gdy dowiedziałam się, że była to Ester. Odgrzałam swój obiad i postanowiłam, że będę prasować. W między czasie postanowiłyśmy upiec chleb. Od słów przeszłyśmy do czynów. Przygotowałyśmy ciasto i nie pozostało nam nic innego jak tylko czekać kolejne dwie godziny, by je upiec i móc spróbować jak smakuje. Bochenek mojego chleba jest pyszny i smakuje wszystkim domownikom. Miałyśmy po wszystkim pójść na siłownię, ale zdecydowałyśmy się pójść na koncert do drugiego akademika Skoldhoj. Spotkałyśmy tam moich znajomych z kursu, którzy szybko zdecydowali się nas opuścić. My spędziłyśmy tam całą noc i wróciłyśmy o 6 według czasu po przestawieniu wskazówek.Spędziłyśmy Halloween z Duńczykami, którym nie brakło wyobraźni i zaskoczyli nas przerażającymi kostiumami. Na imprezie królowały wampiry. Jak ja kocham ten motyw przewodni:-)

29.10.2010 Piątek

Day off.

Dzieciaki wraz z opiekunami wybrali się na basen. Ja natomiast odwiedziłam bibliotekę. Towarzyszyła mi Ania. Razem opanowałyśmy duński system wypożyczania książek. Przychodzisz, podchodzisz do komputera, wpisujesz numer swojego ubezpieczenia(numer z żółtej karty), wpisujesz hasło, które ustaliłeś na początku. Drukujesz karteczkę, na której są twoje dane i tytuł książki i miejsce, w którym znajdziesz daną książkę. Zrobiłam sobie obiad, spędziłam czas z moimi współlokatorami w kuchni. Wieczorem sprawdziłam co dzieje się w 9 i wróciłam do siebie. Później w miłym towarzystwie obejrzałam film. Takk minął kolejny piątkowy wieczór.

28.10.2010 Czwartek

Today we went with children to the gym to play football. It wasn’t normal match because they hosted football player from first league of Danish football team.
They were very excited. I was really impressed how calm they could be when they were playing. They didn’t scream, fight. They were focused on game. In the same time girls went out to visit another club. Their friends from the second club invited them to see how looks club after reconstruction.

27.10.2010 Środa

Today we prepared together panecakes. We had had another plans but because of the weather we had to change it. When we were cooking the rest of children watched some movie. They enjoyed Ilonka’s racuchy. I took part in craftwork. We prepared bransolets. But only one girl decided to do it, so I, Charlote and her stayed in art class and we was making our jewellery. Boys like usually playing table tennis and Fifa. In the beginning of our day in youth club we had quests. Teenagers and teacher who go to school next to Club 3 wanted make movie about “How to be a teenager”. Some of them are members of youth club.

26.10.2010 Wtorek

I was playing table tennis with boys. I tried to learn poker's rules but I needed help. What is very important for me, they want to talk with me in English. They tried to explain each other in Danish and English, and next one of them asked me.
The older girls try to avoid us. They think that they are cool 14-teens. I think that they need time to know us better but I've seen that they’ve treated teacher in the same way.

On Tuesdays children prepare something to eat. Today Sarah prepared rice with some brown balls(I completely don't know what it was). She made also vegetable's salad with yoghurt and fried onions. One of teachers helped her. They don't have to eat together. They have a lot of freedom. Sarah and Ahmed just said that they had finished and who wanted could try their meal. After that Ahmed and the second teacher went with boys to play football. We stayed with Sarah. The rest of girls went to home very early today. I should add that girls are shared. They are two groups. Younger girls who are 13 years old or less keep together and older keep together. Some of them are siblings and they want to spend time separately. It's very nice that Sara wants to be with us. Today she taught Ilonka Danish. We tried to teach her some Polish.
Before 5 we were really surprised when we saw 3 older girls from the oldest group who visited us with Marie and Luisa. We didn't know them. It's new idea of Club 3 how to encourage them to come. On Tuesdays they meet at school where they learn how to play the guitar. Marie teaches them. Next they prepare some food or go out to eat something in down town. Today we stayed with them until 6 and we made some beauty mask. We had fun.

25.10.2010 Poniedziałek

I do my practices in place which is called “Club 3”. This is a youth club for children between 11-14 and 15-18. Younger children come to youth club every day after school. They finish lessons between 12-2 pm. They can stay here until 5 pm. After 5 pm club is opened for teneegers. They can come on Mondays, Wednesdays and Sundays. The Club 3 is closed at 9:45.
The staff: Christian is the boss, Marie, Steen and Ahmed work everday with younger group. Charlote is a student who does field studies in youth club. She has been there for 6 months. Hassan, our neighbour works with older boys. Some people work there as part-time workers. What is worth to add, they inviate also girls between 14-18 but they don't want to come because of the boys or their parents don't let them go out in the evenings. The area where children live is special because there live a lot of immigrants. Often their parents don't have a job or they get the lowest salary(the lowest income). Because of it the area is called "getto". Children can participate in Club 3 if their parents pay 200 dkk per year.The rest needed money is funded by government. For comparing in another similar club parents have to pay 650 dkk per month.
Every day we start our field study at 12. When we come to club,there are only teachers. They have lunch and they discuss about what they are going to do with children. They have schedule but they check that everything is ok. It’s good time for us when we can ask them if we have some question. They are very kind.



When we visited Club 3 on Monday, 25th of October it was our third time when we were in club. When we were waiting for children Charlotte showed us what kind of activities they can organized for children. They can play table tennis, pool. They have art class, room where they can play on Playstation. There are music instruments and stage. Sometimes they organize party for pupils just there. They have projector to watch movies and play on the big screen. They can use football pitch outside.
On Mondays they are shared. It’s girl-day. It means that girls do something together. They often go somewhere. This week was differently because they didn’t have any plan what they want to do. We stayed together in music room. In the beginning they decided what they want to do in the next Monday. They had a lot of possibilities: go to the cinema, sightseeing, ice-skating , swimming pool,bowling, etc. They decided to go to ice-skating. After that 4 older girls went out and me, Ilonka, Marie, Charlotte and 2 girls were making some theatre scenes like in drama class. I was great day.

wtorek, 26 października 2010

24.10.2010 Niedziela

Za mną połowa już połowa pobytu w Danii. W niedzielę wybrałyśmy się z Ester na siłownię. Przeprowadziłyśmy w drodze bardzo poważne życiowe rozmowy. Odwiedziłam Sandrę i mieszkańców z nr 9. Doradzali mi pogodzenie się z Ilonką. Tak też zrobiłam. Próbowałam nawiązać niezbędną w poniedziałek nić porozumienia. Wyszło jak zwykle. Od jutra będę prowadziła bloga w języku angielskim, ze względu na wymóg prowadzenia dziennika praktyk w tym języku. Nie che mi się dwa razy pisać tego samego:-)Jak już wiadomo,jutro zaczynam swoje praktyki i od jutra też będę samodzielnie przygotowywać obiady dla siebie. Większość moich współlokatorów trzyma za mnie kciuki. Dzisiaj jeszcze Mateusz zaprosił mnie na obiadokolację. Były pierogi z OWOCAMI!

niedziela, 24 października 2010

23.10.2010 Sobota

W moim pokoju nareszcie jest ciepło! Wstałam obudzona pukaniem do drzwi o 14. Okazało się, że Ania z Ester postanowiły mnie przywrócić do życia i nie zapomniały o obietnicy pójścia na siłownię. Ester zaproponowała, że możemy zjeść razem. Przygotowała pyszne drugie danie. Co ciekawe, ziemniaki były podane w formie pure(zmiksowane ziemniaki z odrobiną mleka). Po obiedzie odwiedził mnie Mateusz z listą produktów, które zamówiłam z Polski. Przyniósł ze sobą również deser-ciasto własnoręcznie wykonane przez jego mamę. Pyszne! W końcu przed 17 wybrałyśmy się na wycieczkę rowerową, która miała zakończyć się na uczelni Ester, gdzie mieści się siłownia. Postanowiłam, że wypróbuje mój "nowy" rower, który jeszcze należy do Dzióbka, kolegi Kacpra. Długa historia...Dzióbek wyjeżdża we wtorek i pewnie wtedy też okaże się, czy stanę się właścicielką czarnego roweru. Podróż trwała około 30 min, momentami było ciężko, ale przyjemność jazdy pasem dla rowerów rekompensuje wszystko. Siłownia profesjonalnie wyposażona, mnóstwo sprzętów, które do tej pory mogłam oglądać tylko w mediach. Najbardziej podobała mi się bieżnia i urządzenie, które przypominało kajak i wiosłowanie. Spędziłyśmy tam ponad 2 godziny i wróciłyśmy do domu. Hiszpanki wróciły z wycieczki do Kopenhagi i Odense.

22.10.2010 Piątek

Dzień pieczenia ciasteczek. Razem z Anią postanowiłyśmy upiec te same ciasteczka, które dzień wcześniej wykonała Ester. Pierwsza porcja spaliła się, niestety, za to druga wyszła jak należy. Po ciasteczkach przyszła kolej na gofry. Wyszły równie smakowicie. Widzę, że ze względu na przerwę więcej czasu spędzam w kuchni, niż we własnym pokoju. To chyba dobry znak. Dziewczyny zdecydowały pojechać na siłownię. Ja zostałam, trochę czytałam, trochę leniuchowałam. Po powrocie opowiedziały mi jak było. Wszyscy spotkaliśmy się w kuchni i zdecydowaliśmy, że idziemy do Social Clubu. O 22:00 poczyniłyśmy pewne przygotowania przed wyjściem, zagrałyśmy w karty i same, 4 dziewczyny poszłyśmy do klubu, ponieważ nasi współlokatorzy i goście rozmyślili się. Bawiłam się świetnie, zwłaszcza, że nie pamiętam kiedy ostatni raz bawiłam się na dyskotece. Muzyka mogła być lepsza, ale i tak zaliczam ten wieczór do udanych. Rozbawił mnie styl lansowania się Duńczyków. Przychodzą do klubów ubrani bardzo elegancko, w garnitury, mają muszki(skojarzyło mi się to z polskim weselem i zaproszonymi gośćmi). To samo dotyczy dziewczyn. Wróciłyśmy o 4 nad ranem zatłoczonym autobusem.

21.10.2010 Czwartek

Dzień sprzątania kuchni i lodówki. Ze względu na zalegającą wodę w mojej półce poprosiłam moje współlokatorki o odlodzenie lodówki. Zgodziły się, pomogły mi. Ester w miedzy czasie piekła ciasteczka, by w przyszłym tygodniu móc je upiec jeszcze raz ze swoim chłopakiem. Przegadałyśmy w ten sposób całe popołudnie. Pod wieczór, kiedy wybrałam się do kuchni, by zrobić herbatę, zostałam tam do późna grając z chłopakami i Anią w karty. W końcu się zmęczyłam i wróciłam do pokoju. Zasnęłam bardzo szybko.
Zapomniałam dodać, że odwiedziła mnie Ilonka, kiedy radośnie grałam w karty. Oczywiście, przyszła z wyrzutami, jak ja ją źle traktuję. A wszystko zaczęło się od tego jak zaprosiła mnie na wycieczkę rowerową razem z Simoną, ale nie potrafiła się skupić na mnie, musiała pogadać z chłopakami. Ja, rozespana, głodna odpowiedziałam, że muszę się przygotować, więc dziewczyny dały mi 10 minut. Wiedziałam, że to niewystarczająco dużo czasu dla mnie i ostatecznie zrezygnowałam, co nie ucieszyło ani Simony, ani Ilony. Mówi się trudno.

czwartek, 21 października 2010

20.10.2010 Środa

Kolejna magiczna data. Dziś gotowałyśmy u mnie, ponieważ jestem zła na Barrego i Rejmondosa. Mojego polskiego współlokatora odwiedził brat, kolega, do Ukrainki Larisy przyjechał chłopak, Mark i dwie Hiszpanki, Lorenzo polecieli do swoich domów. Ktoś inny jest na wycieczce. Niby tak mało nas, a dużo zarazem. Odwiedzili mnie dzisiaj Ania, Bartosz i Sandra. Przegadaliśmy dzisiaj sporo czasu, ale bardzo to lubię. Pokłóciłam się też kolejny raz z Ilonką. Ale nie czuję się winna, w żartach powiedziałam jej prawdę, którą ona doskonale zna. O 20:45 zgodnie z plan, bo przecież plan jest najważniejszy poszłyśmy do Bartosza na seans filmowy, ale film 'Across the universe'("Po drugiej stronie globu"), który nam zaproponował był co najmniej dziwny. Obejrzałyśmy go prawie do końca. Po filmie przyszedł czas na pranie. Miałam szczęście pralnia nr 1(bezpłatna) była wolna. I tak piszę ostatnie zdania opisujące dzisiejszy dzień, jest godzina 2:10 i zaraz idę po ostatnią turę prania. Ilonka z Simoną grają w karty z chłopakami w kuchni. Witaj czwartku!

19.10.2010 Wtorek

Wtorek można uznać za zdecydowanie bardziej udany dzień niż poniedziałek. O 11 wyruszyliśmy do Occupation Museum, by poznać trochę historii Danii i Arhus, gdzie przyszło nam żyć przez kilka miesięcy. Bilet kosztował 30 dkk, a pan, który sprzedawał bilety powiedział, że nie często ma przyjemność gościć zwiedzających z Polski. Sam odwiedził kilka ważnych z historycznego punktu widzenia miejsc w Polsce, takich jak Malbork, Oświęcim, Warszawa.
Po tym odwiedziliśmy kasę teatru, by zorientować się w cenie biletów. Okazuje się, że od poniedziałku do czwartku ceny biletów dla studentów są 50% niższe. Może, przy odrobinie szczęścia, wybiorę się na jakieś przedstawienie? Repertuar już mam.
Chcieliśmy odwiedzić jeszcze jedno muzeum Steno Museum, ale tego dnia było ono zarezerwowane dla innych zwiedzających, głównie dzieci. Postanowiliśmy,że odwiedzimy je innego dnia. Mamy jeszcze trochę czasu.
Po tej krótkiej wycieczce udałyśmy się z Ilonką do youth clubu. Dziś był dzień dla dziewczyn i dlatego razem przygotowywały posiłek-frytki i hamburgery, jak na nastolatki przystało oraz oglądałyśmy wspólnie film. Chłopcy razem z opiekunami mieli inne zajęcie, łowili ryby.
Przed seansem filmowym zapytałam dziewczyn o gatunek filmu, który chcą obejrzeć. Bez wahania powiedziały, że to komedia romantyczna. W trakcie oglądania okazało się, że ten film nie ma nic wspólnego z komedią romantyczną. Wręcz przeciwnie, był to dramat psychologiczny przedstawiający historię uzdolnionego młodego pianisty, który zmagał się z zaburzeniami psychicznymi. Uważam, że dziewczyny były za młode na taki film. To "ciężki" rodzaj kina, który wymaga od widza pewnej dojrzałości. Czułam się zażenowana momentami i pomyślałam: "W Polsce by to nie przeszło. 13-latki nie mogłyby obejrzeć takiego filmu." Był to film duński: "Vanvitting Forelsket"( "Love and Rage"). Po seansie dziewczyny rozeszły się bardzo szybko do domów. Zapytałam więc opiekunki kto wybrał ten film i czy dziewczyny lubią takie kino. Powiedziała mi wtedy, że kupiły film wczoraj, że pewnie sugerowały się okładką i początkowo mówiły, że film, który wybrały to straszne nudy. Spytała, czy podobał mi się film.
Po powrocie próbowałam odszukać Ilonkę, która wyszła wcześniej. Nie zastałam jej w akademiku. Spędziłam czas z moimi współlokatorkami, coraz bardziej je lubię. Potem poszłyśmy z Anią do Ilony, u której spotkałyśmy Simonę, Sandrę i Vaidę. Był też Barry, Rej. Graliśmy w karty. Simona pokazała nam dwie litwińskie gry. Rej strasznie mnie irytuje swoimi żartami. Przegrałam i muszę przygtować dla nich posiłek. Dramat.

18.10.2010 Poniedziałek

Poniedziałki bywają trudne, bez względu na to, że nie muszę wstać o 7:25. Miałam ambitny plan odwiedzić jakieś muzeum w naszym mieście, ale postanowiłam, że zrobię to kolejnego dnia. W zamian ugotowałam sobie rosół, najlepiej jak potrafiłam. Krzątałam się po mieszkaniu kilka godzin po to, by później odwiedzić Ilonkę i Simonę, które zaprosiły naszych znajomych na pancakes party. Poznałam tam Hiszpana o imieniu Pablo. Faceci postanowili zagrać w pokera. Dziewczyny w większości przeniosły się do kuchni, by podglądać poczynania Ilonki, która przygotowywała karpatkę. Towarzyszył nam Barry. Nie był to szczególnie udany wieczór, biorąc pod uwagę, że Ilonka mimo wszystko nie była w nastroju, a ja dalej nie przekonałam się do Kacperka.

niedziela, 17 października 2010

17.10.2010 Niedziela

Niedziela, z racji wczorajszej imprezy była bardzo męcząca. Najpierw Bastek pakował swoje rzeczy, by móc pójść do akademika siostry. Wstałam więc wcześniej, koło 11, ale nie miałam wystarczająco dużo sił, by pójść do Ilonki na wspólny rosół. O 13:30 pożegnałyśmy gości i udałyśmy się do kościoła. Po kościele wróciłyśmy do Hajredalu, zjadłam rosół i poszłyśmy do Simony na herbatkę. Spędziłyśmy u niej miłe popołudnie, pokazała nam wszystkie filmiki z występów i film, na którym widać jak skacze ze spadochronem. Niesamowite. Chyba sama nie miałabym tyle odwagi. Dzisiejszy dzień przejdzie do historii również z innego powodu. Ilonka postanowiła zakosztować smaku wódki, którą przyniósł Mateusz. Była to wódka miętowa domowej roboty. Przed nami jeszcze Tequila party, więc kto wie co nas czeka jutro. Jedno jest pewne-na pewno kac moralny Ilonki:-) Ustaliliśmy również, że idziemy jutro do jednego z duńskich muzeów. Zbiórka jutro o 11:10 na przystanku autobusowym. Mamy co prawda tydzień wolnego, ale każdy jak jeden mąż powtarza: I don't have enough money to go somewhere. Trochę to smutne, ale student potrafi i nie zamierzam nudzić się w tym tygodniu.
Mark właśnie skończył gotować swój hiszpański omlet. Mam nadzieję, że po powrocie przygotuje dla mnie taki sam. Teraz obiecałam poświęcić mu kilka minut na rozmowę, ponieważ jutro wyjeżdża i wraca w przyszłym tygodniu. Do napisania jutro!

16.10.2010 Sobota

Przyjęłam pod mój dach Bastka, młodszego brata Ilony. Ilonka zabrała swoich gości do miasta, nad morze i Bambi parku. Wrócili późno zmęczeni i głodni. Bastek przygotował dla nas dwie pizze. Były pyszne! Potem czekała na nas większa atrakcja. Ilonka była w złym humorze i postanowiła go sobie poprawić jadąc na przejażdżkę samochodem Tomka-kuzyna. Nie mogłam przegapić takiej atrakcji. Było super. Potem, idąc za ciosem wybraliśmy się z Mateuszem i Bastkiem do drugiego akademika. Niestety nie natknęliśmy się na żadną imprezę, ale znaleźliśmy wózek sklepowy, który posłużył nam za kolejny środek transportu. Noc pełna przygód. Po powrocie siedzieliśmy w kuchni Ilonki gawędząc przy herbatce i namawiając brata Ilonki do tego, żeby zaczął mówić po angielsku. Sprawiało mu to wiele trudności ale ostatecznie był bardzo zadowolony i chciał zostać z siostrą dłużej. Barry pomagał mu napisać referat z wizyty w Danii. Powstała z tego zabawna historia. To była długa noc, bo położyłam się do łóżka o 4 nad ranem.

15.10.2010 Piątek

Nadszedł wielki dzień prezentacji naszych 'songs of life'. Cały stres kumulowany przez cały tydzień miał szansę dzisiaj zniknąć z mojego życia przynajmniej na tydzień, bo tak długo będzie trwała nasza przerwa. Wszystko wyszło świetnie. Może za jakiś czas dołączę linki z filmikami z tego dnia. Większość grup potraktowała sprawę bardzo poważnie, a ich przedstawienia były bardzo głębokie i smutne zarazem. Wykładowca, który oceniał nasze przedstawienie powiedział, że wiele razy był w Polsce i często kiedy rano włączał telewizor napotykał się na programy dla dzieci i tak się czuł po naszym występie. Docenił również trud moich koleżanek i kolegi, którzy nauczyli się słów piosenki w języku polskim. Dowiedzieliśmy się również, że po przerwie i praktykach będziemy rozpoczynać zajęcia wcześniej, bo o 8:30 i będziemy kończyć o 15. Nie wyobrażam sobie tego. Po przerwie czeka nas również realizacja projektu we współpracy ze studentami duńskimi.

Około godziny 23 przyjechali długo wyczekiwani przez Ilonkę goście: jej brat, kuzyn, jego dziewczyna, siostra dziewczyny, a zarazem dziewczyna drugiego kolegi-Damiana "Gwoździa". Jak nie trudno się domyślić przywieźli mnóstwo prowiantu z Polski. Zastanawiam się co Ilonka powiedziała mamie, że ta przesłała jej aż tyle rzeczy:-)