poniedziałek, 6 września 2010

22.08.2010 Niedziela


Naszą podróż do Danii rozpoczęłyśmy o godzinie 4 rano w niedzielę, kiedy to Ilonka przyjechała pod mój dom, by najpierw spakować wszystko do samochodu, a później wyruszyć w długą podróż. Nie ukrywam, że byłam bardzo zestresowana, wiedząc, ile rzeczy musimy zapakować do jednego samochodu. Ale wszystko się zmieściło. Na szczęście.  Nasza podróż trwała ok. 12 godzin. Na autostradzie złapała nas straszna ulewa, jechaliśmy kawałek na światłach awaryjnych, jak z resztą inni kierowcy, by zjechać ostatecznie na pobocze, ponieważ warunki atmosferyczne nie pozwalały na kontynuowanie jazdy. Kolejny stres był związany z duńską kontrolą celną, ale na szczęście nie trzeba było wszystkiego rozpakowywać. Gdy już dotarłyśmy do celu podróży na schodach prowadzących do bramki naszego akademika czekała na nas Tina. Duńska studentka, której zadaniem było zaopiekowanie się nami tuż po przyjeździe, pokazanie wszystkiego, oddanie kluczy i karty do pralni. Tak też uczyniła. Należy podkreślić, że była niezwykle cierpliwa, ponieważ musiała na nas czekać godzinę.  Pierwsze odczucia były mieszane, ale częściowo wiedziałyśmy, czego możemy się spodziewać z opisu innych osób i filmików, które udało nam się znaleźć w Internecie. Zmęczenie i stres zrobił swoje. W moim domku czekało na mnie towarzystwo, które od początku sierpnia zjeżdżało się do Danii. Bałam się tego momentu, ponieważ chciałam zrobić jak najlepsze wrażenie. Pokój skromny, ale wyposażony. Łazienka mała ale własna. Strasznie brudno. Pozostawiłam swoje rzeczy, obejrzałam kuchnię i salon. Poszłam do Ilonki. Posiedziałyśmy u niej, poznałyśmy najpierw Shirley, naszą koleżankę z grupy studenckiej, a potem Barrego, kolegę z kursu. Irlandczyk, angielski nie stanowi dla niego problemu. Masakra… Wróciłam do siebie, trochę się rozpakowałam, uprzątnęłam kilka rzeczy i poszłam spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz