środa, 6 października 2010

05.10.2010 Wtorek

Kolejny dzień, kiedy tak strasznie nie chciało mi się rano wstać. Na zajęciach prezentowaliśmy nasze choreografie. Świetna sprawa, każda grupa starała się wypaść jak najlepiej przed widownią, którą stanowiliśmy my i zaproszeni goście-Gert i Pani z USA wizytująca uczelnię. Po przerwie wykładowca rozpoczął wykład dotyczący jego doświadczeń związanych z organizacją pokazów mody, kampanii reklamowych dla dużych firm, znanych marek. Mnie najbardziej podobał się sposób w jaki zorganizował pokaz kolekcji butów marki Ecco. Pokazał nam również materiał z pokazu mody przygotowanego przez niego w współudziale z osobami upośledzonymi, z zespołem Downa. Kiedy tak opowiadał o życiu w Hollywood, na Manhatanie uświadomiłam sobie, że powinnam wpisać jego nazwisko w wyszukiwarkę, bo pewnie dowiem się jeszcze czegoś ciekawszego. Shirley nie podobało się, że nasz wykładowca ocenia, dokonuje pewnych subiektywnych sądów osób na podstawie zdjęcia. Widocznie uraziło to tylko ją, ponieważ nikt inny nie zauważył w tym nic nietaktownego. W ciągu całego dzisiejszego dnia Klaus pokazał nam jeszcze wiele innych ciekawych metod, które można wykorzystać w pracy.
Na koniec stojąc w kole każdy z nas miał podziękować za coś osobie, która stała obok niego. Miło na koniec dnia usłyszeć coś miłego od drugiej osoby.
Bartosz zaprosił nas na obiad. Danie dnia: zupa z soczewicy i frytki, surówka z marchwi i kotlety sojowe. Bartosz, jak się domyślacie jest wegetarianinem.
Później pobiegłyśmy piec racuchy zwyczajne i racuchy niezwyczajne z jabłkami. Nasz konspiracyjny plan skupił się na tym, by Barry nie zorientował się, że przygotowujemy to wszystko dla niego. Musiałyśmy posunąć się do małego "kłamstewka". Zaraz wychodzimy,więc na tym zakończę dzisiejszy wpis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz