wtorek, 26 października 2010
24.10.2010 Niedziela
Za mną połowa już połowa pobytu w Danii. W niedzielę wybrałyśmy się z Ester na siłownię. Przeprowadziłyśmy w drodze bardzo poważne życiowe rozmowy. Odwiedziłam Sandrę i mieszkańców z nr 9. Doradzali mi pogodzenie się z Ilonką. Tak też zrobiłam. Próbowałam nawiązać niezbędną w poniedziałek nić porozumienia. Wyszło jak zwykle. Od jutra będę prowadziła bloga w języku angielskim, ze względu na wymóg prowadzenia dziennika praktyk w tym języku. Nie che mi się dwa razy pisać tego samego:-)Jak już wiadomo,jutro zaczynam swoje praktyki i od jutra też będę samodzielnie przygotowywać obiady dla siebie. Większość moich współlokatorów trzyma za mnie kciuki. Dzisiaj jeszcze Mateusz zaprosił mnie na obiadokolację. Były pierogi z OWOCAMI!
niedziela, 24 października 2010
23.10.2010 Sobota
W moim pokoju nareszcie jest ciepło! Wstałam obudzona pukaniem do drzwi o 14. Okazało się, że Ania z Ester postanowiły mnie przywrócić do życia i nie zapomniały o obietnicy pójścia na siłownię. Ester zaproponowała, że możemy zjeść razem. Przygotowała pyszne drugie danie. Co ciekawe, ziemniaki były podane w formie pure(zmiksowane ziemniaki z odrobiną mleka). Po obiedzie odwiedził mnie Mateusz z listą produktów, które zamówiłam z Polski. Przyniósł ze sobą również deser-ciasto własnoręcznie wykonane przez jego mamę. Pyszne! W końcu przed 17 wybrałyśmy się na wycieczkę rowerową, która miała zakończyć się na uczelni Ester, gdzie mieści się siłownia. Postanowiłam, że wypróbuje mój "nowy" rower, który jeszcze należy do Dzióbka, kolegi Kacpra. Długa historia...Dzióbek wyjeżdża we wtorek i pewnie wtedy też okaże się, czy stanę się właścicielką czarnego roweru. Podróż trwała około 30 min, momentami było ciężko, ale przyjemność jazdy pasem dla rowerów rekompensuje wszystko. Siłownia profesjonalnie wyposażona, mnóstwo sprzętów, które do tej pory mogłam oglądać tylko w mediach. Najbardziej podobała mi się bieżnia i urządzenie, które przypominało kajak i wiosłowanie. Spędziłyśmy tam ponad 2 godziny i wróciłyśmy do domu. Hiszpanki wróciły z wycieczki do Kopenhagi i Odense.
22.10.2010 Piątek
Dzień pieczenia ciasteczek. Razem z Anią postanowiłyśmy upiec te same ciasteczka, które dzień wcześniej wykonała Ester. Pierwsza porcja spaliła się, niestety, za to druga wyszła jak należy. Po ciasteczkach przyszła kolej na gofry. Wyszły równie smakowicie. Widzę, że ze względu na przerwę więcej czasu spędzam w kuchni, niż we własnym pokoju. To chyba dobry znak. Dziewczyny zdecydowały pojechać na siłownię. Ja zostałam, trochę czytałam, trochę leniuchowałam. Po powrocie opowiedziały mi jak było. Wszyscy spotkaliśmy się w kuchni i zdecydowaliśmy, że idziemy do Social Clubu. O 22:00 poczyniłyśmy pewne przygotowania przed wyjściem, zagrałyśmy w karty i same, 4 dziewczyny poszłyśmy do klubu, ponieważ nasi współlokatorzy i goście rozmyślili się. Bawiłam się świetnie, zwłaszcza, że nie pamiętam kiedy ostatni raz bawiłam się na dyskotece. Muzyka mogła być lepsza, ale i tak zaliczam ten wieczór do udanych. Rozbawił mnie styl lansowania się Duńczyków. Przychodzą do klubów ubrani bardzo elegancko, w garnitury, mają muszki(skojarzyło mi się to z polskim weselem i zaproszonymi gośćmi). To samo dotyczy dziewczyn. Wróciłyśmy o 4 nad ranem zatłoczonym autobusem.
21.10.2010 Czwartek
Dzień sprzątania kuchni i lodówki. Ze względu na zalegającą wodę w mojej półce poprosiłam moje współlokatorki o odlodzenie lodówki. Zgodziły się, pomogły mi. Ester w miedzy czasie piekła ciasteczka, by w przyszłym tygodniu móc je upiec jeszcze raz ze swoim chłopakiem. Przegadałyśmy w ten sposób całe popołudnie. Pod wieczór, kiedy wybrałam się do kuchni, by zrobić herbatę, zostałam tam do późna grając z chłopakami i Anią w karty. W końcu się zmęczyłam i wróciłam do pokoju. Zasnęłam bardzo szybko.
Zapomniałam dodać, że odwiedziła mnie Ilonka, kiedy radośnie grałam w karty. Oczywiście, przyszła z wyrzutami, jak ja ją źle traktuję. A wszystko zaczęło się od tego jak zaprosiła mnie na wycieczkę rowerową razem z Simoną, ale nie potrafiła się skupić na mnie, musiała pogadać z chłopakami. Ja, rozespana, głodna odpowiedziałam, że muszę się przygotować, więc dziewczyny dały mi 10 minut. Wiedziałam, że to niewystarczająco dużo czasu dla mnie i ostatecznie zrezygnowałam, co nie ucieszyło ani Simony, ani Ilony. Mówi się trudno.
Zapomniałam dodać, że odwiedziła mnie Ilonka, kiedy radośnie grałam w karty. Oczywiście, przyszła z wyrzutami, jak ja ją źle traktuję. A wszystko zaczęło się od tego jak zaprosiła mnie na wycieczkę rowerową razem z Simoną, ale nie potrafiła się skupić na mnie, musiała pogadać z chłopakami. Ja, rozespana, głodna odpowiedziałam, że muszę się przygotować, więc dziewczyny dały mi 10 minut. Wiedziałam, że to niewystarczająco dużo czasu dla mnie i ostatecznie zrezygnowałam, co nie ucieszyło ani Simony, ani Ilony. Mówi się trudno.
czwartek, 21 października 2010
20.10.2010 Środa
Kolejna magiczna data. Dziś gotowałyśmy u mnie, ponieważ jestem zła na Barrego i Rejmondosa. Mojego polskiego współlokatora odwiedził brat, kolega, do Ukrainki Larisy przyjechał chłopak, Mark i dwie Hiszpanki, Lorenzo polecieli do swoich domów. Ktoś inny jest na wycieczce. Niby tak mało nas, a dużo zarazem. Odwiedzili mnie dzisiaj Ania, Bartosz i Sandra. Przegadaliśmy dzisiaj sporo czasu, ale bardzo to lubię. Pokłóciłam się też kolejny raz z Ilonką. Ale nie czuję się winna, w żartach powiedziałam jej prawdę, którą ona doskonale zna. O 20:45 zgodnie z plan, bo przecież plan jest najważniejszy poszłyśmy do Bartosza na seans filmowy, ale film 'Across the universe'("Po drugiej stronie globu"), który nam zaproponował był co najmniej dziwny. Obejrzałyśmy go prawie do końca. Po filmie przyszedł czas na pranie. Miałam szczęście pralnia nr 1(bezpłatna) była wolna. I tak piszę ostatnie zdania opisujące dzisiejszy dzień, jest godzina 2:10 i zaraz idę po ostatnią turę prania. Ilonka z Simoną grają w karty z chłopakami w kuchni. Witaj czwartku!
19.10.2010 Wtorek
Wtorek można uznać za zdecydowanie bardziej udany dzień niż poniedziałek. O 11 wyruszyliśmy do Occupation Museum, by poznać trochę historii Danii i Arhus, gdzie przyszło nam żyć przez kilka miesięcy. Bilet kosztował 30 dkk, a pan, który sprzedawał bilety powiedział, że nie często ma przyjemność gościć zwiedzających z Polski. Sam odwiedził kilka ważnych z historycznego punktu widzenia miejsc w Polsce, takich jak Malbork, Oświęcim, Warszawa.
Po tym odwiedziliśmy kasę teatru, by zorientować się w cenie biletów. Okazuje się, że od poniedziałku do czwartku ceny biletów dla studentów są 50% niższe. Może, przy odrobinie szczęścia, wybiorę się na jakieś przedstawienie? Repertuar już mam.
Chcieliśmy odwiedzić jeszcze jedno muzeum Steno Museum, ale tego dnia było ono zarezerwowane dla innych zwiedzających, głównie dzieci. Postanowiliśmy,że odwiedzimy je innego dnia. Mamy jeszcze trochę czasu.
Po tej krótkiej wycieczce udałyśmy się z Ilonką do youth clubu. Dziś był dzień dla dziewczyn i dlatego razem przygotowywały posiłek-frytki i hamburgery, jak na nastolatki przystało oraz oglądałyśmy wspólnie film. Chłopcy razem z opiekunami mieli inne zajęcie, łowili ryby.
Przed seansem filmowym zapytałam dziewczyn o gatunek filmu, który chcą obejrzeć. Bez wahania powiedziały, że to komedia romantyczna. W trakcie oglądania okazało się, że ten film nie ma nic wspólnego z komedią romantyczną. Wręcz przeciwnie, był to dramat psychologiczny przedstawiający historię uzdolnionego młodego pianisty, który zmagał się z zaburzeniami psychicznymi. Uważam, że dziewczyny były za młode na taki film. To "ciężki" rodzaj kina, który wymaga od widza pewnej dojrzałości. Czułam się zażenowana momentami i pomyślałam: "W Polsce by to nie przeszło. 13-latki nie mogłyby obejrzeć takiego filmu." Był to film duński: "Vanvitting Forelsket"( "Love and Rage"). Po seansie dziewczyny rozeszły się bardzo szybko do domów. Zapytałam więc opiekunki kto wybrał ten film i czy dziewczyny lubią takie kino. Powiedziała mi wtedy, że kupiły film wczoraj, że pewnie sugerowały się okładką i początkowo mówiły, że film, który wybrały to straszne nudy. Spytała, czy podobał mi się film.
Po powrocie próbowałam odszukać Ilonkę, która wyszła wcześniej. Nie zastałam jej w akademiku. Spędziłam czas z moimi współlokatorkami, coraz bardziej je lubię. Potem poszłyśmy z Anią do Ilony, u której spotkałyśmy Simonę, Sandrę i Vaidę. Był też Barry, Rej. Graliśmy w karty. Simona pokazała nam dwie litwińskie gry. Rej strasznie mnie irytuje swoimi żartami. Przegrałam i muszę przygtować dla nich posiłek. Dramat.
Po tym odwiedziliśmy kasę teatru, by zorientować się w cenie biletów. Okazuje się, że od poniedziałku do czwartku ceny biletów dla studentów są 50% niższe. Może, przy odrobinie szczęścia, wybiorę się na jakieś przedstawienie? Repertuar już mam.
Chcieliśmy odwiedzić jeszcze jedno muzeum Steno Museum, ale tego dnia było ono zarezerwowane dla innych zwiedzających, głównie dzieci. Postanowiliśmy,że odwiedzimy je innego dnia. Mamy jeszcze trochę czasu.
Po tej krótkiej wycieczce udałyśmy się z Ilonką do youth clubu. Dziś był dzień dla dziewczyn i dlatego razem przygotowywały posiłek-frytki i hamburgery, jak na nastolatki przystało oraz oglądałyśmy wspólnie film. Chłopcy razem z opiekunami mieli inne zajęcie, łowili ryby.
Przed seansem filmowym zapytałam dziewczyn o gatunek filmu, który chcą obejrzeć. Bez wahania powiedziały, że to komedia romantyczna. W trakcie oglądania okazało się, że ten film nie ma nic wspólnego z komedią romantyczną. Wręcz przeciwnie, był to dramat psychologiczny przedstawiający historię uzdolnionego młodego pianisty, który zmagał się z zaburzeniami psychicznymi. Uważam, że dziewczyny były za młode na taki film. To "ciężki" rodzaj kina, który wymaga od widza pewnej dojrzałości. Czułam się zażenowana momentami i pomyślałam: "W Polsce by to nie przeszło. 13-latki nie mogłyby obejrzeć takiego filmu." Był to film duński: "Vanvitting Forelsket"( "Love and Rage"). Po seansie dziewczyny rozeszły się bardzo szybko do domów. Zapytałam więc opiekunki kto wybrał ten film i czy dziewczyny lubią takie kino. Powiedziała mi wtedy, że kupiły film wczoraj, że pewnie sugerowały się okładką i początkowo mówiły, że film, który wybrały to straszne nudy. Spytała, czy podobał mi się film.
Po powrocie próbowałam odszukać Ilonkę, która wyszła wcześniej. Nie zastałam jej w akademiku. Spędziłam czas z moimi współlokatorkami, coraz bardziej je lubię. Potem poszłyśmy z Anią do Ilony, u której spotkałyśmy Simonę, Sandrę i Vaidę. Był też Barry, Rej. Graliśmy w karty. Simona pokazała nam dwie litwińskie gry. Rej strasznie mnie irytuje swoimi żartami. Przegrałam i muszę przygtować dla nich posiłek. Dramat.
18.10.2010 Poniedziałek
Poniedziałki bywają trudne, bez względu na to, że nie muszę wstać o 7:25. Miałam ambitny plan odwiedzić jakieś muzeum w naszym mieście, ale postanowiłam, że zrobię to kolejnego dnia. W zamian ugotowałam sobie rosół, najlepiej jak potrafiłam. Krzątałam się po mieszkaniu kilka godzin po to, by później odwiedzić Ilonkę i Simonę, które zaprosiły naszych znajomych na pancakes party. Poznałam tam Hiszpana o imieniu Pablo. Faceci postanowili zagrać w pokera. Dziewczyny w większości przeniosły się do kuchni, by podglądać poczynania Ilonki, która przygotowywała karpatkę. Towarzyszył nam Barry. Nie był to szczególnie udany wieczór, biorąc pod uwagę, że Ilonka mimo wszystko nie była w nastroju, a ja dalej nie przekonałam się do Kacperka.
niedziela, 17 października 2010
17.10.2010 Niedziela
Niedziela, z racji wczorajszej imprezy była bardzo męcząca. Najpierw Bastek pakował swoje rzeczy, by móc pójść do akademika siostry. Wstałam więc wcześniej, koło 11, ale nie miałam wystarczająco dużo sił, by pójść do Ilonki na wspólny rosół. O 13:30 pożegnałyśmy gości i udałyśmy się do kościoła. Po kościele wróciłyśmy do Hajredalu, zjadłam rosół i poszłyśmy do Simony na herbatkę. Spędziłyśmy u niej miłe popołudnie, pokazała nam wszystkie filmiki z występów i film, na którym widać jak skacze ze spadochronem. Niesamowite. Chyba sama nie miałabym tyle odwagi. Dzisiejszy dzień przejdzie do historii również z innego powodu. Ilonka postanowiła zakosztować smaku wódki, którą przyniósł Mateusz. Była to wódka miętowa domowej roboty. Przed nami jeszcze Tequila party, więc kto wie co nas czeka jutro. Jedno jest pewne-na pewno kac moralny Ilonki:-) Ustaliliśmy również, że idziemy jutro do jednego z duńskich muzeów. Zbiórka jutro o 11:10 na przystanku autobusowym. Mamy co prawda tydzień wolnego, ale każdy jak jeden mąż powtarza: I don't have enough money to go somewhere. Trochę to smutne, ale student potrafi i nie zamierzam nudzić się w tym tygodniu.
Mark właśnie skończył gotować swój hiszpański omlet. Mam nadzieję, że po powrocie przygotuje dla mnie taki sam. Teraz obiecałam poświęcić mu kilka minut na rozmowę, ponieważ jutro wyjeżdża i wraca w przyszłym tygodniu. Do napisania jutro!
Mark właśnie skończył gotować swój hiszpański omlet. Mam nadzieję, że po powrocie przygotuje dla mnie taki sam. Teraz obiecałam poświęcić mu kilka minut na rozmowę, ponieważ jutro wyjeżdża i wraca w przyszłym tygodniu. Do napisania jutro!
16.10.2010 Sobota
Przyjęłam pod mój dach Bastka, młodszego brata Ilony. Ilonka zabrała swoich gości do miasta, nad morze i Bambi parku. Wrócili późno zmęczeni i głodni. Bastek przygotował dla nas dwie pizze. Były pyszne! Potem czekała na nas większa atrakcja. Ilonka była w złym humorze i postanowiła go sobie poprawić jadąc na przejażdżkę samochodem Tomka-kuzyna. Nie mogłam przegapić takiej atrakcji. Było super. Potem, idąc za ciosem wybraliśmy się z Mateuszem i Bastkiem do drugiego akademika. Niestety nie natknęliśmy się na żadną imprezę, ale znaleźliśmy wózek sklepowy, który posłużył nam za kolejny środek transportu. Noc pełna przygód. Po powrocie siedzieliśmy w kuchni Ilonki gawędząc przy herbatce i namawiając brata Ilonki do tego, żeby zaczął mówić po angielsku. Sprawiało mu to wiele trudności ale ostatecznie był bardzo zadowolony i chciał zostać z siostrą dłużej. Barry pomagał mu napisać referat z wizyty w Danii. Powstała z tego zabawna historia. To była długa noc, bo położyłam się do łóżka o 4 nad ranem.
15.10.2010 Piątek
Nadszedł wielki dzień prezentacji naszych 'songs of life'. Cały stres kumulowany przez cały tydzień miał szansę dzisiaj zniknąć z mojego życia przynajmniej na tydzień, bo tak długo będzie trwała nasza przerwa. Wszystko wyszło świetnie. Może za jakiś czas dołączę linki z filmikami z tego dnia. Większość grup potraktowała sprawę bardzo poważnie, a ich przedstawienia były bardzo głębokie i smutne zarazem. Wykładowca, który oceniał nasze przedstawienie powiedział, że wiele razy był w Polsce i często kiedy rano włączał telewizor napotykał się na programy dla dzieci i tak się czuł po naszym występie. Docenił również trud moich koleżanek i kolegi, którzy nauczyli się słów piosenki w języku polskim. Dowiedzieliśmy się również, że po przerwie i praktykach będziemy rozpoczynać zajęcia wcześniej, bo o 8:30 i będziemy kończyć o 15. Nie wyobrażam sobie tego. Po przerwie czeka nas również realizacja projektu we współpracy ze studentami duńskimi.
Około godziny 23 przyjechali długo wyczekiwani przez Ilonkę goście: jej brat, kuzyn, jego dziewczyna, siostra dziewczyny, a zarazem dziewczyna drugiego kolegi-Damiana "Gwoździa". Jak nie trudno się domyślić przywieźli mnóstwo prowiantu z Polski. Zastanawiam się co Ilonka powiedziała mamie, że ta przesłała jej aż tyle rzeczy:-)
Około godziny 23 przyjechali długo wyczekiwani przez Ilonkę goście: jej brat, kuzyn, jego dziewczyna, siostra dziewczyny, a zarazem dziewczyna drugiego kolegi-Damiana "Gwoździa". Jak nie trudno się domyślić przywieźli mnóstwo prowiantu z Polski. Zastanawiam się co Ilonka powiedziała mamie, że ta przesłała jej aż tyle rzeczy:-)
czwartek, 14 października 2010
14.10.2010 Czwartek
Odpowiedź na mojego maila nie jest dla mnie satysfakcjonująca. Jak zwykle będę musiała zawalczyć o swoje marzenia. Poza tym, przygotowania do jutrzejszego występu ruszyły pełną parą. Wielogodzinne próby dały efekt. Jednak patrząc na pracę innych grup muszę przyznać, że podeszliśmy do tego bardzo luźno, z drugiej strony nikt z nikim nie walczył, współpracowaliśmy, a jutrzejszy występ będzie owocem pracy całej grupy. Miałam fajną ekipę, muszę przyznać.
O 14 zaproszono nas, wszystkich studentów z mojego kursu na przedstawienie "Jak stałem się człowiekiem" pierwszego roku studentów mojej uczelni.Dołączyli do nas również zaproszeni goście-osoby niepełnosprawne i inni studenci. Przedstawienie reżyserowali znani nam wykładowcy-Klaus, Ole i Annli. Studeci-aktorzy wcielili się w postacie osób w różny sposób niepełnosprawnych. Na scenie gościł też zespół i chórek. Połączenie gry aktorskiej z muzyką na żywo dało piorunujący efekt. Byli świetnie przygotowani. Wielu z nas na początku myślało, że aktorami są osoby niepełnosprawne. Przedstawienie poruszało problem zajęć dla osób niepełnosprawnych, takich jak muzykoterapia, życia na co dzień z niepełnosprawnością. Pewnie miało również głębsze przesłanie, ale niestety bariera językowa(przedstawienie było w języku duńskim)uniemożliwiła mi zrozumienie dialogów. Jestem po raz kolejny zachwycona profesjonalizmem studentów. Widać było, że wymagało to od nich nie lada umiejętności, współpracy i całkowitego zaangażowania. Najbardziej podobał mi się taniec, gdzie za instrumenty posłużyły miotły i gazety. Trudno to opisać, ale cieszę się, że mogłam to usłyszeć i zobaczyć.
Właśnie wróciłam od Vaidy i Barrego, których prosiłam o zaśpiewanie refrenu "Mamy w kuchni". Radzą sobie z tym wyśmienicie, prawie jak rodowici Polacy. Najwięcej problemu sprawia im słowo "przypala".
Ilonka nareszcie otrzymała paczkę z Polski, jest z tego powodu bardzo szczęśliwa i wszyscy, którym o tym powiedziała cieszą się razem z nią:-)
Muszę poprawić moje rogi łosia...
Dzisiaj 14 października, pomyślałam, że dzisiaj jest to również moje święto, bo przecież jestem już licencjonowaną panią nauczycielką:-)
O 14 zaproszono nas, wszystkich studentów z mojego kursu na przedstawienie "Jak stałem się człowiekiem" pierwszego roku studentów mojej uczelni.Dołączyli do nas również zaproszeni goście-osoby niepełnosprawne i inni studenci. Przedstawienie reżyserowali znani nam wykładowcy-Klaus, Ole i Annli. Studeci-aktorzy wcielili się w postacie osób w różny sposób niepełnosprawnych. Na scenie gościł też zespół i chórek. Połączenie gry aktorskiej z muzyką na żywo dało piorunujący efekt. Byli świetnie przygotowani. Wielu z nas na początku myślało, że aktorami są osoby niepełnosprawne. Przedstawienie poruszało problem zajęć dla osób niepełnosprawnych, takich jak muzykoterapia, życia na co dzień z niepełnosprawnością. Pewnie miało również głębsze przesłanie, ale niestety bariera językowa(przedstawienie było w języku duńskim)uniemożliwiła mi zrozumienie dialogów. Jestem po raz kolejny zachwycona profesjonalizmem studentów. Widać było, że wymagało to od nich nie lada umiejętności, współpracy i całkowitego zaangażowania. Najbardziej podobał mi się taniec, gdzie za instrumenty posłużyły miotły i gazety. Trudno to opisać, ale cieszę się, że mogłam to usłyszeć i zobaczyć.
Właśnie wróciłam od Vaidy i Barrego, których prosiłam o zaśpiewanie refrenu "Mamy w kuchni". Radzą sobie z tym wyśmienicie, prawie jak rodowici Polacy. Najwięcej problemu sprawia im słowo "przypala".
Ilonka nareszcie otrzymała paczkę z Polski, jest z tego powodu bardzo szczęśliwa i wszyscy, którym o tym powiedziała cieszą się razem z nią:-)
Muszę poprawić moje rogi łosia...
Dzisiaj 14 października, pomyślałam, że dzisiaj jest to również moje święto, bo przecież jestem już licencjonowaną panią nauczycielką:-)
środa, 13 października 2010
13.10.2010 Środa
Wszystko wypada mi dzisiaj z rąk i rozbiłam lusterko. Uff...dobrze, że nie wierzę w przesądy. Sprawdziłam jednak- tylko dwa kawałki. Na uczelni czekało nas sporo pracy. Nasz opiekun obejrzał naszą próbę, udzielił kilku wskazówek. Chyba był zadowolony, ale oczekuje od nas czegoś więcej, więc trzeba będzie się postarać. Po zajęciach postanowiłam dokończyć lekturę ostatniej części sagi "Zmierzch". Napisałam również ważnego maila i oczekuję na odpowiedź. Ćwiczyłam śpiewanie piosenek w zakamarkach mojego pokoju, przygotowałam rogi łosia. Teraz zbieram się do snu, bo jakoś niewyraźnie dziś wyglądam.
12.10.2010 Wtorek
Postanowiliśmy zmienić piosenkę Aine na moją piosenkę o mamie. Przygotowaliśmy pewne rekwizyty i opracowaliśmy koncepcję. Posuwamy się małymi kroczkami do przodu, podczas, gdy pozostałe zespoły pracują pełną parą. Po tym dniu czułam, że źle się czuję i resztę dnia spędziłam pod kołderką, bo przecież nie mogę się rozchorować przed występem. Ilonka zakomunikowała, że przyjeżdża w piątek jej brat, przyszywany kuzyn i 3 inne osoby.
11.10.2010 Poniedziałek
Przygotowania do projektu trwają nadal. Dołączyła do nas Aine, która wróciła z Irlandii. Utknęliśmy jednak przy piosence zespołu Queen "Don't stop me now". Nie wiemy jak zaprezentować ją widowni. A do piątku pozostało już tak niewiele czasu.
Pierwsza wizyta w Bibliotece uniwersyteckiej. Wspaniałe miejsce. Ogromna przestrzeń, dominujące kolory biały i żółty, bardzo przytulnie i ciepło. Na parterze, w bufecie można spokojnie zjeść posiłek, odpocząć, zrobić sobie przerwę. Na piętrze znajduje się czytelnia urządzona w typowym skandynawskim stylu. Moje pierwsze skojarzenie: Ikea. Mnóstwo komputerów z dostępem do internetu, całkowita komputeryzacja biblioteki i stoiska, gdzie pracują miłe panie bibliotekarki. Zamówiłam dwie książki, które wykorzystam w pisaniu mojej pracy licencjackiej.
Bartosz, w ramach odwdzięczenia się za okazaną z naszej strony troskę, zaprosił nas na kolację. Przygotował swoje danie popisowe-lasagne, o której od dawna marzyłam.
Druga lekcja hiszpańskiego. Wiem coraz więcej:-)
Pierwsza wizyta w Bibliotece uniwersyteckiej. Wspaniałe miejsce. Ogromna przestrzeń, dominujące kolory biały i żółty, bardzo przytulnie i ciepło. Na parterze, w bufecie można spokojnie zjeść posiłek, odpocząć, zrobić sobie przerwę. Na piętrze znajduje się czytelnia urządzona w typowym skandynawskim stylu. Moje pierwsze skojarzenie: Ikea. Mnóstwo komputerów z dostępem do internetu, całkowita komputeryzacja biblioteki i stoiska, gdzie pracują miłe panie bibliotekarki. Zamówiłam dwie książki, które wykorzystam w pisaniu mojej pracy licencjackiej.
Bartosz, w ramach odwdzięczenia się za okazaną z naszej strony troskę, zaprosił nas na kolację. Przygotował swoje danie popisowe-lasagne, o której od dawna marzyłam.
Druga lekcja hiszpańskiego. Wiem coraz więcej:-)
10.10.2010 Niedziela
Magiczna data. O 10 10.10.10 byłam w kościele, w zasadzie spóźniona przekraczałam jego próg. Z racji ładnej pogody w południe odbyłam krótką,ale za to jakże interesującą pogawędkę z sąsiadami na "tarasie" mojego pokoju. Potem tradycyjnie przyszedł czas na drzemkę, obiad u Ilonki i odwiedziny chorego Bartosza. Ja przystało na przeziębionego, poprosił nas o pożyczenie termometru. Kiedy do niego przyszłyśmy siedział w pokoju, przy otwartym oknie i twierdził, że tak trzeba. Upierał się, że tak powinien robić chory, gdy jest chory. Na pytanie jakie lekarstwa kupił, odpowiedział: 2 paczki Hollsów i miód. Ręce opadają...
Wieczorem poszłyśmy na 'Lemon's session'. Długo zachodziłyśmy w głowę, co też może oznaczać nazwa tego tajemniczego spotkania w mieszkaniu jednej z naszych koleżanek ze Skjoldhoja. Okazało się, że to pogaduchy przy napoju z limonek. Bardzo dobry i zdrowy sposób na spędzenie niedzielnego wieczoru. Nie brałam udziału w drugim wspólnym obiedzie u mnie w mieszkaniu.
Wieczorem poszłyśmy na 'Lemon's session'. Długo zachodziłyśmy w głowę, co też może oznaczać nazwa tego tajemniczego spotkania w mieszkaniu jednej z naszych koleżanek ze Skjoldhoja. Okazało się, że to pogaduchy przy napoju z limonek. Bardzo dobry i zdrowy sposób na spędzenie niedzielnego wieczoru. Nie brałam udziału w drugim wspólnym obiedzie u mnie w mieszkaniu.
09.10.2010 Sobota
Wstałam o 12. W soboty prowadzę wojnę z moim budzikiem. O 14 poszłam kupić pieczywo. Prawie całe popołudnie spędziłam w pokoju. Czytałam i jeszcze raz czytałam, wypisywałam słówka dla utrwalenia, wysyłałam spóźnione maile, odpisywałam na wiadomości. Cieszyłam się czystością mojego pokoju.
Moim problemem ostatnimi czasy są słodycze, nie potrafię tego kontrolować.
Sobota była również dniem, kiedy miałam pierwszą lekcję hiszpańskiego.
Moim problemem ostatnimi czasy są słodycze, nie potrafię tego kontrolować.
Sobota była również dniem, kiedy miałam pierwszą lekcję hiszpańskiego.
sobota, 9 października 2010
08.10.2010 Piątek
Dziś przygotowywaliśmy nasze songbooks. Moja strona z piosenką "Mama w kuchni" w wersji polsko- i angielskojęzycznej z wyjaśnieniem dlaczego akurat ta piosenka i odpowiednią stroną graficzną zrobiła wrażenie na pozostałych. Ustaliliśmy wspólnie z członkami naszej grupy, że przygotujemy na nasz występ piosenkę Barrego o łosiu(?)Upewnię się jeszcze, czy dobrze zrozumiałam i dodam tekst tej piosenki, może nawet jutro. Druga piosenka to... moja piosenka! Cieszę się niezmiernie, ale nie wiem jeszcze jak moja grupa wyobraża sobie przedstawienie jej widowni. Jedno jest pewne: będzie się działo, ale póki co rozpoczyna się kolejny weekend w Aarhus. Trzeba z tego skorzystać.
Wcześniej jednak dokładnie wysprzątałam moje królestwo, tak, żeby czuć się w nim przytulnie i komfortowo.
Warto dodać, że "zima idzie", jak powiedziała dziś do mnie Ilonka, kiedy wróciła z zajęć.
Wcześniej jednak dokładnie wysprzątałam moje królestwo, tak, żeby czuć się w nim przytulnie i komfortowo.
Warto dodać, że "zima idzie", jak powiedziała dziś do mnie Ilonka, kiedy wróciła z zajęć.
czwartek, 7 października 2010
07.10.2010 Czwartek
Proszę Państwa, mam Internet!!!
Nadszedł dzień kiedy musiałam zaśpiewać piosenkę przed moimi znajomymi z kursu. Nie było tak źle. Wybrałam moją ukochaną "Mama w kuchni". Wcześniej dokonałam tłumaczenia tekstu na angielski, tak żeby wiedzieli o czym śpiewam. Opowiedziałam im, że praktycznie każde dziecko w Polsce zna ten utwór ze względu na fakt, iż śpiewa się go naszym mamom z okazji ich święta 26 maja. Każdy z mojego siedmioosobowego zespołu przedstawił piosenkę swojego życia, bo taki jest temat naszego projektu, który będziemy realizować przez najbliższy tydzień. Dzisiaj pomagała nam Annli, współprowadząca projekt. Każdy ma również za zadanie zaprosić jednego duńskiego studenta na swój występ. Teraz w grupach jakie tworzymy mamy zdecydować się na dwie piosenki, które wykonamy wspólnie. Jutro będziemy przygotowywać songsbook.
Nie wiem, czy już o tym wspominałam ale odebrałam swoją legitymację studencką. W końcu!
Dzisiaj przyjęcie urodzinowe Izabelli. W 86 o 19.
Nadszedł dzień kiedy musiałam zaśpiewać piosenkę przed moimi znajomymi z kursu. Nie było tak źle. Wybrałam moją ukochaną "Mama w kuchni". Wcześniej dokonałam tłumaczenia tekstu na angielski, tak żeby wiedzieli o czym śpiewam. Opowiedziałam im, że praktycznie każde dziecko w Polsce zna ten utwór ze względu na fakt, iż śpiewa się go naszym mamom z okazji ich święta 26 maja. Każdy z mojego siedmioosobowego zespołu przedstawił piosenkę swojego życia, bo taki jest temat naszego projektu, który będziemy realizować przez najbliższy tydzień. Dzisiaj pomagała nam Annli, współprowadząca projekt. Każdy ma również za zadanie zaprosić jednego duńskiego studenta na swój występ. Teraz w grupach jakie tworzymy mamy zdecydować się na dwie piosenki, które wykonamy wspólnie. Jutro będziemy przygotowywać songsbook.
Nie wiem, czy już o tym wspominałam ale odebrałam swoją legitymację studencką. W końcu!
Dzisiaj przyjęcie urodzinowe Izabelli. W 86 o 19.
środa, 6 października 2010
06.10.2010 Środa
Dzisiaj urodziny obchodzi Izabella z Rumunii. Odśpiewaliśmy w autobusie "Happy Birthday", a w przerwie na lunch zorganizowaliśmy dla niej flash mob. Chyba była zaskoczona:-)
Zajęcia z Larsem, a więc czekała nas zabawa z muzyką, a konkretnie z rytmem. Po przerwie powiedział coś więcej o projekcie, który z nami przygotuje w najbliższym czasie. Tytuł projektu:'The song of my life'. Każdy na jutro ma przygotować piosenkę, którą wykona przed grupą, piosenkę, która jest dla niego ważna z różnych względów. Nigdy nie przywiązywałam wagi do łączenia faktów z życia z konkretnymi utworami. Nie mam pojęcia co wybrać.
Korzystając z zaproszenia wybrałyśmy się po zajęciach na godzinę 13 do City Hall, gdzie miało miejsce spotkanie burmistrza miasta z studentami innych krajów, którzy wybrali Arhus jak miasto, w którym spędzą następnych kilka miesięcy. Po krótkiej przemowie przedstawiciela władz miasta, czekał na nas szwedzki stół wypełniony pysznymi przekąskami oraz napoje. Bardzo miło ze strony miasta, że tak nas przywitano. Niektórzy narzekali, że dopiero po 2 miesiącach, ale lepiej późno niż wcale.
Zajęcia z Larsem, a więc czekała nas zabawa z muzyką, a konkretnie z rytmem. Po przerwie powiedział coś więcej o projekcie, który z nami przygotuje w najbliższym czasie. Tytuł projektu:'The song of my life'. Każdy na jutro ma przygotować piosenkę, którą wykona przed grupą, piosenkę, która jest dla niego ważna z różnych względów. Nigdy nie przywiązywałam wagi do łączenia faktów z życia z konkretnymi utworami. Nie mam pojęcia co wybrać.
Korzystając z zaproszenia wybrałyśmy się po zajęciach na godzinę 13 do City Hall, gdzie miało miejsce spotkanie burmistrza miasta z studentami innych krajów, którzy wybrali Arhus jak miasto, w którym spędzą następnych kilka miesięcy. Po krótkiej przemowie przedstawiciela władz miasta, czekał na nas szwedzki stół wypełniony pysznymi przekąskami oraz napoje. Bardzo miło ze strony miasta, że tak nas przywitano. Niektórzy narzekali, że dopiero po 2 miesiącach, ale lepiej późno niż wcale.
05.10.2010 Wtorek
Kolejny dzień, kiedy tak strasznie nie chciało mi się rano wstać. Na zajęciach prezentowaliśmy nasze choreografie. Świetna sprawa, każda grupa starała się wypaść jak najlepiej przed widownią, którą stanowiliśmy my i zaproszeni goście-Gert i Pani z USA wizytująca uczelnię. Po przerwie wykładowca rozpoczął wykład dotyczący jego doświadczeń związanych z organizacją pokazów mody, kampanii reklamowych dla dużych firm, znanych marek. Mnie najbardziej podobał się sposób w jaki zorganizował pokaz kolekcji butów marki Ecco. Pokazał nam również materiał z pokazu mody przygotowanego przez niego w współudziale z osobami upośledzonymi, z zespołem Downa. Kiedy tak opowiadał o życiu w Hollywood, na Manhatanie uświadomiłam sobie, że powinnam wpisać jego nazwisko w wyszukiwarkę, bo pewnie dowiem się jeszcze czegoś ciekawszego. Shirley nie podobało się, że nasz wykładowca ocenia, dokonuje pewnych subiektywnych sądów osób na podstawie zdjęcia. Widocznie uraziło to tylko ją, ponieważ nikt inny nie zauważył w tym nic nietaktownego. W ciągu całego dzisiejszego dnia Klaus pokazał nam jeszcze wiele innych ciekawych metod, które można wykorzystać w pracy.
Na koniec stojąc w kole każdy z nas miał podziękować za coś osobie, która stała obok niego. Miło na koniec dnia usłyszeć coś miłego od drugiej osoby.
Bartosz zaprosił nas na obiad. Danie dnia: zupa z soczewicy i frytki, surówka z marchwi i kotlety sojowe. Bartosz, jak się domyślacie jest wegetarianinem.
Później pobiegłyśmy piec racuchy zwyczajne i racuchy niezwyczajne z jabłkami. Nasz konspiracyjny plan skupił się na tym, by Barry nie zorientował się, że przygotowujemy to wszystko dla niego. Musiałyśmy posunąć się do małego "kłamstewka". Zaraz wychodzimy,więc na tym zakończę dzisiejszy wpis.
Na koniec stojąc w kole każdy z nas miał podziękować za coś osobie, która stała obok niego. Miło na koniec dnia usłyszeć coś miłego od drugiej osoby.
Bartosz zaprosił nas na obiad. Danie dnia: zupa z soczewicy i frytki, surówka z marchwi i kotlety sojowe. Bartosz, jak się domyślacie jest wegetarianinem.
Później pobiegłyśmy piec racuchy zwyczajne i racuchy niezwyczajne z jabłkami. Nasz konspiracyjny plan skupił się na tym, by Barry nie zorientował się, że przygotowujemy to wszystko dla niego. Musiałyśmy posunąć się do małego "kłamstewka". Zaraz wychodzimy,więc na tym zakończę dzisiejszy wpis.
wtorek, 5 października 2010
04.10.2010 Poniedziałek
Jak ja nie lubię poniedziałków! Zaspałam. Nie mam dźwięku w telefonie. Wolałabym kłaść się spać, gdy jest jeszcze jasno, niż wstawać, gdy jest zupełnie ciemno. Szanowni Państwo dzisiaj jest ostatni ciepły dzień w Danii. Teraz powinnam przygotować się już tylko na przymrozki…
Na uczelni kontynuujemy zajęcia z dramy. Przywitał nas nowy wykładowca. Opowiedział nam trochę o sobie i swoich doświadczeniach w pracy z dziećmi, osobami upośledzonymi i więźniami. Jednak z jego opowieści najbardziej zainteresowała mnie historia z jego życia. Jego dziecko w dzieciństwie miało duże trudności z opanowaniem tabliczki mnożenia, ale inne pamięciowe zadania nie sprawiały mu problemu. Nasz wykładowca postanowił, że razem nagrają piosenkę-tabliczkę mnożenia. To przedsięwzięcie okazało się być strzałem w „dziesiątkę”. Płyta sprzedała się ogromnym nakładem w Danii, Szwecji Niemczech. Bardzo barwna postać. Międzynarodowe doświadczenia zawodowe pozwalają mu na łatwe nawiązywanie kontaktów.
Przedstawił nam propozycje zajęć, które możemy wykorzystać w pracy z grupą. Te zadania stawiane grupie pomagają poznać się bliżej, poczuć bardziej komfortowo.
Zadanie 1. Chodzisz po sali i utrzymujesz kontakt wzrokowy z innymi osobami, „puszczasz oczko” do napotkanej osoby.
Zadanie 2. Wybierasz osobę, którą znasz najmniej z całej grupy. Przyglądasz się jej przez chwilę. Odwracacie się do siebie plecami i opisujesz ją podając jak największą liczbę szczegółów.
Zadanie 3. Wybierasz osobę, którą jako drugą znasz najmniej z całej grupy. Patrzysz jak chodzi. Twoje zadanie polega na znalezieniu trzech cech charakterystycznych w jej sposobie poruszania się.
Jako pierwszą wybrałam Irinę, drugą osobą był Barry. Było dużo śmiechu, zwłaszcza kiedy patrzyłam jak Barry próbuje mnie naśladować.
Zadanie 4. Opowiadamy w grupach historię. Jedna osoba zaczyna, kolejna dodaje fragment, itd. Najpierw tylko słowa, potem dźwięki, a na końcu ruch. Na koniec każda grupa miała za zadanie zaprezentować swoją historię.
Zadanie domowe: mrugnij do kogoś kogo nie znasz. Nasz wykładowca uważa, że takie zachowanie niejednokrotnie pomaga wzbudzić pozytywne emocje. Pewnie ma rację. Jak dotąd jeszcze nie odrobiłam zadania.
Zadanie na dziś: przygotować w zespołach pięcioosobowych choreografię do określonej muzyki z gatunku pop. Sandra z Czech nie chciała zaangażować się w wspólne przygotowania. Nie wie co traci. O 21:20 ćwiczyłyśmy nasz układ razem z Vajdą i Iloną. Poznałam również nowego współlokatora Ilony-przystojny chłopak z Litwy, ale nie pamiętam jak się nazywa.
Na uczelni kontynuujemy zajęcia z dramy. Przywitał nas nowy wykładowca. Opowiedział nam trochę o sobie i swoich doświadczeniach w pracy z dziećmi, osobami upośledzonymi i więźniami. Jednak z jego opowieści najbardziej zainteresowała mnie historia z jego życia. Jego dziecko w dzieciństwie miało duże trudności z opanowaniem tabliczki mnożenia, ale inne pamięciowe zadania nie sprawiały mu problemu. Nasz wykładowca postanowił, że razem nagrają piosenkę-tabliczkę mnożenia. To przedsięwzięcie okazało się być strzałem w „dziesiątkę”. Płyta sprzedała się ogromnym nakładem w Danii, Szwecji Niemczech. Bardzo barwna postać. Międzynarodowe doświadczenia zawodowe pozwalają mu na łatwe nawiązywanie kontaktów.
Przedstawił nam propozycje zajęć, które możemy wykorzystać w pracy z grupą. Te zadania stawiane grupie pomagają poznać się bliżej, poczuć bardziej komfortowo.
Zadanie 1. Chodzisz po sali i utrzymujesz kontakt wzrokowy z innymi osobami, „puszczasz oczko” do napotkanej osoby.
Zadanie 2. Wybierasz osobę, którą znasz najmniej z całej grupy. Przyglądasz się jej przez chwilę. Odwracacie się do siebie plecami i opisujesz ją podając jak największą liczbę szczegółów.
Zadanie 3. Wybierasz osobę, którą jako drugą znasz najmniej z całej grupy. Patrzysz jak chodzi. Twoje zadanie polega na znalezieniu trzech cech charakterystycznych w jej sposobie poruszania się.
Jako pierwszą wybrałam Irinę, drugą osobą był Barry. Było dużo śmiechu, zwłaszcza kiedy patrzyłam jak Barry próbuje mnie naśladować.
Zadanie 4. Opowiadamy w grupach historię. Jedna osoba zaczyna, kolejna dodaje fragment, itd. Najpierw tylko słowa, potem dźwięki, a na końcu ruch. Na koniec każda grupa miała za zadanie zaprezentować swoją historię.
Zadanie domowe: mrugnij do kogoś kogo nie znasz. Nasz wykładowca uważa, że takie zachowanie niejednokrotnie pomaga wzbudzić pozytywne emocje. Pewnie ma rację. Jak dotąd jeszcze nie odrobiłam zadania.
Zadanie na dziś: przygotować w zespołach pięcioosobowych choreografię do określonej muzyki z gatunku pop. Sandra z Czech nie chciała zaangażować się w wspólne przygotowania. Nie wie co traci. O 21:20 ćwiczyłyśmy nasz układ razem z Vajdą i Iloną. Poznałam również nowego współlokatora Ilony-przystojny chłopak z Litwy, ale nie pamiętam jak się nazywa.
03.10.2010 Niedziela
Kościół. Polska Msza. Następnie dłuuugie oczekiwanie na ‘common dinner’. Jak ustaliliśmy na ostatnim spotkaniu, w niedzielę naszym nowym zwyczajem miało być jedzenie wspólnego posiłku razem ze wszystkimi współlokatorami, z którymi przyszło mi mieszkać. W tym tygodniu gotują: Thomas( deser- belgijske gofry), Sergio( coś meksykańskiego, podobne do tortilli), Ester(zupa-krem marchewkowy). Wszystko było pyszne, ale trzy osoby zrezygnowały z wspólnego jedzenia, były nieobecne. Po wszystkim zgłosiłam się na ochotnika do mycia naczyń, wiecie jak to lubię. Nasz „obiad” skończył się o północy. Jak dla mnie zdecydowanie za późno. Moim towarzyszem w czekaniu na posiłek był Mark. Lubię z nim plotkować.
02.10.2010 Sobota
Zawsze kiedy nadchodzi tak długo upragniony weekend nie mogę zwlec się z łóżka. Wstałam o 12, żeby o 14 wyjść na umówione spotkanie. Razem z kilkoma osobami z kursu wybraliśmy się do parku nieopodal plaży, gdzie na wyciągnięcie ręki można spotkać sarenki i inne zwierzęta. Młode chętnie jadły nam z ręki marchewkę. Niezwykłe miejsce, nie ma takich w mojej okolicy. Mnóstwo rodziców z małymi dziećmi. Zobaczyć uśmiech na ich twarzach, kiedy mogły pogłaskać sarenkę-bezcenny. Spędziliśmy tam dobre 2 godziny. Z powrotem wracaliśmy plażą, zawsze marzyłam, żeby mieć morze na co dzień i mam. Jestem z tego powodu szczęśliwa. Jedyne co mi tutaj przeszkadza to wiatr. Jak zwykle było warto.
Akademik nr 9 organizował o 19 własny, niezależny October Fest, jako konkurencyjną imprezę do tej w centrum miasta. Przyszło wielu studentów Polaków i nie tylko. Posiedzieliśmy wspólnie, później razem z moim współlokatorem poszłam odprowadzić koleżankę, która mieszka w drugim akademiku.
W skrzynce na listy czekała na mnie niezwykła niespodzianka w różowej kopercie. Chciałabym w tym miejscu podziękować moim trzem wspaniałym przyjaciółką, bo sprawiły mi tym gestem niesamowitą przyjemność. Wasza kartka zawisła na ścianie i każdego ranka przypomina mi, że mam do kogo wracać, że ktoś o mnie pamięta.
Akademik nr 9 organizował o 19 własny, niezależny October Fest, jako konkurencyjną imprezę do tej w centrum miasta. Przyszło wielu studentów Polaków i nie tylko. Posiedzieliśmy wspólnie, później razem z moim współlokatorem poszłam odprowadzić koleżankę, która mieszka w drugim akademiku.
W skrzynce na listy czekała na mnie niezwykła niespodzianka w różowej kopercie. Chciałabym w tym miejscu podziękować moim trzem wspaniałym przyjaciółką, bo sprawiły mi tym gestem niesamowitą przyjemność. Wasza kartka zawisła na ścianie i każdego ranka przypomina mi, że mam do kogo wracać, że ktoś o mnie pamięta.
01.10.2010 Piątek
Na zajęciach bawiliśmy się w teatr. Każda grupa miała przedstawić 3,4 obrazki z życia poszczególnych członków grupy. Była scena, specjalne oświetlenie. Jak w teatrze. Dlaczego u nas nie ma na to pieniędzy? Dlaczego atrybutem studenta musi być ławka, krzesło i plik kserówek…
Po zajęciach pojechałyśmy prosto do akademika, ponieważ nadszedł ten upragniony dzień, kiedy to mój ukochany brat Tomek miał mnie odwiedzić. Kazał na siebie czekać, ale było warto. Po pierwsze zwyczajnie-niezwyczajnie stęskniłam się za nim, a po drugie przywiózł mi zapasy na pozostałe miesiące mojego pobytu w Arhus. Przyjechał ze swoimi kolegami z pracy-Tomkiem i Mariuszem. Ich również miło było zobaczyć. Piątkowy wieczór spędziłam na poważnej rozmowie z moim kolegą z akademika. Rozmowa dotyczyła jego kariery sportowej. Większość ludzi z mojego budynku poszła na imprezę tematyczną- coś związanego z mafią. Zanim jednak wyszli zdążyli poznać moich nowych Rosyjskich kumpli z 11, których sama niedawno poznałam. Cóż to było za spotkanie…
Po zajęciach pojechałyśmy prosto do akademika, ponieważ nadszedł ten upragniony dzień, kiedy to mój ukochany brat Tomek miał mnie odwiedzić. Kazał na siebie czekać, ale było warto. Po pierwsze zwyczajnie-niezwyczajnie stęskniłam się za nim, a po drugie przywiózł mi zapasy na pozostałe miesiące mojego pobytu w Arhus. Przyjechał ze swoimi kolegami z pracy-Tomkiem i Mariuszem. Ich również miło było zobaczyć. Piątkowy wieczór spędziłam na poważnej rozmowie z moim kolegą z akademika. Rozmowa dotyczyła jego kariery sportowej. Większość ludzi z mojego budynku poszła na imprezę tematyczną- coś związanego z mafią. Zanim jednak wyszli zdążyli poznać moich nowych Rosyjskich kumpli z 11, których sama niedawno poznałam. Cóż to było za spotkanie…
30.09.2010 Czwartek
Mam 22 lata. Chyba od wczoraj nic się nie zmieniło. Pewnie czekacie na relację z urodzin. Uff...cóż to było za przyjęcie! Ale od początku. Ilona spędziła 6 godzin w kuchni gotując, przygotowując się na przyjęcie 22 osób. Byli moim znajomi z kursu, z mojego budynku i budynku Ilony, znajomi z 11 i Mateusz. Kiedy weszłam do kuchni w budynku Ilony i zobaczyłam suto zastawiony stół i tych wszystkich ludzi myślałam, że się popłaczę. Dostałam też wspaniałe prezenty, począwszy od alkoholi, które szybko należało otworzyć, przez słodycze, sernik Katheriny, po mój wymarzony imbryczek i herbatki do zaparzania. Przyjęcie rozkręcało się powoli, żeby zakończyć się po 12(przynajmniej dla mnie). Następnego ranka chyba nikt nie wierzył, że spotka mnie na przystanku autobusowym, ale jak przystało na porządną studentkę nie mogłam pozwolić sobie na dzień wolny, tylko dlatego, że wczoraj były moje urodziny:-)
Okazało się, że zajęcia prowadzi aktor, performer. Więc czułam się momentami jakby moje przyjęcie trwało dalej. Robiliśmy różne śmieszne rzeczy, zabawne z punktu widzenia studenta. Ale jeżeli chcesz pracować z dziećmi musisz mieć w sobie więcej niż inni z dziecka.
Okazało się, że zajęcia prowadzi aktor, performer. Więc czułam się momentami jakby moje przyjęcie trwało dalej. Robiliśmy różne śmieszne rzeczy, zabawne z punktu widzenia studenta. Ale jeżeli chcesz pracować z dziećmi musisz mieć w sobie więcej niż inni z dziecka.
29.09.2010 Środa
Dziś są moje urodziny. Jeszcze nigdy nie byłam tak podekscytowana z faktu, że świętuję kolejną rocznicę urodzin. Może to dla tego, że Ilonka przygotowuje dla mnie przyjęcie niespodziankę...Mile zaskoczyli mnie również koledzy i koleżanki z kursu, którzy przygotowali dla mnie kartkę urodzinową i zaśpiewali "happy birthday".
Na zajęciach dzieliliśmy się wrażeniami z odwiedzin w różnych placówkach, gdzie będziemy odbywać nasze praktyki. Nasza wycieczka zrobiła na reszcie grupy ogromne wrażenie. Niels przyszedł ze swoim labradorem Zentą. Cudowny pies. Mamo dziś są moje urodziny, ja też chcę takiego!
Otworzyłam konto w Nordei. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Biegnę przygotowywać się, bo przecież przyjęcie już za niespełna 2 godziny!
Dziękuję wszystkim za życzenia i życzę przyjemnej lektury.
Na zajęciach dzieliliśmy się wrażeniami z odwiedzin w różnych placówkach, gdzie będziemy odbywać nasze praktyki. Nasza wycieczka zrobiła na reszcie grupy ogromne wrażenie. Niels przyszedł ze swoim labradorem Zentą. Cudowny pies. Mamo dziś są moje urodziny, ja też chcę takiego!
Otworzyłam konto w Nordei. Mam nadzieję, że nie będę tego żałować. Biegnę przygotowywać się, bo przecież przyjęcie już za niespełna 2 godziny!
Dziękuję wszystkim za życzenia i życzę przyjemnej lektury.
28.09.2010 Wtorek
Wtorek był dniem wolnym od zajęć, więc zgodnie z planem poszliśmy o 9 biegać. Ja, Ilona, Johann, Mark i Bartosz. Nasi sportowcy musieli oczywiście pokazać formę i zostawili nas daleko za sobą. Po 30 min wróciliśmy do akademika. Nasza trasa: od Hajredalu do Skjoldhoju i z powrotem.
O 13 byłyśmy umówione na spotkanie z naszym wykładowcą i pracownikami Klubu 3. Właśnie tam będziemy mieć nasze praktyki. Ludzie mili,przyjęli nas gorąco. Okazało się, że pracuje tam również brat chłopaka, którego poznałyśmy wczoraj w 11. Po tym jak Maria oprowadziła nas po budynku, pokazała co można robić z dzieciakami, jakie inicjatywy oni podejmują, by nastolatkowie, którzy tam przychodzą nie nudzili się, zaproszono nas na wycieczkę łodzią. Oczywiście, nie mogłyśmy przegapić takiej okazji.Początkowo byłam przerażona, później miałam mieszane uczucia, a na końcu żałowałam, że tak krótko. Maksymalna prędkość, wzburzone morze, wiatr...nie można tego opisać. Trzeba to przeżyć.
O 13 byłyśmy umówione na spotkanie z naszym wykładowcą i pracownikami Klubu 3. Właśnie tam będziemy mieć nasze praktyki. Ludzie mili,przyjęli nas gorąco. Okazało się, że pracuje tam również brat chłopaka, którego poznałyśmy wczoraj w 11. Po tym jak Maria oprowadziła nas po budynku, pokazała co można robić z dzieciakami, jakie inicjatywy oni podejmują, by nastolatkowie, którzy tam przychodzą nie nudzili się, zaproszono nas na wycieczkę łodzią. Oczywiście, nie mogłyśmy przegapić takiej okazji.Początkowo byłam przerażona, później miałam mieszane uczucia, a na końcu żałowałam, że tak krótko. Maksymalna prędkość, wzburzone morze, wiatr...nie można tego opisać. Trzeba to przeżyć.
27.09.2010 Poniedziałek
Dzisiejsze zajęcia trwały trochę krócej niż wynikało z rozkładu zajęć. Gert przydzielił nam placówki, do których jutro udamy się z wizytą, a za niespełna miesiąc zrobimy praktyki. Nasza placówka jest znajduje się blisko mojego miejsca zamieszkania i skupia dzieci, głównie mniejszość arabską. Jak będzie okaże się jutro.
Do Gerta dołączył Niels, emerytowany wykładowca, współtwórca wielu międzynarodowych programów, który poluje razem z Gertem i odwiedza różne placówki razem ze swoim psem rasy labrador. On jutro zaprowadzi nas i kilka innych osób pod wskazany adres.
Gert powiedział nam również czego oczekuje po naszych praktykach, wręczył nam 3 kartki dotyczące naszych praktyk, zaznaczył, że mamy prowadzić dziennik z wizyt w placówce.
Do Gerta dołączył Niels, emerytowany wykładowca, współtwórca wielu międzynarodowych programów, który poluje razem z Gertem i odwiedza różne placówki razem ze swoim psem rasy labrador. On jutro zaprowadzi nas i kilka innych osób pod wskazany adres.
Gert powiedział nam również czego oczekuje po naszych praktykach, wręczył nam 3 kartki dotyczące naszych praktyk, zaznaczył, że mamy prowadzić dziennik z wizyt w placówce.
26.09.2010 Niedziela
To była szalona niedziela po szalonej imprezie. Wybrałyśmy się do kościoła na godzinę 14, bo Ilonka była pewna, że o tej godzinie jest hiszpańska msza. Okazało się jednak, że hiszpańska, owszem jest o 14, ale w soboty. Spotkałyśmy pewną starszą panią, Polkę, która dowiedziawszy się, że jesteśmy studentkami z Polski,wręczyła nam reklamówkę pieczywa. Bardzo miło z jej strony. Wiedziałyśmy, że musimy wrócić na 17 do kościoła, więc skorzystałyśmy z zaproszenia pewnego Pana Słowaka, którego poznałyśmy tydzień temu. Uznał,że fajni z nas ludzie i zaprosił na obiad. Gdy dotarłyśmy na miejsce, spotkałyśmy tam Vlado, Irę, Sandrę i Łukasza, który mieszka razem z Panem Dominikiem. Prawdziwy niedzielny obiad z deserem. Mamy prawdziwe szczęście do ludzi, których tutaj spotykamy.
25.09.2010 Sobota
To będzie pamiętny wpis, tak myślę. Bartosz zaprosił nas do siebie na imprezę, więc dlaczego by nie skorzystać? Poszłyśmy z myślą, że będzie to parTEE. Jakież było nasze zaskoczenie, kiedy na stole zobaczyłyśmy jakieś potrawy...Rozpoczęło się od picia herbaty, pogawędki z jego współlokatorami. Jurijem-Rosjaninem. Znacie moją słabość do tego kraju, języka i Johannem-Duńczykiem, który za niedługo zamierza się przenieść w inne miejsce, bliżej Kopenhagi. Potem impreza zaczęła nabierać tempa, w zasadzie od momentu kiedy na stole pojawił się Putinoff. Dołączyło do nas kilka osób, jak Adriana i Rene. Potem wspólnie poszliśmy na imprezę do Skjoldhoju. Było strasznie tłoczno, a muzyka taka sobie, więc przenieśliśmy się w inne miejsce i tam już zostaliśmy. Po powrocie okazało się, że Bartosz zostawił klucze w pokoju i nie ma wyboru, ale wyłamują drzwi, albo dzwoni po caretakera i płaci za otwarcie drzwi 700 koron. Co wybiera student? Oczywiście, nie zadzwonili po caretakera. Cóż to była za noc...
24.09.2010 Piątek
Przez 4 godziny malowaliśmy swoje portrety. Mieliśmy do dyspozycji wszystkie zasoby pracowni, a Thomas chętnie udzielał rad i niezbędnego momentami wsparcia. Bardzo podobała mi się współpraca z tym wykładowcą. Ma w sobie tyle optymizmu i radości z tego co robi, że zaraża nim wszystkich, których spotyka. Po pracy przyszedł czas na wystawienie naszych prac w galerii, w miejscu, które codziennie odwiedza każdy student. Wzbudziliśmy tym trochę zainteresowania wśród duńskich studentów. Po zajęciach poszłam z Sandrą kupić dla niej szal. Wybrała kolor bordowy.
23.09.2010 Czwartek
Zajęcia w Art Classie gwarantują, że nie będziemy się nudzić. Z samego rana przywitał nas Thomas, nasz wykładowca. Starszy Pan zakochany w sztuce. Ćwiczenia rozpoczęliśmy od namalowania sylwetki swojego partnera na grubej foli przemysłowej, później zamieniliśmy się rolami. Model malował malarza. A na koniec wywiesiliśmy nasze sylwetki w oknach stołówki. Każdy mógł podziwiać nasze dzieło. Kolejne zadanie polegało na ilustracji muzyki z kanonu muzyki klasycznej za pomocą rysunku. Ciekawe ćwiczenie, kiedy wykonujesz je wspólnie z innymi na papierze przyklejonym do ściany,kiedy starasz się połączyć swoje malowidło z dziełem twojego sąsiada lub sąsiadki. Po przerwie Thomas opowiedział i pokazał nam fragment swojego życia, jego dorobek jako artysty. Najbardziej inspirujące dla mnie było wysłuchanie historii o malowaniu drewnianych palet wspólnie z dziećmi, po to, by później utworzyć z nich labirynt, miejsce do zabawy. Kiedy Thomas kilka miesięcy później razem z innymi osobami poleciał do Afryki, osoby odpowiedzialne poprosiły go o wykonanie czegoś podobnego z miejscowymi dziećmi. Te miejsca odgrodzone za pomocą kolorowych płotków stały się symbolem bezpieczeństwa, gdzie nie ma miejsca dla narkotyków i wykorzystywania dzieci.
Kolejny pomysł Thomasa polegał na tym, że mieliśmy rysować kogoś kogo znamy najlepiej, czyli siebie. Najpierw z zamkniętymi oczami, potem spoglądając tylko do lusterka, potem malował nas nasz sąsiad.Na koniec szukaliśmy inspiracji do wykonania własnego portretu w jakimś określonym stylu. Po czym każdy z nas malował podkład swojego płótna białą farbą.
Kolejny pomysł Thomasa polegał na tym, że mieliśmy rysować kogoś kogo znamy najlepiej, czyli siebie. Najpierw z zamkniętymi oczami, potem spoglądając tylko do lusterka, potem malował nas nasz sąsiad.Na koniec szukaliśmy inspiracji do wykonania własnego portretu w jakimś określonym stylu. Po czym każdy z nas malował podkład swojego płótna białą farbą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)