poniedziałek, 6 września 2010

01.09.2010 Środa

W Polsce dzieci wracają po wakacjach do szkoły. Razem z nimi po raz pierwszy do szkoły idzie moja bratanica Paulinka. Strasznie to przeżywam mimo, że jestem w Danii. Ja dziś po raz pierwszy sama dostałam się na uczelnie, korzystając z komunikacji miejskiej. Byłam zestresowana, ale nie zgubiłam się. Dzisiejszy dzień był poświęcony wizytom w różnych instytucjach użyteczności publicznej, gdzie duńskie dzieci mogą spędzać czas. W grupach udaliśmy się do przedszkoli, żłobków i SFO. Moja grupa odwiedziła SFO. Jest to miejsce, gdzie przychodzą dzieci po szkole. Rodzice płacą za pobyt ich dzieci w placówce około 2000 DKK miesięcznie. Praktycznie nie ma możliwości otrzymania dofinansowania do pobytu dziecka w placówce, nawet jeżeli bardzo tego potrzebuje. Grupą ponad stuosobową zajmuje się 11 wychowawców. 17 osób to dzieci ze specjalnymi potrzebami. W szkole spędzają 2 godziny dziennie, po czym przychodzą na świetlicę. Dzieci, które przychodzą do SFO są wielu narodowości. Tego rodzaju placówka jest ściśle powiązana z duńskim systemem edukacji. Każde dziecko po szkole idzie właśnie do takiej świetlicy, chyba, że rodzice nie wyrazili na to zgody. O godzinie 14 dzieci mają porę posiłku. Raz w tygodniu odbywa się spotkanie wszystkich wychowawców.
Jeżeli chodzi o samo budownictwo jest to starym budynek wysoki parter zaadaptowany do potrzeb dzieci. W środku znajdują się takie pomieszczenia jak: pokój wychowawców z małym aneksem kuchennym, sala do odrabiania zadań domowych, sala komputerowa i telewizyjna, gdzie można pograć w gry typu Playstation. Dzieci, z opowieści wychowawców, najczęściej lubią spędzać czas w dużym salonie, gdzie mogą się bawić, rysować , słuchać głośno muzyki. Stoją tam stół i krzesła oraz kanapa i fotele. W piwnicy przystosowanej do warunków pracy z dziećmi znajdują się sale, gdzie dzieci ze specjalnymi potrzebami mogą znaleźć rozrywkę dla siebie. Są tam materace, które dzieci mogą wykorzystać oraz klocki Lego, które również ich interesują. Działka, na której stoi budynek jest ogromna. Poza huśtawkami, piaskownicą widzieliśmy również mały zakład rzemieślniczy, gdzie dzieci mogą majsterkować pod opieką osoby dorosłej. Na uwagę zasługuje również pomieszczenie z instrumentami, tzw. sala muzyczna oraz szopka, w której dzieci hodują króliki. Poza tym mnóstwo terenu zielonego idealnie nadającego się do biegania i innych zabaw.
Obserwacja:
Dwie dziewczynki wspinają się po drzewie i kołyszą na gałęziach. Rozmawiają ze sobą i panem, który je zaczepił(nasz wykładowca). Są radosne, śmieją się. Nie boją się. Po 10 minutach przerywają zabawę i wchodzą do środka. W Polsce powiedziałoby, że to niebezpieczne zajęcie i, że dziewczynki powinny je natychmiast przerwać. Tutaj nawet na zewnątrz nie ma wychowawców. Co jakiś czas sprawdzą, co się dzieje, jak bawią się dzieci. Przejdą się po ogrodzie zamienią z każdym dzieckiem słówko, wezmą udział w zabawie i wracają do środka. Ta zabawa dostarczyła dziewczynką dobrej zabawy. Nie kłóciły się, nie krzyczały. Co warto podkreślić bramka wychodząca na ulicę jest cały czas otwarta, a gałęzie drzewa sięgają chodnika po drugiej stronie płotu. Budynek sąsiaduje z innymi mieszkaniami. Drogą przejeżdżają samochody. Dziewczyny nie odczuwały również zagrożenia ze strony obcego mężczyzny, który z nimi rozmawiał. Aktywnie uczestniczyły w rozmowie. Zaufanie-coś co tutaj, w Danii bardzo często rzuca się w oczy, a czego tak bardzo brakuje Polakom.
Chciałabym zapisać się na kurs języka duńskiego.
Wieczór
Wybraliśmy się wspólnie z Katheriną, Barrym, Shirley i Iloną do centrum, aby zwiedzić Women’s Museum. Niestety, z racji festiwalu wejściówki kosztowały 30 koron. Za to już za tydzień jak w każdą środę będzie można wejść za darmo, więc i my się tam udamy. Potem przenieśliśmy się pod scenę na której występują wokaliści i zespoły podczas festiwalu. Festiwal to coroczne wielkie wydarzenie, które cieszy się sporym zainteresowaniem wśród mieszkańców i turystów. Wysłuchaliśmy koncertu grupy Vinnie Who. Zespół musi być bardzo popularny wśród młodych mieszkańców Danii, ponieważ mnóstwo studentów przyszło na koncert. Chociaż osobiście nie rozumiem ich fascynacji-lider wyglądał i śpiewał jak panna, ale najważniejsze, że ludzie dobrze się bawili. Po 23 udaliśmy się w kierunku przystanku, by dotrzeć do akademika z Barrym, który jak przystało na Irlandczyka, upił się lekko po 3 piwach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz