Skończyliśmy o 11:30. Wydawało się to mało prawdopodobne, zważywszy na fakt, iż o 11 nasza wykładowczyni powiedziała nam co mamy przygotować na godzinę 12. Wtedy Vlado powiedział jej, że o 12 to będziemy już w domu. Okazało się, że wykładowcy otrzymują informację, że w środy mają z nami zajęcia do godziny 14. Stąd te wszystkie nieporozumienia.
Nasze zajęcia początkowo opierały się na analizie produktów pracy grupowej. Tworzyliśmy wspólnie katalog sytuacji, w których podobna metoda może zostać zastosowana. Później przyszedł czas na informacje teoretyczne.
Po zajęciach poszłyśmy odwiedzić agencję pracy. Okazało się, że wszystkie stanowiska pracy dorywczej są już zajęte i mają dużo ogłoszeń na cały etat. Mamy wysłać CV i czekać.
Ilonka po raz pierwszy przygotowała racuchy. Są pyszne. Ja wybrałam wariant z jabłkami.
Odwiedził nas również Bartosz, który właśnie wrócił z Polski i jak obiecał przywiózł nam trochę słodkości. Przy okazji pochwalił się swoją znajomością arabskiego przed współlokatorem Ilonki, który mówi w 9(!) językach.
czwartek, 23 września 2010
21.09.2010 Wtorek
Wybrałam piosenkę grupy Daft Punk "Harder Better Faster Stronger". Ktoś kiedyś pokazał mi videoklip i strasznie podobało mi się jak ludzie potrafią łączyć w sposób niebanalny mowę ciała z melodią i tekstem. Warto zobaczyć. Polecam. Generalnie, byłam jedyną osobą, która zaprezentowała "alternatywny" house. Pozwólcie, że tak go nazwę na własne potrzeby. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie Anica, dziewczyna z Niemiec, która wykonała swoją ulubioną piosenkę w wersji fortepianowej. To doświadczenie nauczyło mnie po raz kolejny, że nie wolno oceniać kogoś na podstawie jego powierzchowności, że to co widzę może być tylko złudzeniem, a prawda o człowieku tkwi w jego głębi. Przypomniałam sobie, że Vajda uwielbia Freddiego Mercury.
Tego samego dnia obejrzeliśmy również nagranie, na którym Johanne współpracując z dziećmi w młodszym wieku szkolnym próbuje stworzyć warunki do gry na instrumentach, do zabawy rytmem, dźwiękiem. Kolejny film pochodził z ośrodka, gdzie terapeuci pracują na co dzień z osobami upośledzonymi, a w swojej pracy wykorzystują muzykę, by pomóc im się rozwijać emocjonalnie i w pewien sposób również intelektualnie. Często jest to kontakt niewerbalny, zważywszy, że wiele z tych osób nie mówi. Widziałam, że wiele osób przerażało na początku łączenie muzyki i ruchu, po czym chętnie wchodzili w interakcję ze swoimi opiekunami.
Tego samego dnia obejrzeliśmy również nagranie, na którym Johanne współpracując z dziećmi w młodszym wieku szkolnym próbuje stworzyć warunki do gry na instrumentach, do zabawy rytmem, dźwiękiem. Kolejny film pochodził z ośrodka, gdzie terapeuci pracują na co dzień z osobami upośledzonymi, a w swojej pracy wykorzystują muzykę, by pomóc im się rozwijać emocjonalnie i w pewien sposób również intelektualnie. Często jest to kontakt niewerbalny, zważywszy, że wiele z tych osób nie mówi. Widziałam, że wiele osób przerażało na początku łączenie muzyki i ruchu, po czym chętnie wchodzili w interakcję ze swoimi opiekunami.
20.09.2010 Poniedziałek
Kolejny tydzień to kolejny aspekt pracy pedagoga społecznego, pracownika socjalnego. W tym tygodniu zajęcia prowadzi Johanne Hempel. Muzyk, pedagog. ‘Activities in social pedagogic work’ temat bloku zajęć przewidziany do realizacji w ciągu kolejnych trzech dni. Nasza wykładowczyni starała się w praktyce udowodnić, że zajęcia artystyczne mogą być celem w samym sobie, lub też mogą być narzędziem do osiągania innych celów, bez względu na to z jaką grupą wiekową pracujemy. Zajęcia artystyczne, w naszym przypadku zajęcia muzyczne rozwijają umiejętności językowe, fizyczne, pewne kompetencje społeczne i umiejętności poznawcze.Pobudzają wyobraźnię, twórczość, mogą wymagać współpracy pomiędzy członkami grupy i koordynacji. Poza tym dają dużo frajdy. My, na przykład uczyliśmy się prostej piosenki po duńsku po to, by później móc wykorzystać ją w zabawie, a w przyszłości także na praktykach. To również pokazuje, że zajęcia tego typu są przeznaczone dla wszystkich, że aktywność należy do uczestników, którzy są względem siebie równi. Zwłaszcza, jeżeli wykorzystujemy to, by przez zabawę pomagać w rozwoju, przełamywaniu barier, pokonywaniu trudności. Nie nastawiamy się na produkt naszego działania. W moim przypadku piękny śpiew odpada. Dla osób, które mnie znają i tak wielkim zaskoczeniem jest, że nie umarłam ze strachu na samo wyrażenie: zajęcia muzyczne. Na jutro mam przygotować dwie piosenki, o których chciałabym opowiedzieć reszcie mojej grupy …i co by tutaj wybrać.
Sprawdziłam również, czy moja legitymacja jest już do odbioru. Niestety jeszcze nie.
Stosunki między mną i Ilonką uległy wyraźnemu pogorszeniu. Nie czuję się z tym dobrze.
Sprawdziłam również, czy moja legitymacja jest już do odbioru. Niestety jeszcze nie.
Stosunki między mną i Ilonką uległy wyraźnemu pogorszeniu. Nie czuję się z tym dobrze.
19.09.2010 Niedziela
O 9:40 wybrałyśmy się autobusem, bo jakżeby inaczej, na koncert gospel owy w jednym z kościołów. Niestety nie doczekałyśmy się autobusu, który widnieje w rozkładzie jako numer 17 odjeżdżający z naszego przystanku. Pewnie Sandra źle sprawdziła, ale nie winimy jej za to. Miałyśmy za to poranną rozgrzewkę-trochę biegu i spacer. Dziewczyny z 9 zaprosiły mnie na herbatkę. Pokonwersowałyśmy sobie przez chwilę i poszłam realizować moje nowe postanowienie. O tym później, jak będę wiedziała, że jestem na tyle zdeterminowana, by coś zacząć i skończyć. O 13:20 czekała nas kolejna wycieczka, ponieważ w tym tygodniu była kolej na polską mszę. Po mszy zostaliśmy zaproszeni na kawę i ciastko. Całe szczęście była herbata. Starsi Polacy spotykają się, przyjemnie dyskutując na różne tematy. Każdy z nas miał dzisiaj inny powód, by zostać. Ja byłam wzruszona rozmową z jedną panią na temat tego, iż jesteśmy z Bielska-Białej. Przypomniała sobie, że swego czasu spędzała wakacje w okolicach Szyndzielni. Mówiła to z ogromną nostalgią w głosie. Po powrocie zjadłyśmy obiad ze słoika. Jeszcze mamy kilka zrobionych przez nasze mamy. Potem odwiedziła mnie Sandra. Rozmawiałyśmy z moim współlokatorem Kacprem, który był na wycieczce w Skagen. Pokazał nam zdjęcia, opowiedział conieco. O 21 przyjechała na swoim rowerze długo przez nas oczekiwana Julia z Wielkiej Brytanii. Przywiozła ciasto z jabłkami i ostrężnicami, które znalazła w lesie, specjalnie dla nas. To bardzo miło z jej strony. Przywiozła ze sobą coś jeszcze. Książkę jej taty do nauki polskiego. Teraz książka jest u mnie. Zamierzam nauczyć Julię kilku rzeczy. I sama się czegoś nauczę, bo w końcu to dwujęzyczny podręcznik.
Mogłabym powiedzieć: „I tak minęła kolejna niedziela spędzona w Arhus.” Ale nie z moimi współlokatorami. Urządzili coś w rodzaju konkursu, za każdą straconą kolejkę trzeba było ponieść karę. Jako, że student zawsze jest spragniony i lubi przegrywać, towarzyszyły tej fantastycznej zabawie niesamowite emocje. Rozeszli się o 2 nad ranem.
Mogłabym powiedzieć: „I tak minęła kolejna niedziela spędzona w Arhus.” Ale nie z moimi współlokatorami. Urządzili coś w rodzaju konkursu, za każdą straconą kolejkę trzeba było ponieść karę. Jako, że student zawsze jest spragniony i lubi przegrywać, towarzyszyły tej fantastycznej zabawie niesamowite emocje. Rozeszli się o 2 nad ranem.
18.09.2010 Sobota
Wybrałam się razem z pozostałymi 4 Polkami nad jezioro. Nie wiem jak się nazywa, ale jest stosunkowo blisko naszego miejsca zamieszkania i widoki rozpościerające się z jego brzegów są naprawdę imponujące. Niestety, była to krótka wycieczka, ponieważ zaczął padać deszcz, a dziewczyny nie miały nic przeciwdeszczowego. Jakież to nierozsądne z ich strony…
Dzisiaj również otrzymałam żółtą kartę drogą pocztową. Tak, tutaj poczta działa również w soboty.
Vlado zaprosił mnie na kolację organizowaną przez niego i Irę. Potrafi chłopak gotować. Przygotował rybę z warzywami. Pewnie kiedyś udokumentuję to odpowiednim zdjęciem. Atmosfera była wspaniała. Miło jest zjeść wspólny posiłek z ludźmi, którzy Cię lubią.
Większość osób poszła na imprezę do drugiego akademika. Ja jeszcze nie czuję się na tyle pewnie, by brać udział w takich „masówach”. Może następnym razem. Czekam na relację Ilony.
Dzisiaj również otrzymałam żółtą kartę drogą pocztową. Tak, tutaj poczta działa również w soboty.
Vlado zaprosił mnie na kolację organizowaną przez niego i Irę. Potrafi chłopak gotować. Przygotował rybę z warzywami. Pewnie kiedyś udokumentuję to odpowiednim zdjęciem. Atmosfera była wspaniała. Miło jest zjeść wspólny posiłek z ludźmi, którzy Cię lubią.
Większość osób poszła na imprezę do drugiego akademika. Ja jeszcze nie czuję się na tyle pewnie, by brać udział w takich „masówach”. Może następnym razem. Czekam na relację Ilony.
17.09.2010 Piątek
Okazało się, że list, który otrzymała Ilonka odnosił się do tego, iż nie zapłaciła ona czynszu. Oczywiście zapłaciła i ma na to dowody, więc mam nadzieję, że już po wszystkim.
Zajęcia z drugim Gertem były przyjemniejsze niż wczorajsze ale równie męczące. Czasami wydaje mi się, że niektóre teorie zgłębiłam wystarczająco dobrze, by nie wnikać głębiej. Jednak nasz wykładowca sprawił, iż poczułam, że jeszcze wiele przede mną, jeżeli zamierzam skupić się w przyszłości nad zagadnieniami związanymi z komunikacją interpersonalną. Było kilka ćwiczeń praktycznych do wykonania i film-wywiad z Peterem Lanem.
Ten tydzień nie był dla mnie zbyt dobry pod wieloma względami. Ale to co zrobiłam dziś po południu przebiło wszystko. Po tym jak Vlado z Ireną przyszli w odwiedziny do Barrego i świetnie się bawili pistoletem na wodę, postanowiłam, że po tym jak sama zostałam oblana zrewanżuję się i oblałam Vlado wodą prosto z garnka. Nie był szczęśliwy z tego powodu. Musiałam udać się do jego pokoju i przeprosić za moje zachowanie. Mam nadzieję, że przetłumaczy sobie to w GoogleTranslate i przyjmie moje przeprosiny, bo przecież taki fajny z niego chłopak. O 21 powinna odwiedzić nas Brytyjka Julia. Czekam na nią i w wolnej chwili kontynuuję pisanie mojego bloga. Zasadniczo mogę powiedzieć, że na dzisiaj skończyłam. Będę się starała unikać kolejnych nieporozumień.
Zajęcia z drugim Gertem były przyjemniejsze niż wczorajsze ale równie męczące. Czasami wydaje mi się, że niektóre teorie zgłębiłam wystarczająco dobrze, by nie wnikać głębiej. Jednak nasz wykładowca sprawił, iż poczułam, że jeszcze wiele przede mną, jeżeli zamierzam skupić się w przyszłości nad zagadnieniami związanymi z komunikacją interpersonalną. Było kilka ćwiczeń praktycznych do wykonania i film-wywiad z Peterem Lanem.
Ten tydzień nie był dla mnie zbyt dobry pod wieloma względami. Ale to co zrobiłam dziś po południu przebiło wszystko. Po tym jak Vlado z Ireną przyszli w odwiedziny do Barrego i świetnie się bawili pistoletem na wodę, postanowiłam, że po tym jak sama zostałam oblana zrewanżuję się i oblałam Vlado wodą prosto z garnka. Nie był szczęśliwy z tego powodu. Musiałam udać się do jego pokoju i przeprosić za moje zachowanie. Mam nadzieję, że przetłumaczy sobie to w GoogleTranslate i przyjmie moje przeprosiny, bo przecież taki fajny z niego chłopak. O 21 powinna odwiedzić nas Brytyjka Julia. Czekam na nią i w wolnej chwili kontynuuję pisanie mojego bloga. Zasadniczo mogę powiedzieć, że na dzisiaj skończyłam. Będę się starała unikać kolejnych nieporozumień.
16.09 Czarny Czwartek
Ten dzień pominę ze względu na to, że był dla mnie niezwykle trudny. Nie chciałabym jeszcze raz opisywać moich negatywnych wrażeń z dzisiejszych zajęć.
Zmieniłam zdanie. Powiem Wam dlaczego byłam tego dnia taka zła. Nasze zadanie polegało na przygotowaniu gry według kryteriów, które wylosowaliśmy. Nie udało nam się zrobić tego tak dobrze jak pozostałe grupy. Byłam tego dnia i zła i smutna. Nie powinnam była czuć się źle, ale bardzo źle znoszę porażki i podobnie traktowałam tą sytuację. Zauważył to Gert. Po prezentacji gier usiedliśmy w kole, żeby jak zawsze porozmawiać o tym co się wydarzyło, jak przebiegała współpraca pomiędzy członkami grup. Gert postanowił jednak urozmaicić ten czas. zaprosił naszą grupę do środka. reszta siedziała na zewnątrz naszego kręgu. Mieliśmy przez 10 minut głośno rozmawiać dlaczego nam się dzisiaj nie powiodło. Co się stało takiego, że innym się udało, a nam się do końca. Potem my mieliśmy siedzieć cicho,a oni o nas rozmawiali. To było straszne. Czułam się jak królik w laboratorium.Fajnie słuchać dobrych rzeczy o sobie, gorzej, zdecydowanie gorzej być po tej drugiej stronie. Kiedy masz słabszy dzień i czujesz, że ktoś wbija ci nóż w plecy.
Zmieniłam zdanie. Powiem Wam dlaczego byłam tego dnia taka zła. Nasze zadanie polegało na przygotowaniu gry według kryteriów, które wylosowaliśmy. Nie udało nam się zrobić tego tak dobrze jak pozostałe grupy. Byłam tego dnia i zła i smutna. Nie powinnam była czuć się źle, ale bardzo źle znoszę porażki i podobnie traktowałam tą sytuację. Zauważył to Gert. Po prezentacji gier usiedliśmy w kole, żeby jak zawsze porozmawiać o tym co się wydarzyło, jak przebiegała współpraca pomiędzy członkami grup. Gert postanowił jednak urozmaicić ten czas. zaprosił naszą grupę do środka. reszta siedziała na zewnątrz naszego kręgu. Mieliśmy przez 10 minut głośno rozmawiać dlaczego nam się dzisiaj nie powiodło. Co się stało takiego, że innym się udało, a nam się do końca. Potem my mieliśmy siedzieć cicho,a oni o nas rozmawiali. To było straszne. Czułam się jak królik w laboratorium.Fajnie słuchać dobrych rzeczy o sobie, gorzej, zdecydowanie gorzej być po tej drugiej stronie. Kiedy masz słabszy dzień i czujesz, że ktoś wbija ci nóż w plecy.
czwartek, 16 września 2010
15.09.2010 Środa
Według naszego rozkładu zajęć w środy kończymy o 11:30, więc wszyscy się cieszą z tego powodu. Miło raz w tygodniu kończyć przed 14. Ale nie dziś… Wrócił do nas Gert. Pytał o nasze wrażenia po zajęciach prowadzonych przez drugiego Gerta. Pierwsze 1,5 godziny poświęciliśmy na uregulowanie spraw związanych z naszymi praktykami. 31 instytucji zdecydowało, że chętnie przyjmą studentów z wymiany na praktyki. Miejsca do jakich możemy udać się to na przykład: żłobki, przedszkola, integrated institution( połączenie dwu poprzednich), szkoła dla dzieci niepełnosprawnych, SFO( miejsce ściśle związane ze szkołą, do którego dzieci idą prosto po lekcjach, o którym pisałam już wcześniej), kluby młodzieżowe, residential care(przypominające nasze rodzinne domy dziecka), place zabaw( nie mylić z naszym wyobrażeniem o placu zabaw, tam zawsze jest jakiś pedagog, który zajmuje się dziećmi), centra aktywności dla dorosłych, grupy wsparcia alkoholików, sport activity( jeszcze nie wiem dokładnie dla kogo przeznaczone jest to miejsce). Wybrałam Integrated Institution, gdzie uczęszczają dzieci w wieku 1-6 lat.
Później Gert przedstawił nam zadanie do wykonania na dziś. W grupach sześcioosobowych mamy przygotować grę, w której jutro weźmie udział cała grupa studencka. Bardziej chodziło o zastosowanie 'social constructionism' w praktyce, tak aby każdy zobaczył jakie miejsce zajmuje w otaczającej rzeczywistości oraz co wpływa na jego pozycję i relacje z innymi członkami grupy. Nie myślcie, że ma to być zwyczajna zabawa integracyjna. Chodzi o to, żeby z wylosowanych 6 kategorii stworzyć grę z zasadami. I tak nasza grupa wylosowała:
-cel: zdobyć punkt
-struktura: szereg
-fantazja: kolory
-wyposażenie: skakanka
-zasady: oszustwo
-ruch: zamknięte oczy.
Te powyższe elementy mają składać się na naszą grę. Poza tym mamy przedstawić dlaczego, co i jak zamierzamy przeprowadzić, nasze refleksje dotyczące procesu twórczego i sposób w jaki myśleliśmy przed, w trakcie i po wszystkim o naszym zadaniu. Gert udzielił nam również kilku rad i wskazówek jak efektywnie pracować w grupie.
Pierwsze zakupy w SuperBeście. Ceny wygórowane. Mój drugi obiad, który miałam przyjemność przygotować dla Ilonki to spaghetti z mięsem i sosem tradycyjnym. Wyszło wyśmienicie.
Ilonka otrzymała list od zarządcy naszego budynku. O ironio, w języku duńskim, ale jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. W liście pojawiają się cyfry zbliżone do wysokości naszego czynszu. Poszłam sprawdzić moją skrzynkę na listy ale była pusta…na szczęście. Postaramy się wyjaśnić sprawę jak najszybciej, a o efektach poinformuję później.
Później Gert przedstawił nam zadanie do wykonania na dziś. W grupach sześcioosobowych mamy przygotować grę, w której jutro weźmie udział cała grupa studencka. Bardziej chodziło o zastosowanie 'social constructionism' w praktyce, tak aby każdy zobaczył jakie miejsce zajmuje w otaczającej rzeczywistości oraz co wpływa na jego pozycję i relacje z innymi członkami grupy. Nie myślcie, że ma to być zwyczajna zabawa integracyjna. Chodzi o to, żeby z wylosowanych 6 kategorii stworzyć grę z zasadami. I tak nasza grupa wylosowała:
-cel: zdobyć punkt
-struktura: szereg
-fantazja: kolory
-wyposażenie: skakanka
-zasady: oszustwo
-ruch: zamknięte oczy.
Te powyższe elementy mają składać się na naszą grę. Poza tym mamy przedstawić dlaczego, co i jak zamierzamy przeprowadzić, nasze refleksje dotyczące procesu twórczego i sposób w jaki myśleliśmy przed, w trakcie i po wszystkim o naszym zadaniu. Gert udzielił nam również kilku rad i wskazówek jak efektywnie pracować w grupie.
Pierwsze zakupy w SuperBeście. Ceny wygórowane. Mój drugi obiad, który miałam przyjemność przygotować dla Ilonki to spaghetti z mięsem i sosem tradycyjnym. Wyszło wyśmienicie.
Ilonka otrzymała list od zarządcy naszego budynku. O ironio, w języku duńskim, ale jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. W liście pojawiają się cyfry zbliżone do wysokości naszego czynszu. Poszłam sprawdzić moją skrzynkę na listy ale była pusta…na szczęście. Postaramy się wyjaśnić sprawę jak najszybciej, a o efektach poinformuję później.
14.09.2010 Wtorek
Podczas dzisiejszych zajęć kontynuowaliśmy cudowny temat społecznego konstrukcjonizmu. Gert dalej starał się nas przekonać, że nie ma jednej obiektywnej rzeczywistości. W grupach pracowaliśmy z tekstem, odpowiadaliśmy na pytania. Był również stały element-zabawa. Wyszliśmy w tym celu na zewnątrz, ustawiliśmy się w kole. Każdy z nas na początku miał za zadanie wybrać dwie osoby. Później Gert wyjaśnił nam zasady gry. Razem z osobami, które wybraliśmy na początku mieliśmy utworzyć trójkąt równoboczny. Wszyscy stale się przemieszczali, ponieważ każdy z nas wybrał dwie różne osoby. Po kilku minutach udało nam się stworzyć całą sieć trójkątów równobocznych. Na podstawie tej zabawy nasz wykładowca wyjaśnił nam, że właśnie w wyniku interakcji międzyludzkich kreujemy swoją rzeczywistość, tworzymy język i nabywamy wiedzę. W kolejnej części zajęć, po lunchu przyszedł czas na ćwiczenia. W grupach każdy przygotowywał swoje drzewo genealogiczne po to, by później opowiedzieć poszczególnym członkom swojej grupy historie związane z naszymi krewnymi, które ukształtowały to kim jesteśmy dzisiaj. Te zajęcia były inne niż zwykle bo miały więcej wspólnego z terapią niż wykładem dla studentów. Sam Gert opowiedział nam wiele historii z jego życia.
Po zajęciach poszłyśmy z Ilonką do Botanic Garden, żeby nabrać sił przed kolejnym dniem, zobaczyć coś pięknego. Cudowne miejsce. Mam nadzieję, że z czasem będę mogła podzielić się z Wami zdjęciami. Na trasie prowadzącej do Ogrodu Botanicznego znajduje się skansen, który można odwiedzić za 50 DKK.
Po zajęciach poszłyśmy z Ilonką do Botanic Garden, żeby nabrać sił przed kolejnym dniem, zobaczyć coś pięknego. Cudowne miejsce. Mam nadzieję, że z czasem będę mogła podzielić się z Wami zdjęciami. Na trasie prowadzącej do Ogrodu Botanicznego znajduje się skansen, który można odwiedzić za 50 DKK.
13.09.2010 Poniedziałek
W Polce o pierwszym dniu tygodnia mówimy „szewski poniedziałek”. Tutaj bynajmniej nie jest dniem wolnym. Ludzie z entuzjazmem w deszczu na rowerach zmierzają do szkoły, na uczelnię lub do pracy. Jeszcze inni o 8:20 rozpoczynają poranną gimnastykę, jogging. My zmierzaliśmy na Peter Sabroe, by jak zwykle spotkać się z naszą ukochaną parą wykładowców. Jakże wielkie było nasze zaskoczenie, kiedy zamiast nich zobaczyliśmy jakiegoś nowego człowieka. Nie ukrywam, że byłam przerażona z racji tego, iż tekst który mieliśmy na dzisiaj przeczytać był trudny i nawet w przełożeniu na polski niezupełnie dla mnie zrozumiały. Okazało się, że Pan również ma na imię Gert i przez 3 dni będzie prowadził wykłady dotyczące społecznego konstruktywizmu.
Ciekawym elementem naszych dzisiejszych zajęć był włoski film: „Życie jest piękne”. Główny bohater, Guido, od początku filmu był niezwykłym optymistą. Do wszystkiego podchodził z uśmiechem i może dzięki temu zdobył serce kobiety, którą kochał. Doczekali się synka, Joshue, który bardzo był przywiązany do ojca. Razem z nim trafił do obozu koncentracyjnego, jako, że byli żydowskiego pochodzenia. Ojciec wymyślił grę, w którą grali przez cały pobyt w obozie. Chłopiec dzięki temu nie wiedział, że są w obozie koncentracyjnym. Niestety Guido zginął na końcu, ale ocalił synka przed śmiercią. Po filmie dyskutowaliśmy na temat tego, czy Guido dobrze postąpił, nie mówiąc Joshue o wojnie. Film ma wielkie powiązanie ze społecznym konstruktywizmem. Człowiek wytworzył własną rzeczywistość, w którą uwierzyli inni. Gert w czasie zajęć starał się przekazać nam, że możemy być tym kim chcemy. Niektórzy studenci nie chcieli się z tym zgodzić. Twierdzili, że jeżeli przyjdzie do nich klient, który będzie uważał, że jest koniem to trudno będzie im w to uwierzyć i traktować go tak jakby chciał być traktowany. Częściowo podzielam ich wątpliwości, ale społeczny konstruktywizm, jak było podkreślone w pierwszym rozdziale jest tylko teoretyczną orientacją.
Ciekawym elementem naszych dzisiejszych zajęć był włoski film: „Życie jest piękne”. Główny bohater, Guido, od początku filmu był niezwykłym optymistą. Do wszystkiego podchodził z uśmiechem i może dzięki temu zdobył serce kobiety, którą kochał. Doczekali się synka, Joshue, który bardzo był przywiązany do ojca. Razem z nim trafił do obozu koncentracyjnego, jako, że byli żydowskiego pochodzenia. Ojciec wymyślił grę, w którą grali przez cały pobyt w obozie. Chłopiec dzięki temu nie wiedział, że są w obozie koncentracyjnym. Niestety Guido zginął na końcu, ale ocalił synka przed śmiercią. Po filmie dyskutowaliśmy na temat tego, czy Guido dobrze postąpił, nie mówiąc Joshue o wojnie. Film ma wielkie powiązanie ze społecznym konstruktywizmem. Człowiek wytworzył własną rzeczywistość, w którą uwierzyli inni. Gert w czasie zajęć starał się przekazać nam, że możemy być tym kim chcemy. Niektórzy studenci nie chcieli się z tym zgodzić. Twierdzili, że jeżeli przyjdzie do nich klient, który będzie uważał, że jest koniem to trudno będzie im w to uwierzyć i traktować go tak jakby chciał być traktowany. Częściowo podzielam ich wątpliwości, ale społeczny konstruktywizm, jak było podkreślone w pierwszym rozdziale jest tylko teoretyczną orientacją.
12.09.2010 Niedziela
Niedzielny poranek powitał mnie deszczową pogodą. O 9:20 wyszłyśmy z akademika, by zdążyć na Mszę o 10. Była to duńska msza. Spotkałyśmy kilku znajomych z poprzedniego razu.
Wielki dzień. Pewnie jesteście ciekawi dlaczego. Otóż, moja ulubiona Katherina obchodzi dzisiaj swoje urodziny. W związku z tym przygotowała dla nas wspólny posiłek. Wszyscy ubraliśmy się odświętnie. Katherina przygotowała lasagne w wersji mięsnej i z warzywami z sosem beszamelowym. Na deser był sernik z herbatnikami i malinami. Wszystko było pyszne. Bardzo zazdroszczę jej talentu kulinarnego. To nie pierwszy raz, kiedy przygotowała coś niesamowitego. Próbowałam już jej zupy z kurczaka( nie mylić z rosołem), przygotowała również chleb w naszej kuchni. Niesamowite. Usprawiedliwiam się tylko tym, że od 16 roku życia prowadzi samodzielne życie z dala od domu rodzinnego. Ja obiecuję mamo, że w końcu też nauczę się gotować. Teraz mam motywację i inspirację w różnorodności kuchni jakie mam okazję podejrzeć, spróbować.
Wszystkiego najlepszego Katherina
Wielki dzień. Pewnie jesteście ciekawi dlaczego. Otóż, moja ulubiona Katherina obchodzi dzisiaj swoje urodziny. W związku z tym przygotowała dla nas wspólny posiłek. Wszyscy ubraliśmy się odświętnie. Katherina przygotowała lasagne w wersji mięsnej i z warzywami z sosem beszamelowym. Na deser był sernik z herbatnikami i malinami. Wszystko było pyszne. Bardzo zazdroszczę jej talentu kulinarnego. To nie pierwszy raz, kiedy przygotowała coś niesamowitego. Próbowałam już jej zupy z kurczaka( nie mylić z rosołem), przygotowała również chleb w naszej kuchni. Niesamowite. Usprawiedliwiam się tylko tym, że od 16 roku życia prowadzi samodzielne życie z dala od domu rodzinnego. Ja obiecuję mamo, że w końcu też nauczę się gotować. Teraz mam motywację i inspirację w różnorodności kuchni jakie mam okazję podejrzeć, spróbować.
Wszystkiego najlepszego Katherina
11.09.2010 Sobota
Kolejny tekst, który musimy przeczytać na poniedziałkowe zajęcia. Tytuł: ‘What is social constructionism?’. 27 stron. Nie mogę się z tym uporać. Postanowiłyśmy wybrać się nad morze wieczorem, by porzucić myśli związane z lekturą lub wręcz przeciwnie, by uporządkować to co do tej pory udało nam się przeczytać.
piątek, 10 września 2010
10.09.2010 Piątek
Dzisiaj odbyła się wielka prezentacja naszych Pixibooks. Można było poznać zabawne historie z życia naszych przyjaciół oraz zobaczyć jak różnobarwne osobowości tworzą naszą grupę. Każda książka była inna, chociaż każda spełniała minimalne wyznaczniki naszej opiekunki.
Teraz powiem dlaczego to zadanie było przyjemniejsze od wielu prac wykonywanych na plastyce. Otóż, studenci mają możliwość wykonywać swoje dzieła w pracowni artystycznej na poddaszu budynku. Mają do dyspozycji mnóstwo materiałów, mogą zarezerwować salę na weekend lub w dzień powszedni, jeżeli nie ma w planie w tym dniu zajęć w tej sali i oddać się twórczemu szaleństwu. To niezwykłe. Nie muszą płacić za wykorzystane materiały. Siedzisz w tej sali i czujesz się jak prawdziwy artysta. Masz czas, nikt cię nie ocenia, ale dopinguje ci, zachęca do dalszej pracy. To chyba nazywa się pozytywne nastawienie.
Po części praktycznej przyszedł czas na pracę w grupach. Dzisiaj miałam prawdziwą szkołę przetrwania. Współpracowałam z dwiema Amerykankami, Brytyjką i Irlandką i czasami wydawało mi się, że język jakim się posługują to na pewno nie angielski. Nasze zadanie polegało na rozłożeniu procesu twórczego na czynniki pierwsze tak , by w przyszłości móc wykorzystać umiejętności zdobyte podczas tych zajęć w pracy zawodowej. Bardzo ważną informacją uzyskaną w czasie naszej dyskusji okazała się znajomość celów. Nie zawsze musimy wszystko szczegółowo znać, wiedzieć, czasami wystarczy zdobyć wskazówki do działania. Praca musi być również wyzwaniem. Produkt nie zawsze jest najważniejszy, okazuje się, że równie ważny jest sam proces jego tworzenia.
Pierwsze pranie. Pierwszego dnia otrzymałam kartę, którą należy doładować kwotą 100 lub 200 koron. Jedno pranie to koszt 9 koron, a suszenie, w zależności jak długo chcesz, by trwało może kosztować od 1 korony do 15 koron. Niesamowita frajda. Zwykle takie sytuacje oglądałam tylko w filmach. Teraz mogłam sama czekać na swoje pranie 40 minut.
Teraz powiem dlaczego to zadanie było przyjemniejsze od wielu prac wykonywanych na plastyce. Otóż, studenci mają możliwość wykonywać swoje dzieła w pracowni artystycznej na poddaszu budynku. Mają do dyspozycji mnóstwo materiałów, mogą zarezerwować salę na weekend lub w dzień powszedni, jeżeli nie ma w planie w tym dniu zajęć w tej sali i oddać się twórczemu szaleństwu. To niezwykłe. Nie muszą płacić za wykorzystane materiały. Siedzisz w tej sali i czujesz się jak prawdziwy artysta. Masz czas, nikt cię nie ocenia, ale dopinguje ci, zachęca do dalszej pracy. To chyba nazywa się pozytywne nastawienie.
Po części praktycznej przyszedł czas na pracę w grupach. Dzisiaj miałam prawdziwą szkołę przetrwania. Współpracowałam z dwiema Amerykankami, Brytyjką i Irlandką i czasami wydawało mi się, że język jakim się posługują to na pewno nie angielski. Nasze zadanie polegało na rozłożeniu procesu twórczego na czynniki pierwsze tak , by w przyszłości móc wykorzystać umiejętności zdobyte podczas tych zajęć w pracy zawodowej. Bardzo ważną informacją uzyskaną w czasie naszej dyskusji okazała się znajomość celów. Nie zawsze musimy wszystko szczegółowo znać, wiedzieć, czasami wystarczy zdobyć wskazówki do działania. Praca musi być również wyzwaniem. Produkt nie zawsze jest najważniejszy, okazuje się, że równie ważny jest sam proces jego tworzenia.
Pierwsze pranie. Pierwszego dnia otrzymałam kartę, którą należy doładować kwotą 100 lub 200 koron. Jedno pranie to koszt 9 koron, a suszenie, w zależności jak długo chcesz, by trwało może kosztować od 1 korony do 15 koron. Niesamowita frajda. Zwykle takie sytuacje oglądałam tylko w filmach. Teraz mogłam sama czekać na swoje pranie 40 minut.
09.09.2010 Czwartek
Pięć godzin spędziłam na procesie twórczym, jakim było przygotowanie mojej Pixibook. Jest skończona, piękna. Jestem z siebie naprawdę dumna. Jutro będziemy rozmawiać na temat naszych historii, które stanowią treść naszych książeczek. Świetna zabawa, relaksująca i pozwalająca wrócić do wspomnień z przeszłości. Miłych wspomnień. Do jej wykonania użyłam wielu technik, których nauczyłam się na ubiegłorocznych zajęciach z plastyki i techniki.
Opiszę również inne doświadczenie z pobytu w Danii, skupię się konkretnie na zachowaniu moich współlokatorów. Otóż, siedzę sobie w kuchni i piszę bloga. Z pokoju wychodzi chłopak, który widzi mnie w dniu dzisiejszym po raz pierwszy. Nie wita się ze mną. Wchodzi do kuchni, gdzie gotuje inny chłopak. I co robi? Wita się z nim: ‘Hello Thomas, how are you?’ Czuję, że jestem cała czerwona ze złości… Obserwuję ich od jakiegoś czasu i nic się nie zmienia. Nie chodzi tylko o mnie, ale także o inne dziewczyny. Jeżeli to ja przywitam się pierwsza nie ma problemu, są mili. W przeciwnym razie nie odezwą się słowem. Dzisiaj ich nie lubię. Miałam odwagę to napisać. Jeżeli frustracja będzie we mnie narastać, to pewnie im to powiem.
Opiszę również inne doświadczenie z pobytu w Danii, skupię się konkretnie na zachowaniu moich współlokatorów. Otóż, siedzę sobie w kuchni i piszę bloga. Z pokoju wychodzi chłopak, który widzi mnie w dniu dzisiejszym po raz pierwszy. Nie wita się ze mną. Wchodzi do kuchni, gdzie gotuje inny chłopak. I co robi? Wita się z nim: ‘Hello Thomas, how are you?’ Czuję, że jestem cała czerwona ze złości… Obserwuję ich od jakiegoś czasu i nic się nie zmienia. Nie chodzi tylko o mnie, ale także o inne dziewczyny. Jeżeli to ja przywitam się pierwsza nie ma problemu, są mili. W przeciwnym razie nie odezwą się słowem. Dzisiaj ich nie lubię. Miałam odwagę to napisać. Jeżeli frustracja będzie we mnie narastać, to pewnie im to powiem.
08.09.2010 Środa
Dzisiaj zaczynałam zajęcia o godzinie 9. Trwały krótko, bo tylko do 11:30. Przez kolejne dwa dni mamy zajęcia artystyczne. W tym tygodniu z prac plastycznych. Nasza wykładowczyni- Anne od lat współpracuje z uczelnią i wykłada teorie związane z grafiką, sprawuje nadzór nad pracami praktycznymi. Słabo mówi w języku angielskim, ale za to jest bardzo sympatyczna i życzliwa. Zajęcia tradycyjnie rozpoczęliśmy od zabawy. Na brzegach naszych stolików rozwinęliśmy rulonik papieru(podobny do tego z kas fiskalnych), tak aby każdy miał przed sobą papier. Dostaliśmy mazaki. Następnie Anne losowała kartonik z obrazkiem, mówiła, co widzi, a naszym zadaniem było to narysować. O ile z motylem i okularami nie było najmniejszego problemu, o tyle więcej radości przyniosło nam narysowanie foki, lwa. Po krótkim wstępie teoretycznym, przedstawieniu planu pracy, Anne zapoznała nas z materiałem, nad którym będziemy pracować. Będzie to Pixibook. Każdy ma za zadanie używając niewielkiej ilości wyrazów opisać i przedstawić w formie małej książeczki jakieś wydarzenie z przeszłości, które zapadło mu w pamięci. Ja wybrałam czas kiedy marzyłam o tym, by dostać nowy rower. Dzisiaj zobaczyliśmy przykładowe książeczki, przygotowaliśmy swoje historie i planowaliśmy jutrzejszą pracę. Proces twórczy opiszę jutro.
Odwiedziłyśmy dzisiaj Ratusz, by potwierdzić nasze miejsce zamieszkania oraz wybrać lekarza, a wszystko po to, by za dwa tygodnie dostać list z żółtą kartą, czyli pozwoleniem na pobyt, jeżeli dobrze zrozumiałam. Pani, która pomagała mi wypełnić dokumenty była bardzo miła i miała dla mnie czas. Zupełnie nowe doświadczenie i oczywiście bardzo pozytywne.
Po powrocie, krótkim ale intensywnym odpoczynku wybraliśmy się naszą paczką plus Sara(belgijska koleżanka Shirley) do Women’s Museum. W środy nie trzeba płacić za bilet wstępu. Ekspozycja jaką prezentuje to muzeum dotyczy dzieci i kobiet. Na parterze i częściowo na piętrze można było zobaczyć ręcznie robione domy dla lalek, wyposażone we wszystko, co niezbędne w normalnym życiu. Wszystko ręcznie robione. Lalki z różnych okresów i artystyczne zdjęcia lalek. Każde pomieszczenie było utrzymane w innej kolorystyce. I tak na przykład pokój różowy zawierał odzież dziewczęcą z różnych okresów, niebieski- odzież dla chłopców. W korytarzach znajdowały się takie eksponaty jak wózki, sanki, rowery dla dzieci. Największe wrażenie w tej części wywarł na mnie pokój „do góry nogami”- na suficie stał stolik, na stoliku filiżanki, a obok krzesło. Na podłodze było niebo, a wokół latały zabawki. Były również pomieszczenia multimedialne, gdzie przez wejście do tuby, założenie słuchawek można było wysłuchać opowiadania. Niestety nie mam pojęcia o czym, ponieważ lektor mówił w języku duńskim, jak w każdym innym pokoju multimedialnym. Były również filmy, które można było obejrzeć zakładając specjalne okulary. Wystawa poświęcona kobietom w sposób przekrojowy, moim zdaniem pokazywała jak zmienia się wizerunek kobiety na przestrzeni dziejów, jej rola w świecie. Począwszy od bielizny, przez odzież, artykuły gospodarstwa domowego, portrety, zdjęcia, sylwetki rządzących miastem lub pełniących ważne funkcje społeczne kobiet, po szesnaście krótkich filmików prezentujących życie kobiet różnych narodowości, które tak wiele dzieli, a jeszcze więcej łączy, które z różnych przyczyn przyjechały do Danii i zamieszkały w tym kraju. Wspaniałe Muzeum, które można zwiedzać na dwa sposoby-tradycyjnie przechodząc z pomieszczenia do pomieszczenia lub w formie „podchodów” przygotowanych przez organizatorów wystawy zmierzać do kolejnych punktów.
Odwiedziłyśmy dzisiaj Ratusz, by potwierdzić nasze miejsce zamieszkania oraz wybrać lekarza, a wszystko po to, by za dwa tygodnie dostać list z żółtą kartą, czyli pozwoleniem na pobyt, jeżeli dobrze zrozumiałam. Pani, która pomagała mi wypełnić dokumenty była bardzo miła i miała dla mnie czas. Zupełnie nowe doświadczenie i oczywiście bardzo pozytywne.
Po powrocie, krótkim ale intensywnym odpoczynku wybraliśmy się naszą paczką plus Sara(belgijska koleżanka Shirley) do Women’s Museum. W środy nie trzeba płacić za bilet wstępu. Ekspozycja jaką prezentuje to muzeum dotyczy dzieci i kobiet. Na parterze i częściowo na piętrze można było zobaczyć ręcznie robione domy dla lalek, wyposażone we wszystko, co niezbędne w normalnym życiu. Wszystko ręcznie robione. Lalki z różnych okresów i artystyczne zdjęcia lalek. Każde pomieszczenie było utrzymane w innej kolorystyce. I tak na przykład pokój różowy zawierał odzież dziewczęcą z różnych okresów, niebieski- odzież dla chłopców. W korytarzach znajdowały się takie eksponaty jak wózki, sanki, rowery dla dzieci. Największe wrażenie w tej części wywarł na mnie pokój „do góry nogami”- na suficie stał stolik, na stoliku filiżanki, a obok krzesło. Na podłodze było niebo, a wokół latały zabawki. Były również pomieszczenia multimedialne, gdzie przez wejście do tuby, założenie słuchawek można było wysłuchać opowiadania. Niestety nie mam pojęcia o czym, ponieważ lektor mówił w języku duńskim, jak w każdym innym pokoju multimedialnym. Były również filmy, które można było obejrzeć zakładając specjalne okulary. Wystawa poświęcona kobietom w sposób przekrojowy, moim zdaniem pokazywała jak zmienia się wizerunek kobiety na przestrzeni dziejów, jej rola w świecie. Począwszy od bielizny, przez odzież, artykuły gospodarstwa domowego, portrety, zdjęcia, sylwetki rządzących miastem lub pełniących ważne funkcje społeczne kobiet, po szesnaście krótkich filmików prezentujących życie kobiet różnych narodowości, które tak wiele dzieli, a jeszcze więcej łączy, które z różnych przyczyn przyjechały do Danii i zamieszkały w tym kraju. Wspaniałe Muzeum, które można zwiedzać na dwa sposoby-tradycyjnie przechodząc z pomieszczenia do pomieszczenia lub w formie „podchodów” przygotowanych przez organizatorów wystawy zmierzać do kolejnych punktów.
07.09.2010 Wtorek
Ranek. Kierowca autobusu rozbił innemu kierowcy lusterko w samochodzie. Jak przystało na Duńczyków zachowali spokój, mieli czas by porozmawiać, więc resztę trasy na uczelnię pokonaliśmy pieszo. Na szczęście całe zdarzenie miało miejsce blisko naszej uczelni.
Zabawa na początek: z kartek ułożonych na podłodze wybierasz jedną i udajesz zwierzę, jakie wylosowałeś. Szukasz drugiej osoby, która tak jak ty wylosowała to samo zwierzę. Czy wiecie, że w Danii hoduje się najwięcej świń, bo aż 24 miliony?
Dziś zajęcia dotyczyły naszych refleksji po lekturze ‘Working with children in care’. Pierwsza dłuższa część prowadzona przez Gerta miała formę wykładu, druga część polegała na przedyskutowaniu w grupach pewnego problemu, stworzeniu własnej definicji social pedagogy.
Dziś znów odwiedziłyśmy kościół, ale tym razem w celach towarzyskich… O 19 miało miejsce spotkanie International Group of Students. Młodzi katolicy z całego świata, którzy zjeżdżają do Aarhus w różnych celach mają możliwość spotkać się nie tylko na modlitwie. Po krótkim nabożeństwie miało miejsce spotkanie przy herbatce i ciasteczkach. Wszyscy cieszyli się z naszego przybycia. Grupa ma już swoich stałych członków z Słowacji, Włoch, Litwy, Danii, Filipin, Brazylii oraz z Polski. Organizatorem naszych spotkań jest młody jezuita z Gdańska, Paweł. Na początku Duńczyk Stefan przedstawił historię i pozycję kościoła luterańskiego w Danii. Dowiedziałam się, że funkcję księdza w kościele pełnią również kobiety. Kapłanki i Kapłanie mają czarne stroje z białymi kołnierzami na szyjach. Bierzmowanie jest ważnym wydarzeniem, które można porównać z sakramentem Komunii Świętej w Polsce. Również zaprasza się krewnych i świętuje się z tego powodu. Co mnie najbardziej zaskoczyło? Iż Duńczycy, którzy należą do kościoła luterańskiego muszą odprowadzać podatek na kościół. Na pytanie jednej z osób jaki jest stosunek wierzących luteran w stosunku do katolików Stefan odpowiedział, iż wszystko zależy od samych wyznawców. Generalnie nie uważają oni Kościoła Katolickiego za wroga. Krótka prezentacja wzbogacona o zdjęcia. Oceniam na 5
Po części teoretycznej przyszedł czas na miłą pogawędkę wśród członków grupy. Okazało się, że za 2 tygodnie organizowana jest impreza, taka prawdziwa, nie par-tea. Wybieramy się za tydzień na kolejne spotkanie. Co będzie dalej czas pokaże. Było bardzo sympatycznie. Może dlatego, że właściwi ludzie znaleźli się we właściwym miejscu i czasie…
Po powrocie do akademika pogawędziłam z moim współlokatorem Hiszpanem Marko. Pogawędkę przerwało pukanie w drzwi. Okazało się, że to Polak z 11 zobaczył polską flagę w jednym z okien naszego domku. Ten pokój rezyduje Kacper z Kielc, który niedawno wrócił z Polski i zabrał ze sobą flagę. Bartosz, bo tak nazywa się chłopak, który nas odwiedził zaprosił nas na herbatkę i tak poznałyśmy z kolei jego współlokatorów. Z jednym Rosjaninem miałam przyjemność zamienić kilka słów. Już myślałam, że trzy lata nauki języka rosyjskiego na nic się zdadzą, a tu taka niespodzianka. Nie popisałam się zbytnio onieśmielona całą sytuacją, ale będę ją wspominać z uśmiechem.
Zabawa na początek: z kartek ułożonych na podłodze wybierasz jedną i udajesz zwierzę, jakie wylosowałeś. Szukasz drugiej osoby, która tak jak ty wylosowała to samo zwierzę. Czy wiecie, że w Danii hoduje się najwięcej świń, bo aż 24 miliony?
Dziś zajęcia dotyczyły naszych refleksji po lekturze ‘Working with children in care’. Pierwsza dłuższa część prowadzona przez Gerta miała formę wykładu, druga część polegała na przedyskutowaniu w grupach pewnego problemu, stworzeniu własnej definicji social pedagogy.
Dziś znów odwiedziłyśmy kościół, ale tym razem w celach towarzyskich… O 19 miało miejsce spotkanie International Group of Students. Młodzi katolicy z całego świata, którzy zjeżdżają do Aarhus w różnych celach mają możliwość spotkać się nie tylko na modlitwie. Po krótkim nabożeństwie miało miejsce spotkanie przy herbatce i ciasteczkach. Wszyscy cieszyli się z naszego przybycia. Grupa ma już swoich stałych członków z Słowacji, Włoch, Litwy, Danii, Filipin, Brazylii oraz z Polski. Organizatorem naszych spotkań jest młody jezuita z Gdańska, Paweł. Na początku Duńczyk Stefan przedstawił historię i pozycję kościoła luterańskiego w Danii. Dowiedziałam się, że funkcję księdza w kościele pełnią również kobiety. Kapłanki i Kapłanie mają czarne stroje z białymi kołnierzami na szyjach. Bierzmowanie jest ważnym wydarzeniem, które można porównać z sakramentem Komunii Świętej w Polsce. Również zaprasza się krewnych i świętuje się z tego powodu. Co mnie najbardziej zaskoczyło? Iż Duńczycy, którzy należą do kościoła luterańskiego muszą odprowadzać podatek na kościół. Na pytanie jednej z osób jaki jest stosunek wierzących luteran w stosunku do katolików Stefan odpowiedział, iż wszystko zależy od samych wyznawców. Generalnie nie uważają oni Kościoła Katolickiego za wroga. Krótka prezentacja wzbogacona o zdjęcia. Oceniam na 5
Po części teoretycznej przyszedł czas na miłą pogawędkę wśród członków grupy. Okazało się, że za 2 tygodnie organizowana jest impreza, taka prawdziwa, nie par-tea. Wybieramy się za tydzień na kolejne spotkanie. Co będzie dalej czas pokaże. Było bardzo sympatycznie. Może dlatego, że właściwi ludzie znaleźli się we właściwym miejscu i czasie…
Po powrocie do akademika pogawędziłam z moim współlokatorem Hiszpanem Marko. Pogawędkę przerwało pukanie w drzwi. Okazało się, że to Polak z 11 zobaczył polską flagę w jednym z okien naszego domku. Ten pokój rezyduje Kacper z Kielc, który niedawno wrócił z Polski i zabrał ze sobą flagę. Bartosz, bo tak nazywa się chłopak, który nas odwiedził zaprosił nas na herbatkę i tak poznałyśmy z kolei jego współlokatorów. Z jednym Rosjaninem miałam przyjemność zamienić kilka słów. Już myślałam, że trzy lata nauki języka rosyjskiego na nic się zdadzą, a tu taka niespodzianka. Nie popisałam się zbytnio onieśmielona całą sytuacją, ale będę ją wspominać z uśmiechem.
06.09.2010 Poniedziałek
When you are holding a person in your hand, you are holding a bit of his life in your hand.
Cytat z książki ‘Working with children in care’.
Dzień poświęcony na lekturę zadanego tekstu do dokładnego zgłębienia w grupach. Zajęcia bez wykładowcy. Była to również najlepsza okazja żeby przetestować dostęp do Internetu na naszej uczelni. Wracając wybrałyśmy niewłaściwy autobus. Jednak po dwóch tygodniach spędzonych tutaj człowiek pozwala sobie myśleć, że wie już jak dojechać w dowolne miejsce… Czytam w wolnych chwilach „Przed świtem”, oglądam kolejne odcinki ‘Vampire Diaries’ i zastanawiam się, czy moja bratanica Paulinka jest równie zachwycona swoją nową szkołą jak jej ciocia VIA University College.
Cytat z książki ‘Working with children in care’.
Dzień poświęcony na lekturę zadanego tekstu do dokładnego zgłębienia w grupach. Zajęcia bez wykładowcy. Była to również najlepsza okazja żeby przetestować dostęp do Internetu na naszej uczelni. Wracając wybrałyśmy niewłaściwy autobus. Jednak po dwóch tygodniach spędzonych tutaj człowiek pozwala sobie myśleć, że wie już jak dojechać w dowolne miejsce… Czytam w wolnych chwilach „Przed świtem”, oglądam kolejne odcinki ‘Vampire Diaries’ i zastanawiam się, czy moja bratanica Paulinka jest równie zachwycona swoją nową szkołą jak jej ciocia VIA University College.
poniedziałek, 6 września 2010
05.09.2010 Niedziela
Polska msza w Katedrze o godzinie 14. Później wycieczka nad morze, gdzie urządziliśmy sobie piknik. Była wspaniała słoneczna pogoda, wiatr wiał od strony morza. Po powrocie obejrzeliśmy film z współlokatorami Ilonki.
04.09.2010 Sobota
Po wczorajszym generalnym sprzątaniu mojego pokoju i szafek kuchennych, lodówki przyszedł czas na błogie lenistwo. Cechy charakterystyczne Duńczyków:
- blond włosy, niebieskie oczy, u kobiet włosy często upięte w luźny kok na czubku głowy
- bez względu na pogodę poruszają się po mieście rowerami, rowery są wszędzie
- wielu Duńczyków uprawia jogging bez względu na porę dnia
- nie boją się kradzieży, bardzo często różne rzeczy wystawiane są na sprzedaż przed sklepem, gdzie nikt ich nie pilnuje
- czystość ulic, parków, lasów, chodników-zdumiewająca
- oddzielne pasy dla rowerzystów, wszędzie chodniki dla pieszych, mnóstwo miejsc z sygnalizacją świetlną
- woda, którą można pić prosto z kranu
- autobusy, które przyjeżdżają punktualnie na przystanek(może poza autobusem nr 90).
Po napisaniu listu do caretakera, w którym opisałyśmy różne szkody, które nie my wyrządziłyśmy(ja opisałam tylko dziurę w zasłonie, którą już zaszyłam, dziurę w linoleum i dziury po gwoździach na ścianach), udałyśmy się do piwnicy, gdzie znajduje się skrzynka na listy do caretakera. Odwiedziłyśmy później domowników w akademiku numer 9, gdzie mieszka spora grupa osób z naszego kursu: Simona, Vajda, Vlado i dziewczyny z Katowic. Obejrzeliśmy swoje zdjęcia zrobione do tej pory podczas pobytu w Danii.
Pojawiła się możliwość przeniesienia do akademika Ilonki, ponieważ jej kolega Vigard z Norwegii zmienia miejsce zamieszkania. Pytanie tylko, czy chcę zmieniać pokój skoro mój jest teraz taki czysty…
Do imprezy w 9 dołączyli Shirley i Barry. Dowiedziałam się też, że na secondhand bazar można było kupić używane ubrania. Sprzedawane były przez studentów dla studentów w Student Housie.
- blond włosy, niebieskie oczy, u kobiet włosy często upięte w luźny kok na czubku głowy
- bez względu na pogodę poruszają się po mieście rowerami, rowery są wszędzie
- wielu Duńczyków uprawia jogging bez względu na porę dnia
- nie boją się kradzieży, bardzo często różne rzeczy wystawiane są na sprzedaż przed sklepem, gdzie nikt ich nie pilnuje
- czystość ulic, parków, lasów, chodników-zdumiewająca
- oddzielne pasy dla rowerzystów, wszędzie chodniki dla pieszych, mnóstwo miejsc z sygnalizacją świetlną
- woda, którą można pić prosto z kranu
- autobusy, które przyjeżdżają punktualnie na przystanek(może poza autobusem nr 90).
Po napisaniu listu do caretakera, w którym opisałyśmy różne szkody, które nie my wyrządziłyśmy(ja opisałam tylko dziurę w zasłonie, którą już zaszyłam, dziurę w linoleum i dziury po gwoździach na ścianach), udałyśmy się do piwnicy, gdzie znajduje się skrzynka na listy do caretakera. Odwiedziłyśmy później domowników w akademiku numer 9, gdzie mieszka spora grupa osób z naszego kursu: Simona, Vajda, Vlado i dziewczyny z Katowic. Obejrzeliśmy swoje zdjęcia zrobione do tej pory podczas pobytu w Danii.
Pojawiła się możliwość przeniesienia do akademika Ilonki, ponieważ jej kolega Vigard z Norwegii zmienia miejsce zamieszkania. Pytanie tylko, czy chcę zmieniać pokój skoro mój jest teraz taki czysty…
Do imprezy w 9 dołączyli Shirley i Barry. Dowiedziałam się też, że na secondhand bazar można było kupić używane ubrania. Sprzedawane były przez studentów dla studentów w Student Housie.
03.09.2010 Piątek
Dzisiaj wszyscy studenci, którzy rozpoczęli pierwszy rok studiów na naszym wydziale udali się do lasu. My razem z nimi. Tam starsi koledzy przygotowali dla nas różne zadania. Ale po kolei: zbiórka o godzinie 9 w holu uczelni. Wchodzę i widzę grupy studentów, którzy przebrali się w śmieszne stroje, a na twarzach zaznaczyli barwy wojenne. Wychodzimy na zewnątrz, organizatorzy witają studentów. Studenci prezentują swoje okrzyki. W korowodzie idziemy do lasu. Niecodzienny widok stanowią niezliczone ilości puszek piwa. W lesie dzielimy się na grupy studenckie. Każda grupa szuka innej stacji, gdzie czekają na nią zadania do wykonania. Wszystkich stacji było 11. Nasze zadania:
1. Ułożyć jak najdłuższy szal z ubrań, które mamy na sobie. Za osobę, która rozbierze się całkowicie 30 punktów ekstra. Barry był na tyle odważny, by to zrobić. Inni oddali spodnie, bluzki lub staniki…
2. Wejść do morza i dotknąć wyznaczoną butelkę. Tylko 5 odważnych z całej grupy zdecydowało się na tak karkołomny wyczyn. Już rozumiem, po co było piwo.
3. Przejść wyznaczoną trasę tak, by jedna osoba była w podporze przodem a druga podtrzymywała ją za kolana. Na końcu trzeba było spożyć napój(wiadomo jaki) i wrócić na linię startu.
4. Cała grupa miała przejść wyznaczony odcinek, ale w taki sposób aby 15 nóg i 10 rąk dotykało ziemi.
5. 4 ochotników ma za zadanie z zasłoniętymi oczami trafić z kieliszkiem do ust wskazanej osoby, osoba, która spożywa trunek, musi odgadnąć co wypiła.
6. Osoba z zasłoniętymi oczami musi dotrzeć do 5 punktów, prowadzi ją przewodnik, który może tylko mówić, nie może jej dotykać. Przy każdym z punktów ma odgadnąć za pomocą zmysłu dotyku co dotyka. Ta konkurencja była disgusting…
7. W parach za pomocą jednej ręki każdej z osób w parze należało oprawić książkę.
O innych konkurencjach lepiej nie wspominać, bo mogą się one wydać gorszące lub tak naprawdę na chwilę obecną zapomniałam o czym chciałam napisać. Wiem, że jedną stację pominęliśmy. Całą imprezę kończyła walka o buty. Dwie drużyny zdejmują swoje buty i kładą na środku pola. W wyznaczonych miejscach po usłyszeniu startu ruszają do zabierania i przenoszenia w swoje pola butów, które muszą także bronić, by drużyna przeciwna ich nie przejęła. Strasznie śmiesznie to wyglądało, zwłaszcza, że większość zawodników była bardzo słaba po „męczącym” dniu pełnym trudnych zadań. Próbowałam sobie wyobrazić podobną imprezę u nas. Nie ma mowy. Nikt nie wydałby na to zgody, nie zainwestował pieniędzy. Podobno wśród Duńczyków też od jakiegoś czasu rozgorzała dyskusja czy taki rodzaj „chrztu pierwszaków” powinien być propagowany przez brać studencką. Wydaje mi się, że jako obserwator z zewnątrz, który za grosz nie zna języka duńskiego mogę przyznać, że wszyscy zachowywali się kulturalnie, mimo spożywanego alkoholu. W lesie nie działo się nic co mogłoby przeszkadzać osobom uprawiającym jogging, spacerującym. Każda grupa miała swój worek na śmieci. Z nim również wiązała się jedna konkurencja. Zadanie polegało na tym, że trzeba zbierać swoje śmieci
O 15:30 udaliśmy się do akademików. To był długi i męczący dzień, ale było warto.
1. Ułożyć jak najdłuższy szal z ubrań, które mamy na sobie. Za osobę, która rozbierze się całkowicie 30 punktów ekstra. Barry był na tyle odważny, by to zrobić. Inni oddali spodnie, bluzki lub staniki…
2. Wejść do morza i dotknąć wyznaczoną butelkę. Tylko 5 odważnych z całej grupy zdecydowało się na tak karkołomny wyczyn. Już rozumiem, po co było piwo.
3. Przejść wyznaczoną trasę tak, by jedna osoba była w podporze przodem a druga podtrzymywała ją za kolana. Na końcu trzeba było spożyć napój(wiadomo jaki) i wrócić na linię startu.
4. Cała grupa miała przejść wyznaczony odcinek, ale w taki sposób aby 15 nóg i 10 rąk dotykało ziemi.
5. 4 ochotników ma za zadanie z zasłoniętymi oczami trafić z kieliszkiem do ust wskazanej osoby, osoba, która spożywa trunek, musi odgadnąć co wypiła.
6. Osoba z zasłoniętymi oczami musi dotrzeć do 5 punktów, prowadzi ją przewodnik, który może tylko mówić, nie może jej dotykać. Przy każdym z punktów ma odgadnąć za pomocą zmysłu dotyku co dotyka. Ta konkurencja była disgusting…
7. W parach za pomocą jednej ręki każdej z osób w parze należało oprawić książkę.
O innych konkurencjach lepiej nie wspominać, bo mogą się one wydać gorszące lub tak naprawdę na chwilę obecną zapomniałam o czym chciałam napisać. Wiem, że jedną stację pominęliśmy. Całą imprezę kończyła walka o buty. Dwie drużyny zdejmują swoje buty i kładą na środku pola. W wyznaczonych miejscach po usłyszeniu startu ruszają do zabierania i przenoszenia w swoje pola butów, które muszą także bronić, by drużyna przeciwna ich nie przejęła. Strasznie śmiesznie to wyglądało, zwłaszcza, że większość zawodników była bardzo słaba po „męczącym” dniu pełnym trudnych zadań. Próbowałam sobie wyobrazić podobną imprezę u nas. Nie ma mowy. Nikt nie wydałby na to zgody, nie zainwestował pieniędzy. Podobno wśród Duńczyków też od jakiegoś czasu rozgorzała dyskusja czy taki rodzaj „chrztu pierwszaków” powinien być propagowany przez brać studencką. Wydaje mi się, że jako obserwator z zewnątrz, który za grosz nie zna języka duńskiego mogę przyznać, że wszyscy zachowywali się kulturalnie, mimo spożywanego alkoholu. W lesie nie działo się nic co mogłoby przeszkadzać osobom uprawiającym jogging, spacerującym. Każda grupa miała swój worek na śmieci. Z nim również wiązała się jedna konkurencja. Zadanie polegało na tym, że trzeba zbierać swoje śmieci
O 15:30 udaliśmy się do akademików. To był długi i męczący dzień, ale było warto.
02.09.2010 Czwartek
O 9 rozpoczęliśmy w grupach przygotowania prezentacji dotyczących odwiedzanych dzień wcześniej placówek dla dzieci. Ten projekt bardzo przypadł mi do gustu. Zaangażowałam się w jego realizację. Podczas prezentacji należało odpowiedzieć także na pytanie jakie są różnice w funkcjonowaniu podobnych placówek w naszych krajach. Okazało się, że tylko w Polsce świetlice środowiskowe, do których dzieci mogą udać się po szkole są bezpłatne. Wspólne dla 5 pozostałych krajów jest sprawowanie opieki i kontroli nad dziećmi, w znacznie szerszym zakresie niż w Danii oraz ilość wychowawców płci męskiej- w Danii nie ma w tym nic dziwnego, a w Irlandii jest to zjawisko niespotykane, podobnie jak w Polsce rzadko kiedy pedagog-mężczyzna pracuje w klasach 1-3, o przedszkolu nie wspominając. W każdej z omawianych prezentacji podkreślano wolność dawaną dzieciom w duńskich przedszkolach, żłobkach i SFO. Warto również zwrócić uwagę na niezależność, wewnętrzny spokój dzieci. Naszą dyskusję zakończyliśmy refleksją: co wpływa na to, że duńskie dzieci są zupełnie „inne”? Czyżby specjalne składniki zawarte w wodzie, którą można pić prosto z kranu?
Po prezentacjach, krótkiej przerwie udaliśmy się w swoich grupach do różnych miejsc na uczelni, gdzie odgrywane były przedstawienia dla dzieci przygotowane przez studentów. Co zaskoczyło mnie na samym początku, iż kazano nam zdjąć buty. Nic nie rozumiałam, ale to co zobaczyłam było niezwykłe. Kiedy słyszysz: ktoś zaprasza cię na przedstawienie, twoje jedyne wyobrażenie jest takie, że siedzisz na ławeczce lub krześle twarzą do sceny, na której widzisz przebranych studentów odgrywających różne role. Nic bardziej mylnego. Nasze przedstawienie było interaktywne. 30 osób, które stanowiło widownię przechodziło pomiędzy różnymi pomieszczeniami, by zatrzymać się w każdym z nich. Prowadzili nas główni bohaterowie, którzy prowadzili dialogi z poszczególnymi postaciami w każdej z sal. Wszystko było wykonane perfekcyjnie: począwszy od oprawy muzycznej, scenografii, kostiumów, po doskonałą grę aktorów. Byłam pod wrażeniem. Oczywiście przedstawienie zostało odrobinę zmodyfikowane ze względu na to, że widownię stanowili studenci. Mieliśmy różne zadania: musieliśmy tańczyć, powtarzać pewne zdania, czołgać się w tunelu łączącym dwie sale. Najzabawniejszy był moment, kiedy kazano wszystkim chłopakom zdjąć koszulki, żeby zważyć ich ciężar. Nawet wykładowcy zdjęli sweterki. Oczywiście, panowie nie mieli z tym żadnych problemów. Mimo, iż kompletnie nic nie rozumiałam, świetnie się bawiłam. Grupa studentów, która pracowała nad tym show, liczyła 60 osób. Wszystko udało im się przygotować w dwa tygodnie.
Zapłaciłyśmy nasz pierwszy czynsz. Opłata za przelew: 30 koron.
Po prezentacjach, krótkiej przerwie udaliśmy się w swoich grupach do różnych miejsc na uczelni, gdzie odgrywane były przedstawienia dla dzieci przygotowane przez studentów. Co zaskoczyło mnie na samym początku, iż kazano nam zdjąć buty. Nic nie rozumiałam, ale to co zobaczyłam było niezwykłe. Kiedy słyszysz: ktoś zaprasza cię na przedstawienie, twoje jedyne wyobrażenie jest takie, że siedzisz na ławeczce lub krześle twarzą do sceny, na której widzisz przebranych studentów odgrywających różne role. Nic bardziej mylnego. Nasze przedstawienie było interaktywne. 30 osób, które stanowiło widownię przechodziło pomiędzy różnymi pomieszczeniami, by zatrzymać się w każdym z nich. Prowadzili nas główni bohaterowie, którzy prowadzili dialogi z poszczególnymi postaciami w każdej z sal. Wszystko było wykonane perfekcyjnie: począwszy od oprawy muzycznej, scenografii, kostiumów, po doskonałą grę aktorów. Byłam pod wrażeniem. Oczywiście przedstawienie zostało odrobinę zmodyfikowane ze względu na to, że widownię stanowili studenci. Mieliśmy różne zadania: musieliśmy tańczyć, powtarzać pewne zdania, czołgać się w tunelu łączącym dwie sale. Najzabawniejszy był moment, kiedy kazano wszystkim chłopakom zdjąć koszulki, żeby zważyć ich ciężar. Nawet wykładowcy zdjęli sweterki. Oczywiście, panowie nie mieli z tym żadnych problemów. Mimo, iż kompletnie nic nie rozumiałam, świetnie się bawiłam. Grupa studentów, która pracowała nad tym show, liczyła 60 osób. Wszystko udało im się przygotować w dwa tygodnie.
Zapłaciłyśmy nasz pierwszy czynsz. Opłata za przelew: 30 koron.
01.09.2010 Środa
W Polsce dzieci wracają po wakacjach do szkoły. Razem z nimi po raz pierwszy do szkoły idzie moja bratanica Paulinka. Strasznie to przeżywam mimo, że jestem w Danii. Ja dziś po raz pierwszy sama dostałam się na uczelnie, korzystając z komunikacji miejskiej. Byłam zestresowana, ale nie zgubiłam się. Dzisiejszy dzień był poświęcony wizytom w różnych instytucjach użyteczności publicznej, gdzie duńskie dzieci mogą spędzać czas. W grupach udaliśmy się do przedszkoli, żłobków i SFO. Moja grupa odwiedziła SFO. Jest to miejsce, gdzie przychodzą dzieci po szkole. Rodzice płacą za pobyt ich dzieci w placówce około 2000 DKK miesięcznie. Praktycznie nie ma możliwości otrzymania dofinansowania do pobytu dziecka w placówce, nawet jeżeli bardzo tego potrzebuje. Grupą ponad stuosobową zajmuje się 11 wychowawców. 17 osób to dzieci ze specjalnymi potrzebami. W szkole spędzają 2 godziny dziennie, po czym przychodzą na świetlicę. Dzieci, które przychodzą do SFO są wielu narodowości. Tego rodzaju placówka jest ściśle powiązana z duńskim systemem edukacji. Każde dziecko po szkole idzie właśnie do takiej świetlicy, chyba, że rodzice nie wyrazili na to zgody. O godzinie 14 dzieci mają porę posiłku. Raz w tygodniu odbywa się spotkanie wszystkich wychowawców.
Jeżeli chodzi o samo budownictwo jest to starym budynek wysoki parter zaadaptowany do potrzeb dzieci. W środku znajdują się takie pomieszczenia jak: pokój wychowawców z małym aneksem kuchennym, sala do odrabiania zadań domowych, sala komputerowa i telewizyjna, gdzie można pograć w gry typu Playstation. Dzieci, z opowieści wychowawców, najczęściej lubią spędzać czas w dużym salonie, gdzie mogą się bawić, rysować , słuchać głośno muzyki. Stoją tam stół i krzesła oraz kanapa i fotele. W piwnicy przystosowanej do warunków pracy z dziećmi znajdują się sale, gdzie dzieci ze specjalnymi potrzebami mogą znaleźć rozrywkę dla siebie. Są tam materace, które dzieci mogą wykorzystać oraz klocki Lego, które również ich interesują. Działka, na której stoi budynek jest ogromna. Poza huśtawkami, piaskownicą widzieliśmy również mały zakład rzemieślniczy, gdzie dzieci mogą majsterkować pod opieką osoby dorosłej. Na uwagę zasługuje również pomieszczenie z instrumentami, tzw. sala muzyczna oraz szopka, w której dzieci hodują króliki. Poza tym mnóstwo terenu zielonego idealnie nadającego się do biegania i innych zabaw.
Obserwacja:
Dwie dziewczynki wspinają się po drzewie i kołyszą na gałęziach. Rozmawiają ze sobą i panem, który je zaczepił(nasz wykładowca). Są radosne, śmieją się. Nie boją się. Po 10 minutach przerywają zabawę i wchodzą do środka. W Polsce powiedziałoby, że to niebezpieczne zajęcie i, że dziewczynki powinny je natychmiast przerwać. Tutaj nawet na zewnątrz nie ma wychowawców. Co jakiś czas sprawdzą, co się dzieje, jak bawią się dzieci. Przejdą się po ogrodzie zamienią z każdym dzieckiem słówko, wezmą udział w zabawie i wracają do środka. Ta zabawa dostarczyła dziewczynką dobrej zabawy. Nie kłóciły się, nie krzyczały. Co warto podkreślić bramka wychodząca na ulicę jest cały czas otwarta, a gałęzie drzewa sięgają chodnika po drugiej stronie płotu. Budynek sąsiaduje z innymi mieszkaniami. Drogą przejeżdżają samochody. Dziewczyny nie odczuwały również zagrożenia ze strony obcego mężczyzny, który z nimi rozmawiał. Aktywnie uczestniczyły w rozmowie. Zaufanie-coś co tutaj, w Danii bardzo często rzuca się w oczy, a czego tak bardzo brakuje Polakom.
Chciałabym zapisać się na kurs języka duńskiego.
Wieczór
Wybraliśmy się wspólnie z Katheriną, Barrym, Shirley i Iloną do centrum, aby zwiedzić Women’s Museum. Niestety, z racji festiwalu wejściówki kosztowały 30 koron. Za to już za tydzień jak w każdą środę będzie można wejść za darmo, więc i my się tam udamy. Potem przenieśliśmy się pod scenę na której występują wokaliści i zespoły podczas festiwalu. Festiwal to coroczne wielkie wydarzenie, które cieszy się sporym zainteresowaniem wśród mieszkańców i turystów. Wysłuchaliśmy koncertu grupy Vinnie Who. Zespół musi być bardzo popularny wśród młodych mieszkańców Danii, ponieważ mnóstwo studentów przyszło na koncert. Chociaż osobiście nie rozumiem ich fascynacji-lider wyglądał i śpiewał jak panna, ale najważniejsze, że ludzie dobrze się bawili. Po 23 udaliśmy się w kierunku przystanku, by dotrzeć do akademika z Barrym, który jak przystało na Irlandczyka, upił się lekko po 3 piwach.
Jeżeli chodzi o samo budownictwo jest to starym budynek wysoki parter zaadaptowany do potrzeb dzieci. W środku znajdują się takie pomieszczenia jak: pokój wychowawców z małym aneksem kuchennym, sala do odrabiania zadań domowych, sala komputerowa i telewizyjna, gdzie można pograć w gry typu Playstation. Dzieci, z opowieści wychowawców, najczęściej lubią spędzać czas w dużym salonie, gdzie mogą się bawić, rysować , słuchać głośno muzyki. Stoją tam stół i krzesła oraz kanapa i fotele. W piwnicy przystosowanej do warunków pracy z dziećmi znajdują się sale, gdzie dzieci ze specjalnymi potrzebami mogą znaleźć rozrywkę dla siebie. Są tam materace, które dzieci mogą wykorzystać oraz klocki Lego, które również ich interesują. Działka, na której stoi budynek jest ogromna. Poza huśtawkami, piaskownicą widzieliśmy również mały zakład rzemieślniczy, gdzie dzieci mogą majsterkować pod opieką osoby dorosłej. Na uwagę zasługuje również pomieszczenie z instrumentami, tzw. sala muzyczna oraz szopka, w której dzieci hodują króliki. Poza tym mnóstwo terenu zielonego idealnie nadającego się do biegania i innych zabaw.
Obserwacja:
Dwie dziewczynki wspinają się po drzewie i kołyszą na gałęziach. Rozmawiają ze sobą i panem, który je zaczepił(nasz wykładowca). Są radosne, śmieją się. Nie boją się. Po 10 minutach przerywają zabawę i wchodzą do środka. W Polsce powiedziałoby, że to niebezpieczne zajęcie i, że dziewczynki powinny je natychmiast przerwać. Tutaj nawet na zewnątrz nie ma wychowawców. Co jakiś czas sprawdzą, co się dzieje, jak bawią się dzieci. Przejdą się po ogrodzie zamienią z każdym dzieckiem słówko, wezmą udział w zabawie i wracają do środka. Ta zabawa dostarczyła dziewczynką dobrej zabawy. Nie kłóciły się, nie krzyczały. Co warto podkreślić bramka wychodząca na ulicę jest cały czas otwarta, a gałęzie drzewa sięgają chodnika po drugiej stronie płotu. Budynek sąsiaduje z innymi mieszkaniami. Drogą przejeżdżają samochody. Dziewczyny nie odczuwały również zagrożenia ze strony obcego mężczyzny, który z nimi rozmawiał. Aktywnie uczestniczyły w rozmowie. Zaufanie-coś co tutaj, w Danii bardzo często rzuca się w oczy, a czego tak bardzo brakuje Polakom.
Chciałabym zapisać się na kurs języka duńskiego.
Wieczór
Wybraliśmy się wspólnie z Katheriną, Barrym, Shirley i Iloną do centrum, aby zwiedzić Women’s Museum. Niestety, z racji festiwalu wejściówki kosztowały 30 koron. Za to już za tydzień jak w każdą środę będzie można wejść za darmo, więc i my się tam udamy. Potem przenieśliśmy się pod scenę na której występują wokaliści i zespoły podczas festiwalu. Festiwal to coroczne wielkie wydarzenie, które cieszy się sporym zainteresowaniem wśród mieszkańców i turystów. Wysłuchaliśmy koncertu grupy Vinnie Who. Zespół musi być bardzo popularny wśród młodych mieszkańców Danii, ponieważ mnóstwo studentów przyszło na koncert. Chociaż osobiście nie rozumiem ich fascynacji-lider wyglądał i śpiewał jak panna, ale najważniejsze, że ludzie dobrze się bawili. Po 23 udaliśmy się w kierunku przystanku, by dotrzeć do akademika z Barrym, który jak przystało na Irlandczyka, upił się lekko po 3 piwach.
31 sierpnia 2010 Wtorek
Ostatni dzień miesiąca. Kupiłyśmy bilet miesięczny na wrzesień. Kosztował 345DKK(!). Pani w punkcie sprzedaży powiedziała, że nie ma żadnych zniżek nawet jeśli posiadasz CPR number lub kartę studenta. Okazuje się, że informacje udzielane w VisitAarhus są sprzeczne, ponieważ nasz kolega usłyszał w tym samym miejscu, że jest możliwość tańszego zakupu biletu…
Nasz dzień spędziliśmy bardzo aktywnie, ale tym razem nie na uczelni, a w Student House. To specjalne miejsce, gdzie studenci mogą kupić książki, zapytać o potrzebne informacje, wziąć udział w różnych inicjatywach studenckich, zapisać się na studencką imprezę, pójść do baru lub wypożyczyć rower. W każdy wtorek organizowana jest impreza dla international student. Mam nadzieję, że będę mogła w przyszłości opisać relację z tego wydarzenia. Student House dysponuje również pięknym zielonym plenerem, gdzie można odpocząć po zajęciach lub zorganizować piknik. Widoki zapierające dech w piersi. Studenci, którzy zapoznali nas z tym miejscem byli bardzo mili, jak wszyscy do tej pory. Na uwagę zasługuje również fakt, iż zorganizowano dla nas darmowy pyszny lunch. Otrzymaliśmy też kolejną kartę, do końca nie wiem do czego może się przydać. Później udaliśmy się pod katedrę, gdzie czekała na nas Pani przewodnik. Ten punk programu był zaplanowany na cztery godziny i tyle w rzeczywistości trwała nasza wycieczka po mieście. Zobaczyliśmy bardzo wiele miejsc, począwszy od sklepów, skończywszy na Urzędzie Miasta w Aarhus. Z tej grupowej wycieczki najbardziej zapamiętałam bardzo charyzmatyczną galerię, gdzie poza darmowym Internetem można było spędzić czas na dachu budynku, skąd rozpościerał się widok na miasto. Gdyby tylko nie było tak wietrznie. Drugie miejsce to właśnie Urząd Miasta. Główna sala obrad była pięknie urządzona. Każdy z urzędników ma swoje podpisane miejsce. Złote litery wyryte na drewnianej tabliczce. Dominuje drewno bardzo dobrej jakości pokryte lakierem i fotele wyścielane świńską skórą. Na ścianach wiszą portrety uprzednich burmistrzów. W oczy rzuca się portret tylko jednej kobiety. Jak powiedziała Pani przewodnik, została ona wybrana na burmistrza w wieku 27 lat i świetnie sobie radziła. W tyle, na podwyższeniu znajdują się miejsca dla osób z zewnątrz, które chcą posłuchać spotkań radnych z burmistrzem. Miejsca dla urzędników ustawione są w kształcie półkola, które zamyka miejsce dla burmistrza i dwóch jego zastępców. Na podłodze jest dywan z wyrysowanymi ulicami miasta. Niezwykłe miejsce, cieszę się, że tam byłam.
Nasz dzień spędziliśmy bardzo aktywnie, ale tym razem nie na uczelni, a w Student House. To specjalne miejsce, gdzie studenci mogą kupić książki, zapytać o potrzebne informacje, wziąć udział w różnych inicjatywach studenckich, zapisać się na studencką imprezę, pójść do baru lub wypożyczyć rower. W każdy wtorek organizowana jest impreza dla international student. Mam nadzieję, że będę mogła w przyszłości opisać relację z tego wydarzenia. Student House dysponuje również pięknym zielonym plenerem, gdzie można odpocząć po zajęciach lub zorganizować piknik. Widoki zapierające dech w piersi. Studenci, którzy zapoznali nas z tym miejscem byli bardzo mili, jak wszyscy do tej pory. Na uwagę zasługuje również fakt, iż zorganizowano dla nas darmowy pyszny lunch. Otrzymaliśmy też kolejną kartę, do końca nie wiem do czego może się przydać. Później udaliśmy się pod katedrę, gdzie czekała na nas Pani przewodnik. Ten punk programu był zaplanowany na cztery godziny i tyle w rzeczywistości trwała nasza wycieczka po mieście. Zobaczyliśmy bardzo wiele miejsc, począwszy od sklepów, skończywszy na Urzędzie Miasta w Aarhus. Z tej grupowej wycieczki najbardziej zapamiętałam bardzo charyzmatyczną galerię, gdzie poza darmowym Internetem można było spędzić czas na dachu budynku, skąd rozpościerał się widok na miasto. Gdyby tylko nie było tak wietrznie. Drugie miejsce to właśnie Urząd Miasta. Główna sala obrad była pięknie urządzona. Każdy z urzędników ma swoje podpisane miejsce. Złote litery wyryte na drewnianej tabliczce. Dominuje drewno bardzo dobrej jakości pokryte lakierem i fotele wyścielane świńską skórą. Na ścianach wiszą portrety uprzednich burmistrzów. W oczy rzuca się portret tylko jednej kobiety. Jak powiedziała Pani przewodnik, została ona wybrana na burmistrza w wieku 27 lat i świetnie sobie radziła. W tyle, na podwyższeniu znajdują się miejsca dla osób z zewnątrz, które chcą posłuchać spotkań radnych z burmistrzem. Miejsca dla urzędników ustawione są w kształcie półkola, które zamyka miejsce dla burmistrza i dwóch jego zastępców. Na podłodze jest dywan z wyrysowanymi ulicami miasta. Niezwykłe miejsce, cieszę się, że tam byłam.
30 sierpnia 2010 Poniedziałek
Wizyta w banku. Wstąpiłyśmy wracając z uczelni do banku Nordea, by zaczerpnąć informacji dotyczącej opłaty za przelew. Od progu witała nas Pani w średnim wieku z uśmiechem na twarzy. Znała angielski. Odpowiedziała na nasze pytania i dodatkowo dała nam prezent w postaci kalendarza. Nawet gdyby nam go nie dała i tak pomyślałybyśmy, że jest bardzo życzliwa, ale tutaj to cecha narodowa.
Dzisiaj również musiałyśmy odwiedzić Lidl, by kupić kolejne bochenki chleba tostowego. Jest smaczny, ale nie wystarcza na długo. Średnio jeden dziennie przypada na osobę.
W drodze powrotnej spotkałyśmy dziewczynę, która tak jak my tydzień temu próbowała dostać się do środka. Jednak, jak się później okazało my miałyśmy o wiele więcej szczęścia niż nasza koleżanka ze słonecznej Italii. Na nas czekała przed bramą Hajredalu Tina-na nią zniecierpliwiony caretaker. Próbowałyśmy pomóc znaleźć biuro opiekuna naszego akademika, ale okazało się, że on czeka na dziewczynę w innym akademiku. Odprowadziłyśmy ją na przystanek, wyjaśniłyśmy do którego autobusu powinna wsiąść i pojechała. Będzie przez rok studiowała architekturę.
Każde zajęcia zaczynamy od zabawy integracyjnej. Dziś była to „sałatka owocowa”. Niezwykle zabawna i podnosząca energię grupy. Inna to tradycyjne podawanie piłki z wymawianiem swojego imienia i rzucaniem do konkretnej osoby, której imię również wypowiadamy. Z tą różnicą, że na końcu piłka wraca do osoby od której dostaliśmy piłkę. Na koniec szukano ochotnika, który po kolei wymieni imiona wszystkich osób w grupie.
Nasze zajęcia skupiły się dzisiaj wokół zagadnienia kim jest dziecko względem reszty społeczeństwa, jaka jest jego rola w społecznym kontekście. Wykład był poświęcony założeniom teoretycznym, które obowiązywały przez wieki. Ostatecznie moje wnioski po wysłuchaniu dzisiejszego wykładu:
- dziecko jest dzieckiem, ale również małym dorosłym
- powinno mieć prawo udziału we własnym procesie rozwojowym, a nie tylko być materiałem manipulacji nad którym pracują wychowawcy, rodzice i reszta otoczenia.
-dziecko powinno mieć prawo podejmowania decyzji i decydowania o sobie w takim wymiarze na jaki pozwala jego rozwój
- rozwój dziecka nie może skupiać się tylko na hamowaniu jego popędów i redukowaniu potrzeb
- dziecko dzieciństwo powinny być chronione
Na dzisiejszych zajęciach rozmawialiśmy o tym co czyni dzieciństwo dobrym, wartościowym dla dziecka. Nasze zadanie polegało na tym, by w grupach multikulturowych znaleźć elementy łączące i dzielące dobre dzieciństwo w poszczególnych krajach. Dziś najbardziej zaskoczyła mnie informacja odnośnie spędzania czasu przez małych Duńczyków na świeżym powietrzu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nawet zimą jest propagowany bliski kontakt dziecka z naturą i dzieci w przedszkolu spędzają 15 minutową drzemkę na zewnątrz. Pod koniec zajęć miało miejsce wprowadzenie do techniki badawczej jaką jest obserwacja. Ten problem został zupełnie inaczej ujęty niż podczas seminariów na naszej uczelni. Na wstępnie zaprezentowano nam krótki filmik bez opisu. Potem wykładowcy pytali nas co widzieliśmy, co się działo. Miało to na celu odróżnienie akcji od tego, co myślimy, co mogło być przyczyną danej sytuacji. Potem Susana opowiedziała nam, że materiał został nakręcony przez nią w Nepalu podczas ostatniej wizyty, gdzie razem z Gertem odwiedzili wioskę dziecięcą SOS. Wiele osób z grupy nie ma pojęcia, co to takiego wioski dziecięce. My dzięki Pani Machnio wiedziałyśmy i Ilonka starała się wyjaśnić naszym koleżankom z U.S.A co to takiego.
Dzisiaj również musiałyśmy odwiedzić Lidl, by kupić kolejne bochenki chleba tostowego. Jest smaczny, ale nie wystarcza na długo. Średnio jeden dziennie przypada na osobę.
W drodze powrotnej spotkałyśmy dziewczynę, która tak jak my tydzień temu próbowała dostać się do środka. Jednak, jak się później okazało my miałyśmy o wiele więcej szczęścia niż nasza koleżanka ze słonecznej Italii. Na nas czekała przed bramą Hajredalu Tina-na nią zniecierpliwiony caretaker. Próbowałyśmy pomóc znaleźć biuro opiekuna naszego akademika, ale okazało się, że on czeka na dziewczynę w innym akademiku. Odprowadziłyśmy ją na przystanek, wyjaśniłyśmy do którego autobusu powinna wsiąść i pojechała. Będzie przez rok studiowała architekturę.
Każde zajęcia zaczynamy od zabawy integracyjnej. Dziś była to „sałatka owocowa”. Niezwykle zabawna i podnosząca energię grupy. Inna to tradycyjne podawanie piłki z wymawianiem swojego imienia i rzucaniem do konkretnej osoby, której imię również wypowiadamy. Z tą różnicą, że na końcu piłka wraca do osoby od której dostaliśmy piłkę. Na koniec szukano ochotnika, który po kolei wymieni imiona wszystkich osób w grupie.
Nasze zajęcia skupiły się dzisiaj wokół zagadnienia kim jest dziecko względem reszty społeczeństwa, jaka jest jego rola w społecznym kontekście. Wykład był poświęcony założeniom teoretycznym, które obowiązywały przez wieki. Ostatecznie moje wnioski po wysłuchaniu dzisiejszego wykładu:
- dziecko jest dzieckiem, ale również małym dorosłym
- powinno mieć prawo udziału we własnym procesie rozwojowym, a nie tylko być materiałem manipulacji nad którym pracują wychowawcy, rodzice i reszta otoczenia.
-dziecko powinno mieć prawo podejmowania decyzji i decydowania o sobie w takim wymiarze na jaki pozwala jego rozwój
- rozwój dziecka nie może skupiać się tylko na hamowaniu jego popędów i redukowaniu potrzeb
- dziecko dzieciństwo powinny być chronione
Na dzisiejszych zajęciach rozmawialiśmy o tym co czyni dzieciństwo dobrym, wartościowym dla dziecka. Nasze zadanie polegało na tym, by w grupach multikulturowych znaleźć elementy łączące i dzielące dobre dzieciństwo w poszczególnych krajach. Dziś najbardziej zaskoczyła mnie informacja odnośnie spędzania czasu przez małych Duńczyków na świeżym powietrzu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nawet zimą jest propagowany bliski kontakt dziecka z naturą i dzieci w przedszkolu spędzają 15 minutową drzemkę na zewnątrz. Pod koniec zajęć miało miejsce wprowadzenie do techniki badawczej jaką jest obserwacja. Ten problem został zupełnie inaczej ujęty niż podczas seminariów na naszej uczelni. Na wstępnie zaprezentowano nam krótki filmik bez opisu. Potem wykładowcy pytali nas co widzieliśmy, co się działo. Miało to na celu odróżnienie akcji od tego, co myślimy, co mogło być przyczyną danej sytuacji. Potem Susana opowiedziała nam, że materiał został nakręcony przez nią w Nepalu podczas ostatniej wizyty, gdzie razem z Gertem odwiedzili wioskę dziecięcą SOS. Wiele osób z grupy nie ma pojęcia, co to takiego wioski dziecięce. My dzięki Pani Machnio wiedziałyśmy i Ilonka starała się wyjaśnić naszym koleżankom z U.S.A co to takiego.
29.08.2010 Niedziela
Kościół. Jak co niedzielę, nie zmieniając starych zwyczajów wybrałyśmy się do kościoła. Katolicki kościół mieści się niedaleko przystanku Park Alle-blisko centrum. O godzinie 10 odbyła się Msza duńska, w której wzięłyśmy udział. Było to niezwykłe przeżycie. Pierwszy raz byłam na Mszy sprawowanej w całości w innym języku. Kościół był wypełniony wiernymi prawie po brzegi. Można było spotkać ludzi wielu narodowości. Miałyśmy szczęście, ponieważ tego dnia odbywał się chrzest dwójki dzieci. W kościele panowała niezwykle ciepła atmosfera. Ktoś powie, że tak właśnie powinno być w kościele. Ale chodzi o coś innego, o pewien inny, mniej formalny stosunek do samego nabożeństwa. Ksiądz pozwala, by w kościele były dzieci, które płaczą, przeszkadzają i spacerują po kościele w czasie mszy. U nas odsyła się dzieci wraz z rodzicami do kaplicy. Sam chrzest też miał inny charakter. Nie zrozumiałam do końca dlaczego, ale mogę przypuszczać, że na znak przyjęcia dwójki nowych członków kościoła biliśmy im brawo oraz po ubraniu przez rodziców w specjalne szaty(długie sukieneczki)i podniesieniu przez ojców również były owacje. Sakrament Eucharystii przyjmuje się pod dwiema postaciami. A koszyk z ofiarą przechodzi z rąk do rąk. Kapłan na pamiątkę chrztu wręcza rodzicom dzieci świece z ołtarza i akt chrztu.
Zdążyłyśmy wrócić na tym samym bilecie( bo przypominam, że można po skasowaniu jeździć 2h na jednym bilecie). Aby się upewnić, że zdążyłyśmy na właściwy autobus spytałyśmy kierowcę. Był bardzo miły, nawet próbował zagadać po polsku.
Zdążyłyśmy wrócić na tym samym bilecie( bo przypominam, że można po skasowaniu jeździć 2h na jednym bilecie). Aby się upewnić, że zdążyłyśmy na właściwy autobus spytałyśmy kierowcę. Był bardzo miły, nawet próbował zagadać po polsku.
28.08.2010 Sobota
Z samego ranka, około godziny 10 poszłyśmy do sklepu, by kupić chleb i mleko. Sobota upłynęła pod znakiem lektury zadanego artykułu naukowego, który miał 20 stron, był zeskanowanym fragmentem książki. Czytanie go w formacie PDF i w języku angielskim było prawdziwą męczarnią. Spędziłyśmy dobre 4 godziny zgłębiając główny sens rozdziału. Wieczorem wybrałyśmy się do drugiego akademika Skoldhoj, który jest oddalony od nas jakieś 20 minut drogi pieszo. Oczywiście, spodziewałyśmy się, że nie będzie to impreza taneczna, ale po przyjściu byłyśmy jeszcze bardziej zaskoczone niż można to było przewidzieć. Ludzie siedzieli, pili piwo, palili papierosy. Nasze przyjście nie zrobiło na nich szczególnego wrażenia, ale liczyłam na większą spontaniczność, zwłaszcza, że byli to ludzie z mojej grupy na kursie. Po około godzinie razem z przyjaciółmi Barrym i Katheriną przenieśliśmy się do baru, gdzie było równie nudno, ale tam przynajmniej nikt nie palił papierosów. Posiedzieliśmy chwilkę, przyszła Shirley i namówiła nas na imprezę, która była w akademiku nr 50. My zrezygnowałyśmy z udziału. Poszłyśmy do swoich akademików. Co warto dodać, wizyta w toalecie w akademiku, gdzie odbywała się impreza kosztowała potencjalnego imprezowicza 10 DKK. Student wie, jak zarobić tanim kosztem…
27.08.2010 Piątek
W piątek pracowaliśmy nad projektem: ‘What makes a good learning environment?’. Wcześniej Susane przeprowadziła wykład dotyczący konotacji uczenia się z uczeniem oraz pewnych uwarunkowań kulturowych mających wpływ na proces uczenia. Pisząc o kulturze mam na myśli uczenie się, nabywanie umiejętności rozumienia samego siebie, nie osądzania innych, unikania klasyfikowania ze względu na istniejące stereotypy.
Tym razem pracowałam w grupie z Abbie, Barrym, Sandrą i Magdaleną. Na plakacie staraliśmy się usystematyzować co wpływa na uczenie się, jakie są nasze oczekiwania względem siebie nawzajem oraz względem naszych wykładowców. Ja przyłączam się do postulatu dotyczącego regularnych przerw. Trudno się przyzwyczaić, że masz podczas całego dnia(5 godzin na uczelni) jedną przerwę o 10 na drugie śniadanie, tzw. Coffebreak, trwającą 15 minut i drugą w porze lunchu, około 12, która trwa od 30 min do 1h.
Tym razem pracowałam w grupie z Abbie, Barrym, Sandrą i Magdaleną. Na plakacie staraliśmy się usystematyzować co wpływa na uczenie się, jakie są nasze oczekiwania względem siebie nawzajem oraz względem naszych wykładowców. Ja przyłączam się do postulatu dotyczącego regularnych przerw. Trudno się przyzwyczaić, że masz podczas całego dnia(5 godzin na uczelni) jedną przerwę o 10 na drugie śniadanie, tzw. Coffebreak, trwającą 15 minut i drugą w porze lunchu, około 12, która trwa od 30 min do 1h.
26.08.2010 Czwartek
Po krótkim wprowadzeniu przygotowanym przez Gerta, w grupach wielonarodowościowych omawialiśmy systemy edukacji na szczeblu kształcenia studentów w poszczególnych krajach. Po wysłuchaniu wszystkich zmienialiśmy grupy tak, by każdy miał szansę wysłuchać wszystkich. Oczywiście praktycznie było to niemożliwe. Nie był to łatwy temat. Największe różnice występują w Stanach Zjednoczonych, gdzie młodzi ludzie później od nas dokonują wybor,u co chcą robić w przyszłości. Rozmawialiśmy również o szansach edukacyjnych, odpłatności za studia, ilości osób w grupie.
W czwartek odbyło się szkolenie biblioteczne. Bardzo miły Pan Anders wyjaśnił nam jak możemy wypożyczyć z biblioteki UWAGA: dyktafon, aparat cyfrowy, kamerę, laptop, rzutnik multimedialny. Robi wrażenie… Dodał również, że biblioteka nie dysponuje zbyt wieloma pozycjami książkowymi w języku angielskim, ale możemy je wypożyczyć z innej biblioteki, której adres i mapkę dojazdu dał każdemu z nas. W bibliotece można wypożyczyć również płyty i filmy. Następnie przeszliśmy szkolenie informatyczne: jak wchodząc na stronę uczelni zalogować się do swojego profilu, gdzie wykładowcy wysyłają niezbędne materiały do przygotowania na kolejne zajęcia, teksty dla chętnych oraz inne ważne informacje. To działa. Już po kilku dniach nasza wykładowczyni Susane wysłała kilka tekstów. Trzeba tylko mieć Internet, którego niestety w Hajredalu nie ma… Ale jest na uczelni. Dzisiaj również otrzymaliśmy nazwę użytkownika i hasło, by móc korzystać z Internetu w dowolnym miejscu na uczelni. Najlepsze zostawiłam na koniec. Po szkoleniach poszliśmy do pomieszczenia, w którym stało dziwne urządzenie. Okazało się, że to coś w rodzaju aparatu robiącego zdjęcia. Stajesz w wyznaczonym miejscu. Wpisujesz nazwę użytkownika, hasło, naciskasz guziki i czekasz 5 sekund po czym automatycznie aparat robi ci zdjęcie podobne do zdjęć paszportowych. Jest ono potrzebne do wyrobienia karty studenckiej.
W czwartek odbyło się szkolenie biblioteczne. Bardzo miły Pan Anders wyjaśnił nam jak możemy wypożyczyć z biblioteki UWAGA: dyktafon, aparat cyfrowy, kamerę, laptop, rzutnik multimedialny. Robi wrażenie… Dodał również, że biblioteka nie dysponuje zbyt wieloma pozycjami książkowymi w języku angielskim, ale możemy je wypożyczyć z innej biblioteki, której adres i mapkę dojazdu dał każdemu z nas. W bibliotece można wypożyczyć również płyty i filmy. Następnie przeszliśmy szkolenie informatyczne: jak wchodząc na stronę uczelni zalogować się do swojego profilu, gdzie wykładowcy wysyłają niezbędne materiały do przygotowania na kolejne zajęcia, teksty dla chętnych oraz inne ważne informacje. To działa. Już po kilku dniach nasza wykładowczyni Susane wysłała kilka tekstów. Trzeba tylko mieć Internet, którego niestety w Hajredalu nie ma… Ale jest na uczelni. Dzisiaj również otrzymaliśmy nazwę użytkownika i hasło, by móc korzystać z Internetu w dowolnym miejscu na uczelni. Najlepsze zostawiłam na koniec. Po szkoleniach poszliśmy do pomieszczenia, w którym stało dziwne urządzenie. Okazało się, że to coś w rodzaju aparatu robiącego zdjęcia. Stajesz w wyznaczonym miejscu. Wpisujesz nazwę użytkownika, hasło, naciskasz guziki i czekasz 5 sekund po czym automatycznie aparat robi ci zdjęcie podobne do zdjęć paszportowych. Jest ono potrzebne do wyrobienia karty studenckiej.
25.08.2010 Środa
Środa była poświęcona sprawą praktycznym związanym z naszym funkcjonowaniem w Danii. Poza sprawami związanymi z życiem w akademiku, Anne-Mette wskazała nam adresy, pod którymi możemy kupić lub wypożyczyć rower. Jedna z naszych koleżanek-Diana(Rumunia) zapytała, co ma zrobić, by pozbyć się z szafy moli, które przez te kilka ostatnich dni zdążyły zniszczyć jej kilka ubrań, inni narzekali na brak Internetu, dostępu do kuchni i inne. W takiej sytuacji dziura w mojej zasłonie i wszechobecny brud nie są niczym strasznym. Poza tym zdążyłam zrobić już pierwsze porządki, więc czuję się z tym o wiele lepiej, można powiedzieć, że powoli czuję się tutaj jak w domu.
Później każdy z nas wypełnił formularz niezbędny do uzyskania numeru CPR. Jest to rodzaj numeru ewidencyjnego, który umożliwia otworzenie konta w banku, wypożyczenie książki w bibliotece, korzystanie z bezpłatnej opieki medycznej, itp. Wspólnie udaliśmy się autobusem do urzędu, gdzie składa się te dokumenty. Wszystko poszło szybko i sprawnie, nie musieliśmy czekać godzinami na swoją kolejkę, jak to często bywa w polskich urzędach. Karta przychodzi pocztą na adres podany w formularzu, czyli w moim przypadku do mojego akademika i czeka się na nią 2, 3 tygodnie.
Później każdy z nas wypełnił formularz niezbędny do uzyskania numeru CPR. Jest to rodzaj numeru ewidencyjnego, który umożliwia otworzenie konta w banku, wypożyczenie książki w bibliotece, korzystanie z bezpłatnej opieki medycznej, itp. Wspólnie udaliśmy się autobusem do urzędu, gdzie składa się te dokumenty. Wszystko poszło szybko i sprawnie, nie musieliśmy czekać godzinami na swoją kolejkę, jak to często bywa w polskich urzędach. Karta przychodzi pocztą na adres podany w formularzu, czyli w moim przypadku do mojego akademika i czeka się na nią 2, 3 tygodnie.
24.08.2010 Wtorek
Nasze zajęcia zaczynały się o godzinie 9:00. Więc wyruszyliśmy w podróż na uczelnię o godzinie 7:50 autobusem numer 15, by w centrum przesiąść się na 7. Barry i Shirley dzień wcześniej byli na naszej uczelni zorientować się, jak można się tam dostać. Ale oczywiście w centrum pomyliliśmy kierunki i musieliśmy jechać innym autobusem, który zawiózł nas nie tam gdzie chcieliśmy i pobłądziliśmy trochę… ale dotarliśmy na zajęcia na 9:15. Nasi wykładowcy Susane Stein i Gert przyjęli nas bardzo ciepło. Był to również pierwszy moment kiedy zobaczyłam resztę osób z listy. Mieszkają oni w drugim akademiku Skoldhoj. 3 Amerykanki(Sick!), 4 osoby z Irlandii, 3 z Litwy, 1 z Wielkiej Brytanii, 1 z Belgii, 1 z Czech, 1 ze Słowenii, 1 ze Słowacji, chyba 5 osób z Rumunii, my 4 Polki: ja i Ilona oraz dwie dziewczyny z Katowic.
Pierwszy dzień poświęcony był na zabawy integracyjne, które sama przeprowadzałam z dziećmi podczas zajęć oraz oprowadzono nas po gmachu naszego wydziału. Dowiedzieliśmy się również trochę więcej, co będziemy robić podczas tego kursu, a także otrzymaliśmy zeszyty i nowe rozkłady zajęć. Tak minął dzień pierwszy studiowania w VIA Univesity College w Aarhus. Był bardzo przyjemny.
Pierwszy dzień poświęcony był na zabawy integracyjne, które sama przeprowadzałam z dziećmi podczas zajęć oraz oprowadzono nas po gmachu naszego wydziału. Dowiedzieliśmy się również trochę więcej, co będziemy robić podczas tego kursu, a także otrzymaliśmy zeszyty i nowe rozkłady zajęć. Tak minął dzień pierwszy studiowania w VIA Univesity College w Aarhus. Był bardzo przyjemny.
23.08.2010 Poniedziałek
Zjadłam śniadanie u siebie. Poszłam do Ilonki. Posiedziałyśmy u niej przez chwilę. Wybrałyśmy się na uczelnię, oczywiście pieszo, ponieważ bilety tutaj kosztują fortunę: jeden bilet 19 DKK, bilet na 10 przejazdów 120 DKK. Ostatecznie dotarłyśmy do centrum, odwiedziłyśmy informację, kupiłyśmy bilet na 10 przejazdów, zabrałyśmy rozkład jazdy autobusów oraz mapkę, kupiłyśmy kartę do telefonu duńskiego operatora Lebara i w deszczu, pieszo wracałyśmy do akademika. Byłam strasznie zmęczona. Nasza wycieczka zajęła nam 5 godzin, ale długo błądziłyśmy nie mogąc trafić na właściwą drogę. Dystans do moich współlokatorów spowodował, że wolałam spędzać czas ze znajomymi Ilonki. Zwłaszcza z Katheriną-Greczynką, która poza niezwykłą urodą ma również ogromne serce do ludzi.
22.08.2010 Niedziela
Naszą podróż do Danii rozpoczęłyśmy o godzinie 4 rano w niedzielę, kiedy to Ilonka przyjechała pod mój dom, by najpierw spakować wszystko do samochodu, a później wyruszyć w długą podróż. Nie ukrywam, że byłam bardzo zestresowana, wiedząc, ile rzeczy musimy zapakować do jednego samochodu. Ale wszystko się zmieściło. Na szczęście. Nasza podróż trwała ok. 12 godzin. Na autostradzie złapała nas straszna ulewa, jechaliśmy kawałek na światłach awaryjnych, jak z resztą inni kierowcy, by zjechać ostatecznie na pobocze, ponieważ warunki atmosferyczne nie pozwalały na kontynuowanie jazdy. Kolejny stres był związany z duńską kontrolą celną, ale na szczęście nie trzeba było wszystkiego rozpakowywać. Gdy już dotarłyśmy do celu podróży na schodach prowadzących do bramki naszego akademika czekała na nas Tina. Duńska studentka, której zadaniem było zaopiekowanie się nami tuż po przyjeździe, pokazanie wszystkiego, oddanie kluczy i karty do pralni. Tak też uczyniła. Należy podkreślić, że była niezwykle cierpliwa, ponieważ musiała na nas czekać godzinę. Pierwsze odczucia były mieszane, ale częściowo wiedziałyśmy, czego możemy się spodziewać z opisu innych osób i filmików, które udało nam się znaleźć w Internecie. Zmęczenie i stres zrobił swoje. W moim domku czekało na mnie towarzystwo, które od początku sierpnia zjeżdżało się do Danii. Bałam się tego momentu, ponieważ chciałam zrobić jak najlepsze wrażenie. Pokój skromny, ale wyposażony. Łazienka mała ale własna. Strasznie brudno. Pozostawiłam swoje rzeczy, obejrzałam kuchnię i salon. Poszłam do Ilonki. Posiedziałyśmy u niej, poznałyśmy najpierw Shirley, naszą koleżankę z grupy studenckiej, a potem Barrego, kolegę z kursu. Irlandczyk, angielski nie stanowi dla niego problemu. Masakra… Wróciłam do siebie, trochę się rozpakowałam, uprzątnęłam kilka rzeczy i poszłam spać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)