W ten wigilijny wieczór chciałabym złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia zdrowia, szczęścia, pogody ducha na ten świąteczny czas. Chciałabym zakończyć też pisanie mojego bloga, ponieważ moja przygoda w Danii dobiegła końca. Po 18 godzinach podróży, walki ze śniegiem, mgłą i korkiem drogowym dotarłam do mojej miejscowości. Czekali na mnie moi bliscy. Mam mieszane uczucia, jestem w domu i cieszę się niezmiernie, że mogę siedzieć z rodziną przy jednym stole, z drugiej strony wiem, że powinnam wrócić do Danii, bo możliwe, że to jest moje miejsce na ziemi. Nikt kto nie przeżył tego co ja nie będzie w stanie w pełni zrozumieć moje wątpliwości.
Jeszcze o mnie usłyszycie:-)Pozdrawiam i do napisania!
W końcu mogę sobie obejrzeć "Na dobre i na złe". Uff, spokój. Tylko spokój może nas uratować.
piątek, 24 grudnia 2010
czwartek, 23 grudnia 2010
23.12.2010 Czwartek
Kolejne godziny oczekiwania na transport do Polski. W ramach przerwy wzięłam prysznic, który mam nadzieję pomoże mi przetrwać kolejne kilka godzin. Właśnie się dowiedziałam, że na terenie Danii ma być burza śnieżna stulecia. Trzymajcie Czytelnicy kciuki, bym dotarła do domu przed kolacją wigilijną.
Kolejna ważna informacja. Dziś obchodzimy rocznicę zdania przeze mnie egzaminu prawa jazdy, jeden z najtrudniejszych w życiu, chociaż pewnie te naj najtrudniejsze dopiero przede mną. Po takiej dawce pozytywnych emocji, po naładowaniu akumulatorów mogę zrobić wszystko, mogę pokonać wszystkie słabości. Wracając do mojej rocznicy, mój brat Tomek powiedział mi, że będę mogła poprowadzić samochód do granicy. Mam nadzieję, że nie były to tylko puste słowa.
Kolejna ważna informacja. Dziś obchodzimy rocznicę zdania przeze mnie egzaminu prawa jazdy, jeden z najtrudniejszych w życiu, chociaż pewnie te naj najtrudniejsze dopiero przede mną. Po takiej dawce pozytywnych emocji, po naładowaniu akumulatorów mogę zrobić wszystko, mogę pokonać wszystkie słabości. Wracając do mojej rocznicy, mój brat Tomek powiedział mi, że będę mogła poprowadzić samochód do granicy. Mam nadzieję, że nie były to tylko puste słowa.
środa, 22 grudnia 2010
22.12.2010 Środa
O 10 usłyszałam jakieś głosy u mnie w akademiku. Podejrzane-pomyślałam-przecież wszyscy już wyjechali, Thomas na pewno śpi, więc to pewnie goście, którzy mieli przeprowadzić inspekcję w moim pokoju. Wstałam szybko, przygotowana na to, że zaraz otworzą się drzwi do mojego pokoju. Odetchnęłam z ulgą, poszli sobie. Zjadłam ostatnie płatki z mlekiem. Umyłam podłogę. I stało się. Jestem bezdomna. O 13 caretaker odwiedził mnie, sprawdził czystość mojego pokoju, odnotował coś, kazał oddać klucze, kartę do pralni, złożyć podpis. Pożegnaliśmy się w miłej atmosferze. Czułam się dziwnie opuszczając mój bunkier po kilku miesiącach. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż pierwszego dnia. Zadbałam o wszystko, co mnie na początku przeraziło, rozczarowało, zszokowało. A teraz anegdotka: opróżniłam lodówkę, umyłam półki, a jakieś 10 minut później widzę jak Thomas przekłada swoje rzeczy do mojej lodówki, na moje czyste półki. Odpuściłam. Brakowało mi słów na jakikolwiek komentarz.
Mati przyjął mnie z całym moim bagażem. Poszliśmy ostatni raz do City Vestu. Od powrotu siedzę w jego pokoju i muszę przyznać, że całkiem nieźle się tutaj urządził, tak domowo, przytulnie.
Wiem, że Mateusz czyta co jakiś czas wpisy na moim blogu, więc postanowiłam, że najlepszym prezentem świątecznym dla niego będzie wpis o dotyczący jego osoby. Mateusz mieszka w Hajredalu od półtora roku. Przyjechał tutaj na studia, studiuje coś związanego z elektroniką na wydziale informatycznym(a może wszystko przekręciłam). Jest od nas dwa lata młodszy. Jako pierwsza poznała go Magda. Wróciła z pralni i krzyczy: "Dziewczyny, poznałam Polaka... Idziemy razem do Lidla!" Jakiś czas później spotkałyśmy go na imprezie, później okazało się, że jest "panem złotą rączką z 9". Ma wszystko, czego potrzebujesz. Potem doszło do wybuchu uczuć pomiędzy nim i Sandrą...Był na moich pamiętnych urodzinach, prawie mnie otruł. Potem zatruwał życie innym. Przywiózł nam trochę jedzenia z Polski, prawie jak Śnięty Mikołaj:-)Zawsze narzekał, że jego postać nie została przedstawiona na blogu, no to teraz ma, aż nadto.W Kopenhadze był otwarty na propozycje. Jego samotne wieczory przy świecach przejdą do historii. Mateusz mówi o sobie: nie jestem mądry, jestem inteligentny. Dla mnie osoba skonfliktowana wewnętrznie. Chciałabym mu życzyć dojścia do prawdy kim jest i dokąd podąża. Mógłby się bardziej postarać, jeżeli chodzi o budowanie relacji z ludźmi, a nie podkreślanie na każdym kroku: ja nikogo nie potrzebuje. Dziś ratuje mi życie kolejny raz. Myślę, że będzie mu brakować ludzi z tegorocznego Erasmusa, bo byliśmy wyjątkowi, byliśmy jak jedna wielka rodzina. Dzięki nim tutaj przetrwałam. Nic więcej złego nie napiszę, bo czekam jeszcze na obiad...
Obiadokolacja była całkiem niezła. Zdziwienie kolegów Mateusza-bezcenne. Pożegnałam się z Katheriną, odwiedziłam w tym samym celu Thomasa, który bardzo czule mnie pożegnał, o dziwo. Jego mama przylatuje za dwa dni, więc nie będzie samotny na święta. Nawet Mati zdecydował, że pojedzie na święta do Krakowa i tym samym zrobi rodzicom niespodziankę. Bartosz Żelek powinien być gdzieś w drodze do Polski.
Co ze mną? Stale czekam, ale moje czekanie umiliła wizyta Juli. Strasznie się cieszę, że mogłam się z nią spotkać przed wyjazdem. Ona zostaje jeszcze jakiś czas w Arhus. Ktoś napisał do mnie wiadomość w poniedziałek, że chciałby się ze mną spotkać dzisiaj i przyniesie ciasto. Odpisałam dzisiaj, niestety enigmatyczna osoba odpisała, że jej już nie ma w Arhus. Nie mam pojęcia kim jest ta osoba. Może dowiem się niebawem, bo pewnie ciekawość mi na to nie pozwoli.
Mati przyjął mnie z całym moim bagażem. Poszliśmy ostatni raz do City Vestu. Od powrotu siedzę w jego pokoju i muszę przyznać, że całkiem nieźle się tutaj urządził, tak domowo, przytulnie.
Wiem, że Mateusz czyta co jakiś czas wpisy na moim blogu, więc postanowiłam, że najlepszym prezentem świątecznym dla niego będzie wpis o dotyczący jego osoby. Mateusz mieszka w Hajredalu od półtora roku. Przyjechał tutaj na studia, studiuje coś związanego z elektroniką na wydziale informatycznym(a może wszystko przekręciłam). Jest od nas dwa lata młodszy. Jako pierwsza poznała go Magda. Wróciła z pralni i krzyczy: "Dziewczyny, poznałam Polaka... Idziemy razem do Lidla!" Jakiś czas później spotkałyśmy go na imprezie, później okazało się, że jest "panem złotą rączką z 9". Ma wszystko, czego potrzebujesz. Potem doszło do wybuchu uczuć pomiędzy nim i Sandrą...Był na moich pamiętnych urodzinach, prawie mnie otruł. Potem zatruwał życie innym. Przywiózł nam trochę jedzenia z Polski, prawie jak Śnięty Mikołaj:-)Zawsze narzekał, że jego postać nie została przedstawiona na blogu, no to teraz ma, aż nadto.W Kopenhadze był otwarty na propozycje. Jego samotne wieczory przy świecach przejdą do historii. Mateusz mówi o sobie: nie jestem mądry, jestem inteligentny. Dla mnie osoba skonfliktowana wewnętrznie. Chciałabym mu życzyć dojścia do prawdy kim jest i dokąd podąża. Mógłby się bardziej postarać, jeżeli chodzi o budowanie relacji z ludźmi, a nie podkreślanie na każdym kroku: ja nikogo nie potrzebuje. Dziś ratuje mi życie kolejny raz. Myślę, że będzie mu brakować ludzi z tegorocznego Erasmusa, bo byliśmy wyjątkowi, byliśmy jak jedna wielka rodzina. Dzięki nim tutaj przetrwałam. Nic więcej złego nie napiszę, bo czekam jeszcze na obiad...
Obiadokolacja była całkiem niezła. Zdziwienie kolegów Mateusza-bezcenne. Pożegnałam się z Katheriną, odwiedziłam w tym samym celu Thomasa, który bardzo czule mnie pożegnał, o dziwo. Jego mama przylatuje za dwa dni, więc nie będzie samotny na święta. Nawet Mati zdecydował, że pojedzie na święta do Krakowa i tym samym zrobi rodzicom niespodziankę. Bartosz Żelek powinien być gdzieś w drodze do Polski.
Co ze mną? Stale czekam, ale moje czekanie umiliła wizyta Juli. Strasznie się cieszę, że mogłam się z nią spotkać przed wyjazdem. Ona zostaje jeszcze jakiś czas w Arhus. Ktoś napisał do mnie wiadomość w poniedziałek, że chciałby się ze mną spotkać dzisiaj i przyniesie ciasto. Odpisałam dzisiaj, niestety enigmatyczna osoba odpisała, że jej już nie ma w Arhus. Nie mam pojęcia kim jest ta osoba. Może dowiem się niebawem, bo pewnie ciekawość mi na to nie pozwoli.
21.12.2010 Wtorek
Dziwnie tak spojrzeć przez okno i zobaczyć, że w domku naprzeciw już prawie wszystkie pokoje są puste. Wczorajszy dzień spędziłam z Thomasem i jego dziewczyną Sonią. Tylko nasza trójka została w akademiku. Postanowiłam zaraz po przebudzeniu, że poświęcę ten dzień na generalne sprzątanie naszego akademika. Poza tym, że Thomas doprowadził naszą kuchnię do ruiny, a Larisa zostawiła nam na pamiątkę worek śmieci z pokoju, to jeszcze Hiszpanki nie mogły postarać się bardziej. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Spędziłam cztery(!)godziny na doprowadzeniu miejsca, w którym przyszło mi spędzić ostatnie kilka dni do porządku. Udało się.
Pożegnaliśmy Magdę K., która w środę jedzie do Polski. Zabiera się z inną polską rodziną, którą umieściła ogłoszenie w internecie. Magda wraca do Aarhus w styczniu, ponieważ ma egzaminy.
Dziwnie, strasznie dziwnie tak oczekiwać na wyjazd. Czas się tak niemiłosiernie dłuży...
Pożegnaliśmy Magdę K., która w środę jedzie do Polski. Zabiera się z inną polską rodziną, którą umieściła ogłoszenie w internecie. Magda wraca do Aarhus w styczniu, ponieważ ma egzaminy.
Dziwnie, strasznie dziwnie tak oczekiwać na wyjazd. Czas się tak niemiłosiernie dłuży...
wtorek, 21 grudnia 2010
20.12.2010 Poniedziałek
Wczesnym rankiem, o 9:30 odwiedziłyśmy biuro caretakerów, by umówić się na inspekcję. W końcu się udało. Odwiedzili dziewczyny, do mnie wpadną w środę. U dziewczyn trwała zacięta walka z walizkami, ja w tym czasie oglądałam True Blood, bo chciałam skończyć 3 sezon. O 12:30 pojechałyśmy pożegnać się z morzem. Wybrałyśmy plażę w dzielnicy Risskov. Wróciłyśmy do centrum, by odwiedzić nasz ulubiony sklep Tiger. Dziewczyny poszły do Visit Arhus po pamiątkową mapę, a my z Iloną udałyśmy się do Barresso Coffee. Ilona marzyła o tym od pierwszych dni w Arhus. Spełiło się za 40 kr:-)
W drodze powrotnej odwiedziłyśmy Klub 3, żeby pożegnać się z naszymi przyjaciółmi. Zwlekałyśmy z tym długo, ale strasznie trudno było powiedzieć im: żegnajcie. Nigdy nie zapomnę tego miejsca, chciałabym w takim pracować, a może bardziej chciałabym mieć takich kolegów z pracy.
O 17:20 przyjechał bus po dziewczyny, tłumnie udaliśmy się na parking, by je pożegnać. Zapakowały się ze swoimi bagażami. Wracają do Polski. Uczciliśmy to z Magdą i Mateuszem szklaneczką herbatki z prądem, co chłopcy z Indii nie do końca zrozumieli. Myśleli, że to nazwa własna tego rodzaju napoju, a to tylko taka polska metafora.
Moje współlokatorki z Hiszpani również wyjeżdżają dzisiaj w nocy. W kuchni sytuacja nie zmieniła się, co gorsza, naczyń jest jeszcze więcej. Przełamałam się, powiedziałam Thomasowi, że musimy posprzątać ten bałagan, nie spodobało mu się to.
Skończyłam True Blood.
W drodze powrotnej odwiedziłyśmy Klub 3, żeby pożegnać się z naszymi przyjaciółmi. Zwlekałyśmy z tym długo, ale strasznie trudno było powiedzieć im: żegnajcie. Nigdy nie zapomnę tego miejsca, chciałabym w takim pracować, a może bardziej chciałabym mieć takich kolegów z pracy.
O 17:20 przyjechał bus po dziewczyny, tłumnie udaliśmy się na parking, by je pożegnać. Zapakowały się ze swoimi bagażami. Wracają do Polski. Uczciliśmy to z Magdą i Mateuszem szklaneczką herbatki z prądem, co chłopcy z Indii nie do końca zrozumieli. Myśleli, że to nazwa własna tego rodzaju napoju, a to tylko taka polska metafora.
Moje współlokatorki z Hiszpani również wyjeżdżają dzisiaj w nocy. W kuchni sytuacja nie zmieniła się, co gorsza, naczyń jest jeszcze więcej. Przełamałam się, powiedziałam Thomasowi, że musimy posprzątać ten bałagan, nie spodobało mu się to.
Skończyłam True Blood.
poniedziałek, 20 grudnia 2010
19.12.2010 Niedziela
Za dwie minuty skończy się jeden z ostatnich i najtrudniejszych zarazem dni w Danii. Dzisiaj pożegnałam moją współlokatorkę Anię i razem z naszą polską ekipą towarzyszyłyśmy Vaidzie, Gintare i Barremu w ich drodze do swoich krajów. Dziewczyny miały mieć autokar o 11. Spóźnił się prawie 2 godziny. W międzyczasie pożegnałyśmy Barrego, który starał się ukryć wzruszenie, ale i tak wiem, że będzie mu nas brakować. Okazało się po jego wyjeździe, że był cudowny:-)Takie dyskusje były dziś prowadzone. Zrobiłyśmy Litwinkom najlepsze pożegnanie jakie przyszło nam do głowy. Oceniam je w ten sposób po uśmiechach ludzi w autokarze. Simona około 19 dotarła do domu. Vlado zdążył już wyjść ze znajomymi, a Madeleine jutro powinna dotrzeć do Irlandii, ale jak będzie to się dopiero okaże, ponieważ lotnisko w Londynie zostało dzisiaj zamknięte. Polki powoli pakują swoje rzeczy, topią smutki w likierze czekoladowym:-)
Obiad dzisiaj sponsorował McDonald's.
Byłyśmy w kościele. Był chrzest Emilki, a jej siostra Ola po raz pierwszy przystąpiła do sakramentu Eucharystii.
Wróciłyśmy wyczerpane. Razem z Iloną i Irą spędziłyśmy miłe chwile przy obiedzie nr 2 i herbatce(ja). Potem krótki odpoczynek. Kolejne wyzwanie. Przygotowałyśmy tablice z imionami osób, które już wyjechały. Dodałyśmy, że za nimi tęsknimy i mają tutaj natychmiast wracać. Ja konwersowałam z Magdą, podczas gdy Ilonka poświęcała się wycinaniu kolejnych literek.
Kuchnia wygląda okropnie! Ktoś musi coś z tym zrobić!Wrr...
Obiad dzisiaj sponsorował McDonald's.
Byłyśmy w kościele. Był chrzest Emilki, a jej siostra Ola po raz pierwszy przystąpiła do sakramentu Eucharystii.
Wróciłyśmy wyczerpane. Razem z Iloną i Irą spędziłyśmy miłe chwile przy obiedzie nr 2 i herbatce(ja). Potem krótki odpoczynek. Kolejne wyzwanie. Przygotowałyśmy tablice z imionami osób, które już wyjechały. Dodałyśmy, że za nimi tęsknimy i mają tutaj natychmiast wracać. Ja konwersowałam z Magdą, podczas gdy Ilonka poświęcała się wycinaniu kolejnych literek.
Kuchnia wygląda okropnie! Ktoś musi coś z tym zrobić!Wrr...
niedziela, 19 grudnia 2010
18.12.2010 Sobota
Mój dzień zaczął się dzisiaj o 5:33, kiedy zadzwonił alarm w telefonie Laury. Wstałam, przygotowałam dla niej śniadanie i herbatkę. Pozbierałyśmy jej rzeczy i o 6 odprowadziłam ją, Izę i Adriana na autobus. Ilonka pożegnała swoich gości przy bramce w pidżamce:-)Strasznie ostatnio źle się czuję, przepełnia mnie smutek, bo wiem, że ludzie z którymi się zżyłam opuszczają Danię, teraz jest czas łez, całych oceanów wylanych łez. Myślałam, że będzie łatwiej.
O 16 poszłam do 1, ponieważ osoby, które jeszcze nie wyjechały postanowiły się spotkać, a jak wiadomo kolejny dzień to kolejne wyjazdy, więc czekała nas kolejna porcja wzruszeń. Wyjechała Simona, jutro Vaida, Gintare i Barry.
Nową właścicielką mojego roweru została Frida. Mam nadzieję, że będzie się jej dobrze jeździło każdego słonecznego dnia letniego semestru.
Nasza kuchnia dalej woła o pomstę do nieba.
Na naszej ostatniej wspólnej kolacji Gert powiedział, że ważne jest jak się zdobywa znajomości, jak się je pielęgnuję, ale jeszcze ważniejsze jak się je kończy. Dodał, żebyśmy zawsze o tym pamiętali. Ja chyba w pewnym momencie życia w Polsce o tym zapomniałam.
O 16 poszłam do 1, ponieważ osoby, które jeszcze nie wyjechały postanowiły się spotkać, a jak wiadomo kolejny dzień to kolejne wyjazdy, więc czekała nas kolejna porcja wzruszeń. Wyjechała Simona, jutro Vaida, Gintare i Barry.
Nową właścicielką mojego roweru została Frida. Mam nadzieję, że będzie się jej dobrze jeździło każdego słonecznego dnia letniego semestru.
Nasza kuchnia dalej woła o pomstę do nieba.
Na naszej ostatniej wspólnej kolacji Gert powiedział, że ważne jest jak się zdobywa znajomości, jak się je pielęgnuję, ale jeszcze ważniejsze jak się je kończy. Dodał, żebyśmy zawsze o tym pamiętali. Ja chyba w pewnym momencie życia w Polsce o tym zapomniałam.
piątek, 17 grudnia 2010
17.12. 2010 Piątek
Dokumenty odebrane, Arhus Kommune wie, że Teresia niebawem ich opuści.
Zawsze, gdy oglądałam amerykańskie kino, marzyło mi się dostać kiedyś w przyszłości ocenę wyrażoną za pomocą literki. Doczekałam się! Mam swoje wymarzone A.
Udało mi się zrobić tak wiele rzeczy korzystając z biletu dwugodzinnego, praktycznie co do minuty. Podróżowanie bez biletu miesięcznego, który skończył się dla mnie 14 grudnia jest bardzo kosztowne, a jak wiadomo student pod koniec Erasusa jest już bardzo ubogi.
Umyłam okno, tym samym wypełniłam już prawie wszystkie obowiązki, które trzeba wypełnić przed opuszczeniem pokoju. W przyszłym tygodniu dopracuję szczegóły.
Zastanawiam się co teraz zacząć robić? W sumie pewnie coś by się znalazło. O efektach poszukiwań nowego zajęcia poinformuję później.
Umyłam sobie okno w pokoju, zrobiłam pranie i jestem już prawie gotowa do wyjazdu, tylko z transportem ciężko.
Zapomniałam dodać, że wczoraj piłam najlepsze belgijskie piwo w życiu w ogromnym kuflu.
Laurka już dotarła. Pijemy herbatkę. Staram się ją wspierać, ponieważ musi się kolejny raz przepakować, gdyż za każdy kilogram nadbagażu płaci się tutaj 100 dkk. Wcześnie zasnęła, ale generalnie nie mogłyśmy spać, ponieważ Hiszpanie urządzili sobie ostatnią piątkową, bardzo głośną noc.
Zawsze, gdy oglądałam amerykańskie kino, marzyło mi się dostać kiedyś w przyszłości ocenę wyrażoną za pomocą literki. Doczekałam się! Mam swoje wymarzone A.
Udało mi się zrobić tak wiele rzeczy korzystając z biletu dwugodzinnego, praktycznie co do minuty. Podróżowanie bez biletu miesięcznego, który skończył się dla mnie 14 grudnia jest bardzo kosztowne, a jak wiadomo student pod koniec Erasusa jest już bardzo ubogi.
Umyłam okno, tym samym wypełniłam już prawie wszystkie obowiązki, które trzeba wypełnić przed opuszczeniem pokoju. W przyszłym tygodniu dopracuję szczegóły.
Zastanawiam się co teraz zacząć robić? W sumie pewnie coś by się znalazło. O efektach poszukiwań nowego zajęcia poinformuję później.
Umyłam sobie okno w pokoju, zrobiłam pranie i jestem już prawie gotowa do wyjazdu, tylko z transportem ciężko.
Zapomniałam dodać, że wczoraj piłam najlepsze belgijskie piwo w życiu w ogromnym kuflu.
Laurka już dotarła. Pijemy herbatkę. Staram się ją wspierać, ponieważ musi się kolejny raz przepakować, gdyż za każdy kilogram nadbagażu płaci się tutaj 100 dkk. Wcześnie zasnęła, ale generalnie nie mogłyśmy spać, ponieważ Hiszpanie urządzili sobie ostatnią piątkową, bardzo głośną noc.
czwartek, 16 grudnia 2010
16.12.2010 Czwartek
Wczoraj wieczorem odbyły się urodziny Irenki. Pierwszy raz tak dobrze bawiłam się na urodzinach. Sandra przygotowała świetny prezent dla swojej przyjaciółki-prezentację multimedialną z życzeniami wielu osób z klasy, z akademika, dodała zdjęcia i ulubioną muzykę Iry. Napisałam coś od siebie, prosto z serca.
Dzisiaj ostatni raz spotkaliśmy się w naszej sali projektu, by przystąpić do evaluation project. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak ciekawą formą podsumowania semestru. Na początek ćwiczyliśmy moment pożegnania, potem Susane narysowała kredą okrąg na podłodze, a każdemu z nas kazała zdjąć jeden but. Odległość w jakiej położysz swój but oznacza twoje zaangażowanie, twój wkład, przygotowanie do zajęć, etc. Kolejne zadanie polegało na tym, by na kartkach, gdzie zostały rozpisane poszczególne tygodnie narysować nasze wspomnienia, wydarzenia związane z danym tygodniem. Potem poddaliśmy nasze rysunki refleksji, każdy mógł coś dodać, podzielić się swoją myślą. Oczywiście wykładowcy przypominali nam, by wypełnić i wysłać evaluation paper. Ja zrobiłam to z samego ranka. Nie mogłam przez to spać w nocy! Prosili nas również o sugestie związane z funkcjonowaniem tego modułu w przyszłości. Sandra z Czech pożegnała się z naszą grupą, ponieważ zaraz po zajęciach wyjeżdżała do Kopehagi, by docelowo dostać się na święta do Czech.
Wysprzątałam swój pokój na przyjęcie Laurki lub kogokolwiek innego...np. caretakera w przyszłym tygodniu. Nie mogłam uwierzyć ile kurzu może zmieścić się w takiej małej norce, przy czym podkreślam, sprzątam co tydzień, w każdy piątek.
Kolacja wigilijno-pożegnalna, na którą każdy z nas miał przynieść prezent, ponieważ graliśmy w popularną duńską zabawę świąteczną. Ja obdarowałam kogoś kubeczkiem z polskimi cukierkami. Sama nic nie wygrałam, ale ze względu na dobre serce Iry stałam się właścicielką T-shirtu VIA University College. Marzyłam o takim! Przygotowane potrawy były pyszne i ten tradycyjny duński deser...Mniam. Dołączyli do nas Klaus, Johanne, Lars Ole, jeszcze jeden wykładowca, którego imienia zapomniałam i nasi ukochani Susane i Gert!
Najtrudniejsze są momenty pożegnania, nie lubię ich w Polsce, nie lubię jeszcze bardziej tutaj. Wiem, że większości z tych osób nie spotkam już nigdy, a tak dobrze się z nimi rozmawiało, bawiło, współpracowało, czy kłóciło. Erasmus to moja przygoda życia, wypłynięcie na własne wody, pierwszy samodzielny rejs. Susane i Gert bardzo żałowali, że nie zostaniemy na drugi semestr, ale z drugiej strony spowodowali we mnie tyle zmian, że zawsze będę im za to wdzięczna. Usłyszeć "jesteś silną osobowością" bezcenne.
Jutro z samego rana do swoich krajów wracają Sarah M. i Vlado. Vlado jest moim bohaterem. Nie znam drugiego takiego.
Dzisiaj ostatni raz spotkaliśmy się w naszej sali projektu, by przystąpić do evaluation project. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak ciekawą formą podsumowania semestru. Na początek ćwiczyliśmy moment pożegnania, potem Susane narysowała kredą okrąg na podłodze, a każdemu z nas kazała zdjąć jeden but. Odległość w jakiej położysz swój but oznacza twoje zaangażowanie, twój wkład, przygotowanie do zajęć, etc. Kolejne zadanie polegało na tym, by na kartkach, gdzie zostały rozpisane poszczególne tygodnie narysować nasze wspomnienia, wydarzenia związane z danym tygodniem. Potem poddaliśmy nasze rysunki refleksji, każdy mógł coś dodać, podzielić się swoją myślą. Oczywiście wykładowcy przypominali nam, by wypełnić i wysłać evaluation paper. Ja zrobiłam to z samego ranka. Nie mogłam przez to spać w nocy! Prosili nas również o sugestie związane z funkcjonowaniem tego modułu w przyszłości. Sandra z Czech pożegnała się z naszą grupą, ponieważ zaraz po zajęciach wyjeżdżała do Kopehagi, by docelowo dostać się na święta do Czech.
Wysprzątałam swój pokój na przyjęcie Laurki lub kogokolwiek innego...np. caretakera w przyszłym tygodniu. Nie mogłam uwierzyć ile kurzu może zmieścić się w takiej małej norce, przy czym podkreślam, sprzątam co tydzień, w każdy piątek.
Kolacja wigilijno-pożegnalna, na którą każdy z nas miał przynieść prezent, ponieważ graliśmy w popularną duńską zabawę świąteczną. Ja obdarowałam kogoś kubeczkiem z polskimi cukierkami. Sama nic nie wygrałam, ale ze względu na dobre serce Iry stałam się właścicielką T-shirtu VIA University College. Marzyłam o takim! Przygotowane potrawy były pyszne i ten tradycyjny duński deser...Mniam. Dołączyli do nas Klaus, Johanne, Lars Ole, jeszcze jeden wykładowca, którego imienia zapomniałam i nasi ukochani Susane i Gert!
Najtrudniejsze są momenty pożegnania, nie lubię ich w Polsce, nie lubię jeszcze bardziej tutaj. Wiem, że większości z tych osób nie spotkam już nigdy, a tak dobrze się z nimi rozmawiało, bawiło, współpracowało, czy kłóciło. Erasmus to moja przygoda życia, wypłynięcie na własne wody, pierwszy samodzielny rejs. Susane i Gert bardzo żałowali, że nie zostaniemy na drugi semestr, ale z drugiej strony spowodowali we mnie tyle zmian, że zawsze będę im za to wdzięczna. Usłyszeć "jesteś silną osobowością" bezcenne.
Jutro z samego rana do swoich krajów wracają Sarah M. i Vlado. Vlado jest moim bohaterem. Nie znam drugiego takiego.
środa, 15 grudnia 2010
15.12.2010 Środa
Dzisiaj na zajęciach 3 ostatnie grupy omawiały swoje projekty. Sandra z Czech, oczywiście wypadła bardzo zabawnie. Madeleine w swojej pracy poruszała temat pedagogów-mężczyzn w placówkach edukacyjnych. Porównywała sytuację w Danii do sytuacji w Irlandii. Wydaje mi się, że nie tylko Irlandczycy mają podobny problem, także w Polsce na palcach można policzyć mężczyzn pracujących w przedszkolach, w klasach 1-3. Wydaje mi się, że to ogromny błąd. Jak ktoś dzisiaj trafnie zauważył to ogromna szansa dla dziecka na lepszy rozwój, zwłaszcza dla dzieci, które nie mają męskiego wzorca w rodzinie lub ten wzorzec jest nieprawidłowy. Trudno będzie to zmienić, ponieważ nasze społeczeństwo przywykło do feminizacji zawodu pedagogu. Ostatnio w telewizji śniadaniowej poruszano temat: Pedagog jako wzór dla dziecka. Zaproszona jako ekspert pani przedszkolanka powtarzała cały czas w swoich wypowiedziach nauczyciel-ka, przedszkolan-ka, na co zwrócił jej uwagę prowadzący, a co z mężczyznami wykonującymi ten zawód? Brak. Większość z nas nie ma na swoich kierunkach facetów. Nasza 3 studentów na kursie H-H-H to i tak wielki sukces.
Ja i Ilona byłyśmy zobowiązane przygotować feedback do prezentacji Madeleine. Świetnie się przygotowała, dwukrotnie przeczytałam jej pracę. Mimo, że jest Irlandką to zrozumiałam treść jej pracy bardziej niż w przypadku grupy z Rumunii. Zapytałam ją o duński klucz do sukcesu w integracji mężczyzn w pedagogice. Ilonka zapytała jak starałaby się zachęcić facetów do studiowania tego kierunku.
Ostatnia grupa przygotowała ciekawe zadanie dla reszty. Mieliśmy opowiedzieć o jednej historii z Erasmusa, która wydaję się ważna dla nas. Ja oczywiście wykorzystałam doświadczenia z Klubu 3.
Dzisiaj zamierzam się przygotować duchowo do świąt, kupić secret prezent na czwartkową kolację wigilijno-pożegnalną, wypełnić dokumenty potrzebne jutro i świętować przyszłe urodziny Ireny. Z tej okazji przygotowałam dla niej śmieszno-nieśmieszne życzenia. Kończę dzisiejszy wpis, chyba nigdy tak wcześnie nie opisywałam co wydarzyło się danego dnia...Chciałoby się powiedzieć ostatnia środa w Danii, ale niestety jeszcze nie dla mnie.
Ja i Ilona byłyśmy zobowiązane przygotować feedback do prezentacji Madeleine. Świetnie się przygotowała, dwukrotnie przeczytałam jej pracę. Mimo, że jest Irlandką to zrozumiałam treść jej pracy bardziej niż w przypadku grupy z Rumunii. Zapytałam ją o duński klucz do sukcesu w integracji mężczyzn w pedagogice. Ilonka zapytała jak starałaby się zachęcić facetów do studiowania tego kierunku.
Ostatnia grupa przygotowała ciekawe zadanie dla reszty. Mieliśmy opowiedzieć o jednej historii z Erasmusa, która wydaję się ważna dla nas. Ja oczywiście wykorzystałam doświadczenia z Klubu 3.
Dzisiaj zamierzam się przygotować duchowo do świąt, kupić secret prezent na czwartkową kolację wigilijno-pożegnalną, wypełnić dokumenty potrzebne jutro i świętować przyszłe urodziny Ireny. Z tej okazji przygotowałam dla niej śmieszno-nieśmieszne życzenia. Kończę dzisiejszy wpis, chyba nigdy tak wcześnie nie opisywałam co wydarzyło się danego dnia...Chciałoby się powiedzieć ostatnia środa w Danii, ale niestety jeszcze nie dla mnie.
14.12.2010 Wtorek
Ważny dzień dla mnie. Sprawdzenie swoich sił. Pokazanie, że pobyt w Danii czegoś mnie nauczył, i bynajmniej nie mam na myśli tylko akademickiego punktu widzenia. Rano, jak zwykle wydawało mi się, że mam za mało czasu, ale trudno się dziwić, skoro wstałam tak późno. Mamo, spokojnie, zjadłam śniadanie. Praktycznie to samo od kilku tygodni. W tym miejscu chciałabym podziękować mojej koleżance Agnieszce Sz., która podsunęła mi pomysł na płatki z mlekiem na śniadanie każdego dnia. Na przystanku czekała na mnie moja ekipa. 90 jak zwykle spóźniony. Przyzwyczailiśmy się. W autobusie Barry powiedział mi, że Ilona zaspała. Chyba pierwszy raz się jej to przydarzyło. Była 8:48, doskonale pamiętam, bo spojrzałam na zegar wyświetlający się nad moją głową. Zdążyła na naszą prezentację, bo zgodnie z harmonogramem zaczynałyśmy nasze wystąpienie o 11. Przed nami były dwie grupy: Simona, Sandra, Vaida, Gintare, Mateja oraz druga prezentacja Diany. Dziewczyny przygotowane, przeprowadziły też ciekawe ćwiczenie dla nas. Diana, jak zwykle zaszalała. Wystąpiła bez żadnego przygotowania, mówiła co przychodziło jej do głowy,stąd też zarzut o brak jakichkolwiek podstaw teoretycznych, schematu wypowiedzi. Mówiła o komunikacji niewerbalnej z dziećmi, używała doświadczeń z praktyk, na które nie chodziła zbyt często. Po przerwie przyszła nasza kolej. Nasza prezentacja bardzo spodobała się wykładowcom, reszcie grupy, podkreślali, że bardzo zaangażowałyśmy się w przygotowanie tego tematu. Nasze ćwiczenie z dramy, gdzie Vlado występował jako role model, a reszta podzielona była na uczniów duńskich i imigrantów wzbudziło sporo emocji. Trudno napisać mi wszystko ze szczegółami, staram się uchwycić momenty, które w przyszłości pozwolą odtworzyć tą sytuację na nowo.
Jeżeli chodzi o uczucia towarzyszące to muszę przyznać, że byłam dziwnie spokojna, w trakcie pewna siebie, a na koniec bardzo szczęśliwa. Fruwałam kilka centymetrów nad ziemią. Może jutro jeszcze coś dodam.
Zamknęłam konto w Nordei. Poszło bez problemu, bardzo szybko. Kupiłam ostatni bilet na 10 przejazdów. Można szaleć! Nie mam jeszcze prezentu na czwartek.
Po powrocie zjadłam mini obiad, otworzyłam plik z evaluation do wypełnienia, ale byłam zbyt zmęczona, by zrobić cokolwiek. Położyłam się na chwilę... i wstałam o 22. Pewnie nie przerywałabym sobie, gdyby nie fakt, że muszę się przygotować na ostatni element mojego zaliczenia. Tak, jutro ostatni dzień akademicki na Peter Sabroe Seminariet.
Ktoś powiedział, że zazdrości mi tego bloga. Zapytałam dlaczego, odpowiedź: za chęć i wytrwałość. To był najlepszy pomysł na jaki mogłam wpaść, by uchwycić wspomnienia. Mówi się tak o zdjęciach, ale ja jednak wole słowo pisane. Na początku wpisy pozwalały mi przetrwać kryzys Hajredalu, były dni, kiedy przeklinałam, że przez lenistwo muszę nadrobić w opisie dwa dni,a już nie pamiętałam, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Mogłam to przerwać kiedy tylko chciałam, ale daje mi to niesamowitą przyjemność. Cieszę się, że ktoś czyta każdego dnia moje wpisy i czeka na kolejne.
Jeżeli chodzi o uczucia towarzyszące to muszę przyznać, że byłam dziwnie spokojna, w trakcie pewna siebie, a na koniec bardzo szczęśliwa. Fruwałam kilka centymetrów nad ziemią. Może jutro jeszcze coś dodam.
Zamknęłam konto w Nordei. Poszło bez problemu, bardzo szybko. Kupiłam ostatni bilet na 10 przejazdów. Można szaleć! Nie mam jeszcze prezentu na czwartek.
Po powrocie zjadłam mini obiad, otworzyłam plik z evaluation do wypełnienia, ale byłam zbyt zmęczona, by zrobić cokolwiek. Położyłam się na chwilę... i wstałam o 22. Pewnie nie przerywałabym sobie, gdyby nie fakt, że muszę się przygotować na ostatni element mojego zaliczenia. Tak, jutro ostatni dzień akademicki na Peter Sabroe Seminariet.
Ktoś powiedział, że zazdrości mi tego bloga. Zapytałam dlaczego, odpowiedź: za chęć i wytrwałość. To był najlepszy pomysł na jaki mogłam wpaść, by uchwycić wspomnienia. Mówi się tak o zdjęciach, ale ja jednak wole słowo pisane. Na początku wpisy pozwalały mi przetrwać kryzys Hajredalu, były dni, kiedy przeklinałam, że przez lenistwo muszę nadrobić w opisie dwa dni,a już nie pamiętałam, co wydarzyło się poprzedniego dnia. Mogłam to przerwać kiedy tylko chciałam, ale daje mi to niesamowitą przyjemność. Cieszę się, że ktoś czyta każdego dnia moje wpisy i czeka na kolejne.
wtorek, 14 grudnia 2010
13.12.2010 Poniedziałek
Nadszedł tydzień zaliczenia semestru. Kolejne trzy dni poświęcamy na prezentację projektów, feedback. Moja prezentacja będzie jutro. Dzisiaj zaprezentowali się jako pierwsi: Stefan, Irina i Roxana. Grupa z Rumunii wypadła świetnie, ale większość z nas miała wątpliwości, czy musieli posunąć się aż tak bardzo do akademickiego stylu, a język ich pracy pisemnej był bardzo trudny i skomplikowany. Na pewno byli świetnie przygotowani, każdą wysuniętą teorię popierali przykładami, doświadczeniami z pobytu w placówkach podczas praktyk. Ćwiczenie dla grupy polegało na przeanalizowaniu pewnej sytuacji i wyciągnięciu wniosków jak można pomóc naszemu klientowi. Moja grupa wylosowała sytuację ze żłobka: chłopiec, 2 latka z ADHD, lubi kolor czerwony, a rodzice zapisali go na 6 godzin dziennie ze spaniem. Nie miał wcześniej kontaktu z grupą rówieśników. W naszej odpowiedzi skupiliśmy się na kolorze czerwonym, nie zgodziliśmy się, że u 2-latka można zdiagnozować ADHD, a ze względu na egocentryzm charakterystyczny dla tego wieku adaptacja w nowym otoczeniu może być utrudniona, ale nie wymaga jakiś szczególnych zabiegów. Ciepłe przyjęcie, poczucie bezpieczeństwa powinny na początek wystarczyć.
Następny był Vlado ze swoim porównaniem systemu edukacji w Danii i na Słowacji. Zdecydowanie przyjemniej i bardziej zrozumiale przedstawił swój temat.
Sarah nie przedstawiła dzisiaj swoje projektu, ponieważ miała zły dzień. Nie szukałam odpowiedzi dlaczego, wystarczyło na nią spojrzeć.
Po powrocie spotkałyśmy się z Iloną,żeby ostatecznie zakończyć nasze przygotowania przed jutrzejszym zaliczeniem. Zrobiłyśmy sobie nawet mini-próbę:-)Wydaje mi się, że jesteśmy świetnie przygotowane. Ten temat pochłonął mnie bez reszty. Wydaje mi się, że moja praca licencjacka nie była tak bardzo interesująca, jak ten projekt.
Z drugiej strony lepiej nie zapeszać...ale "kto jak nie ty!"
O 19:30 poszłam do 9 na Christmas dinner z moimi "classmatesami". Oczywiście, jak zwykle brakowało kilku osób, które systematycznie odpuszczały integrację z grupą. Było dużo sałatek, pyszne ciasteczka Barrego i jego zaskakująco smaczne ciasto, które miałam przyjemność spróbować po raz pierwszy(smakuje jak Twix). Laura odmroziła przygotowane przez jej mamę tradycyjne świąteczne danie rumuńskie. Każdy powoli przyzwyczaja się do myśli, że to nasze ostatnie wspólne dni. Pierwsze osoby wyjeżdżają już 17 grudnia, np. Vlado. Świetnie się wczoraj bawiłam. Ilona zaproponowała zabawę, która polegała na tym, że na kartce z imieniem danej osoby każda osoba przy stole napisze coś miłego, coś od serca. Tak upłynęła godzina, ale miło było po spotkaniu przeczytać o sobie tyle miłych rzeczy o sobie. Czasami mamy obawy, jak jesteśmy odbierani przez otaczające nas osoby, okazuje się, że nie warto! Pomogłam dziewczyną posprzątać po przyjęciu.
Na koniec wieczoru Madeleine zaproponowała nam zabawę "Secret game". Wyszłam z Vlado na chwilę. Po chwili wrócił sam Vlado i poprosił mnie o pójście z nim. Moje zadanie polegało na tym, że miałam rozbawić Madeleine i Vlado. Zadanie zostanie zaliczone, gdy oni będą bili brawo. Na początek zaczęłam udawać rybkę. Robili to samo...poczułam się trochę confuse...zorientowałam się wtedy, że w opisie był jakiś haczyk. Udało się, zaczęłam bić brawo, oni zrobili to samo. Co to był za ubaw nie wie nikt. Najzabawniejsza i tak była Vaida. Simona zaproponowała inną zabawę. Wyszła z jadalni, a naszym zadaniem było wskazanie jednego przedmiotu, który ona po powrocie wskaże. Simona wróciła, a Vaida pokazywała jej różne rzeczy, zawsze przy tym prawidłowym, udawało się jej odgadnąć, że to właśnie ten. Nie udało się nam odnaleźć zasady, kodu, dzięki któremu porozumiewały się dziewczyny...Była burza mózgów, teorie spiskowe, ale ostatecznie Barry doszedł do wniosku,że to musi być coś związanego z Vaidą(o czym reszta z nas wiedziała niemalże od początku).
Po powrocie do pokoju, a była już prawie 12, miałam dylemat, czy przygotowywać się dalej na prezentację projektu, czytać kolejny raz naszą pracę, czy może zrobić coś co sprawi mi większą przyjemność, a mianowicie obejrzeć ostatni odcinek 5 sezonu Dextera. Zgadnijcie co wybrałam. Dexter rządzi! Czekam na kolejny sezon.
Następny był Vlado ze swoim porównaniem systemu edukacji w Danii i na Słowacji. Zdecydowanie przyjemniej i bardziej zrozumiale przedstawił swój temat.
Sarah nie przedstawiła dzisiaj swoje projektu, ponieważ miała zły dzień. Nie szukałam odpowiedzi dlaczego, wystarczyło na nią spojrzeć.
Po powrocie spotkałyśmy się z Iloną,żeby ostatecznie zakończyć nasze przygotowania przed jutrzejszym zaliczeniem. Zrobiłyśmy sobie nawet mini-próbę:-)Wydaje mi się, że jesteśmy świetnie przygotowane. Ten temat pochłonął mnie bez reszty. Wydaje mi się, że moja praca licencjacka nie była tak bardzo interesująca, jak ten projekt.
Z drugiej strony lepiej nie zapeszać...ale "kto jak nie ty!"
O 19:30 poszłam do 9 na Christmas dinner z moimi "classmatesami". Oczywiście, jak zwykle brakowało kilku osób, które systematycznie odpuszczały integrację z grupą. Było dużo sałatek, pyszne ciasteczka Barrego i jego zaskakująco smaczne ciasto, które miałam przyjemność spróbować po raz pierwszy(smakuje jak Twix). Laura odmroziła przygotowane przez jej mamę tradycyjne świąteczne danie rumuńskie. Każdy powoli przyzwyczaja się do myśli, że to nasze ostatnie wspólne dni. Pierwsze osoby wyjeżdżają już 17 grudnia, np. Vlado. Świetnie się wczoraj bawiłam. Ilona zaproponowała zabawę, która polegała na tym, że na kartce z imieniem danej osoby każda osoba przy stole napisze coś miłego, coś od serca. Tak upłynęła godzina, ale miło było po spotkaniu przeczytać o sobie tyle miłych rzeczy o sobie. Czasami mamy obawy, jak jesteśmy odbierani przez otaczające nas osoby, okazuje się, że nie warto! Pomogłam dziewczyną posprzątać po przyjęciu.
Na koniec wieczoru Madeleine zaproponowała nam zabawę "Secret game". Wyszłam z Vlado na chwilę. Po chwili wrócił sam Vlado i poprosił mnie o pójście z nim. Moje zadanie polegało na tym, że miałam rozbawić Madeleine i Vlado. Zadanie zostanie zaliczone, gdy oni będą bili brawo. Na początek zaczęłam udawać rybkę. Robili to samo...poczułam się trochę confuse...zorientowałam się wtedy, że w opisie był jakiś haczyk. Udało się, zaczęłam bić brawo, oni zrobili to samo. Co to był za ubaw nie wie nikt. Najzabawniejsza i tak była Vaida. Simona zaproponowała inną zabawę. Wyszła z jadalni, a naszym zadaniem było wskazanie jednego przedmiotu, który ona po powrocie wskaże. Simona wróciła, a Vaida pokazywała jej różne rzeczy, zawsze przy tym prawidłowym, udawało się jej odgadnąć, że to właśnie ten. Nie udało się nam odnaleźć zasady, kodu, dzięki któremu porozumiewały się dziewczyny...Była burza mózgów, teorie spiskowe, ale ostatecznie Barry doszedł do wniosku,że to musi być coś związanego z Vaidą(o czym reszta z nas wiedziała niemalże od początku).
Po powrocie do pokoju, a była już prawie 12, miałam dylemat, czy przygotowywać się dalej na prezentację projektu, czytać kolejny raz naszą pracę, czy może zrobić coś co sprawi mi większą przyjemność, a mianowicie obejrzeć ostatni odcinek 5 sezonu Dextera. Zgadnijcie co wybrałam. Dexter rządzi! Czekam na kolejny sezon.
niedziela, 12 grudnia 2010
12.12. 2010 Niedziela
3 razy 12 w dacie. Pamiętam jak w liceum miałam numer 12, a może to było w gimnazjum. Kto wie?
W każdym razie w domu moja rodzina oczekuje na kolędę i strasznie mi przykro, że nie mogę być z nimi. Pewnie wielu się dziwi, że lubię to nerwowe oczekiwanie na Księdza. To chyba syndrom wszystkich katolickich rodzin, które chcą wypaść jak najlepiej. Bardzo lubię te szczególne odwiedziny.
U nas, na Lottesvej cisza i spokój. Ludzie powoli opuszczają akademiki. Niektórzy tylko ze względu na przerwę świąteczną, inni na zawsze. Ja już też powoli przygotowuję się do wyjazdu i już nie mogę się doczekać spotkania z moimi bliskimi. Wiem, że dziewczynki, te duże i małe czekają na mnie. Jeszcze tylko kilkanaście dni i będę!
Powinnam też popracować nad naszą wtorkową prezentacją, ale po dzisiejszych przejściach jakoś mi się nie chce. Może jeszcze się zmobilizuję, w końcu dopiero 22:45...
Ilonka mnie dzisiaj odwiedziła po wczorajszej wycieczce. Wróciła zadowolona. Zauważyłam też, że ma krótsze włosy. Oddała się w ręce jednego tureckiego pseudo-fryzjera. Tak naprawdę to student, który często odwiedza jej akademik.
Dzisiaj też obejrzałam przedostatni odcinek sezonu i nie mogę się doczekać następnego!
W każdym razie w domu moja rodzina oczekuje na kolędę i strasznie mi przykro, że nie mogę być z nimi. Pewnie wielu się dziwi, że lubię to nerwowe oczekiwanie na Księdza. To chyba syndrom wszystkich katolickich rodzin, które chcą wypaść jak najlepiej. Bardzo lubię te szczególne odwiedziny.
U nas, na Lottesvej cisza i spokój. Ludzie powoli opuszczają akademiki. Niektórzy tylko ze względu na przerwę świąteczną, inni na zawsze. Ja już też powoli przygotowuję się do wyjazdu i już nie mogę się doczekać spotkania z moimi bliskimi. Wiem, że dziewczynki, te duże i małe czekają na mnie. Jeszcze tylko kilkanaście dni i będę!
Powinnam też popracować nad naszą wtorkową prezentacją, ale po dzisiejszych przejściach jakoś mi się nie chce. Może jeszcze się zmobilizuję, w końcu dopiero 22:45...
Ilonka mnie dzisiaj odwiedziła po wczorajszej wycieczce. Wróciła zadowolona. Zauważyłam też, że ma krótsze włosy. Oddała się w ręce jednego tureckiego pseudo-fryzjera. Tak naprawdę to student, który często odwiedza jej akademik.
Dzisiaj też obejrzałam przedostatni odcinek sezonu i nie mogę się doczekać następnego!
11.12.2010 Sobota
Sobota po imprezie zawsze jest wyczerpująca. Mnie dodatkowo przyszło w udziale sprzątanie po TEJ imprezie, ponieważ w tym tygodniu przypada mój cleaning duty... Zaliczyłam kilka podejść, zanim ostatecznie zdecydowałam sięgnąć po miotłę. Eszter pokręciła się po kuchni, przepraszam, pomagała mi:-) Zaangażowałam też Marco, Ani nie zastałam w jej pokoju. Po 2 godzinach wygląda lepiej, ale rewelacji nie ma. Mogę dodać, że nawet usunęłam kurz, który zalegał na kilku półkach.
Wieczorem kontynuowałam z moim współtowarzyszem oglądanie "Dextera" i widzę, że się wkręcił, chociaż nie widział żadnego wcześniejszego odcinka.
Ilonka była na wycieczce gdzieś w Niemczech.
Wieczorem kontynuowałam z moim współtowarzyszem oglądanie "Dextera" i widzę, że się wkręcił, chociaż nie widział żadnego wcześniejszego odcinka.
Ilonka była na wycieczce gdzieś w Niemczech.
10.12.2010 Piątek
Projekt z teatrem cieni zaliczony. Hura! Wszyscy świetnie przygotowani, każde z 8 przedstawień było wspaniałe. Po prezentacji projektów mieliśmy rozmowę z naszymi wykładowcami na temat tego, czy taki rodzaj zajęć jest przydatny, czy podobała nam się współpraca ze studentami duńskimi, co było złe, itp. Okazało się, że większość z nas była rozczarowana faktem, iż dopiero na 3 tygodnie przed wyjazdem mieliśmy możliwość współpracy z Duńczykami. Nasza grupa była naprawdę w porządku. Dziewczyny współpracowały z nami, może mogły częściej komunikować się z nami w języku angielskim... Szkoda, że Mariah z powodu choroby była nieobecna. Ale nic straconego, nasz wykładowca nagrywał nasze występy, więc może będzie jakaś pamiątka. Starałam się jak mogłam najlepiej, żeby wszystko poszło zgodnie z planem.
Jakoś tak smutno bez Iriny, która wyjechała dzisiaj rano.
Urodziny Eszter. Przyszło wielu gości, w większości mi nieznanych. Poznałam sympatyczną Dunkę, Tinę, która studiuje z Eszter( ma bardzo fajny zegarek). Po 1 solenizantka i goście zdecydowali się przenieść do Skjoldhoj Bar, gdzie była inna impreza. Tej nocy zrobiłam też pranie z moim kompanem, a jak wróciłam do akademika to w ciemnościach dojrzałam samotnie siedzącego Petera, kolegę Eszter, który korzystał jej laptopa. Dziwna sytuacja. Potem doszli Mark, Ilona, którzy pomagali Kacprowi dostać się do jego pokoju.
"Dexter" sezon 5 jest fascynujący. Uwielbiam ten serial!
Jakoś tak smutno bez Iriny, która wyjechała dzisiaj rano.
Urodziny Eszter. Przyszło wielu gości, w większości mi nieznanych. Poznałam sympatyczną Dunkę, Tinę, która studiuje z Eszter( ma bardzo fajny zegarek). Po 1 solenizantka i goście zdecydowali się przenieść do Skjoldhoj Bar, gdzie była inna impreza. Tej nocy zrobiłam też pranie z moim kompanem, a jak wróciłam do akademika to w ciemnościach dojrzałam samotnie siedzącego Petera, kolegę Eszter, który korzystał jej laptopa. Dziwna sytuacja. Potem doszli Mark, Ilona, którzy pomagali Kacprowi dostać się do jego pokoju.
"Dexter" sezon 5 jest fascynujący. Uwielbiam ten serial!
piątek, 10 grudnia 2010
09.12.2010 Czwartek
Wstałam rano i byłam strasznie smutna. Taki nastrój utrzymywał się u mnie, można powiedzieć do końca dnia. Na uczelni okazało się, że nie będzie Mariah, bo jest chora i pewnie nie wyzdrowieje do jutra, więc nasz scenariusz należało zmodyfikować. Pracowałyśmy wytrwale do 13:30. Po powrocie odwiedziła mnie Ilonka, by wypełnić papiery na praktyki. O 16 poszłyśmy z Simoną i Irą dowiedzieć się jak wygląda sytuacja z wyprowadzką. Martwi mnie sam dzień wyjazdu, bo nie do końca wiem jak to wszystko zorganizować. Mam nadzieję, że nie zostanę w Hajredalu sama do 23 grudnia...
Irina przyszła się pożegnać. Wyjeżdża jutro,z samego rana. Ja robię wstępne przymiarki jak się spakować, żeby zająć jak najmniej miejsca.
Moi współlokatorzy, zwłaszcza Thomas, Lorenzo i Kacper doprowadzają mnie do szału, cieszę się, że ich więcej nie zobaczę. Grają w mini-piłkę nożną pod moimi drzwiami od kilku dni, przez co nie mogę spać, nie mogę też skupić się na niczym innym przez ten hałas. Czasami, gdy znudzi się im piłka, sięgają po rakietki tenisowe i grają w ping-ponga.
Jutro odwiedzi nas caretaker, żeby sprawdzić ogólnie czystość naszego domostwa i oczywiście będzie niemile zaskoczony, bo Eszter, Kacper i Lorenzo nie znaleźli chwili czasu, by w tygodniu ich dyżuru wysprzątać kuchnię, korytarz i salon. Jest bardzo brudno i nic nie wskazuje na to, że coś ma się zmienić do rana.
Irina przyszła się pożegnać. Wyjeżdża jutro,z samego rana. Ja robię wstępne przymiarki jak się spakować, żeby zająć jak najmniej miejsca.
Moi współlokatorzy, zwłaszcza Thomas, Lorenzo i Kacper doprowadzają mnie do szału, cieszę się, że ich więcej nie zobaczę. Grają w mini-piłkę nożną pod moimi drzwiami od kilku dni, przez co nie mogę spać, nie mogę też skupić się na niczym innym przez ten hałas. Czasami, gdy znudzi się im piłka, sięgają po rakietki tenisowe i grają w ping-ponga.
Jutro odwiedzi nas caretaker, żeby sprawdzić ogólnie czystość naszego domostwa i oczywiście będzie niemile zaskoczony, bo Eszter, Kacper i Lorenzo nie znaleźli chwili czasu, by w tygodniu ich dyżuru wysprzątać kuchnię, korytarz i salon. Jest bardzo brudno i nic nie wskazuje na to, że coś ma się zmienić do rana.
08.12.2010 Środa
Od samego ranka nie czułam się najlepiej, nic mi się nie chciało, więc postanowiłam sobie znaleźć nowe zajęcie. Jako, że moja fascynacja wampirami nie przeminęła postanowiłam z polecenia wielu osób zacząć oglądać serial "True blood". Trudno mi jeszcze wyrazić swoją opinię, ale jakoś trudno mi się przekonać do tego formatu.
Wczoraj zapomniałam dodać, że wysłałam naszego ukończone dzieło Susane, Gertowi i dodatkowo umieściłam nasz projekt na study.net. Jestem z nas dumna. Byłyśmy pierwsze:-)Im bliżej wyjazdu moich współlokatorów, tym bardziej czuję jakiś dziwny smutek, wewnętrzny niepokój. Wczoraj w kuchni prowadziłyśmy z Eszter rozmowę na tematy egzystencjalne, co nam się zwykle nie zdarza. Jutro kolejny dzień prób i pobudka o 6:35...koszmar.
Wczoraj zapomniałam dodać, że wysłałam naszego ukończone dzieło Susane, Gertowi i dodatkowo umieściłam nasz projekt na study.net. Jestem z nas dumna. Byłyśmy pierwsze:-)Im bliżej wyjazdu moich współlokatorów, tym bardziej czuję jakiś dziwny smutek, wewnętrzny niepokój. Wczoraj w kuchni prowadziłyśmy z Eszter rozmowę na tematy egzystencjalne, co nam się zwykle nie zdarza. Jutro kolejny dzień prób i pobudka o 6:35...koszmar.
07.12.2010 Wtorek
Praca nad final paper. Ostateczne starcie i próby podjęcia kolejnego wyzwania w postaci prezentacji dotyczącej naszego final project. Generalnie dzień wolny od zajęć na uczelni, ale trzeba się zmobilizować do aktywności na rzecz zaliczenia semestru we własnym pokoju. Udało się. Jakieś efekty są. Eszter ma randkę z Holendrem, czekam na relację:-)
wtorek, 7 grudnia 2010
06.12.2010 Poniedziałek
Wstałam o 6:40, żeby spotkać się z samego rana z Ahmedem, którego imię poprawnie pisze się w następujący sposób: Ahmad. W trójkę, razem z Iloną pojechaliśmy do jednej ze szkół, gdzie Ahmad był zaproszony jako role model do jednej z klas. Oprócz niego swoje historie opowiedziały dwie dziewczyny, a Martin-supervisor wspierał ich, obserwował i aktywizował młodzież po każdej przemowie. Dzieciaki z 9 klasy chętnie słuchały opowiadanych historii. Zadawały pytania. Po powrocie do akademika pracowałyśmy nad naszym projektem, który ostatecznie zakończyłam o 21. Chwila przyjemności-obejrzałyśmy z Eszter "Remember me", upiekłyśmy ciasteczka, poplotkowałyśmy z Anią i każda z nas udała się w kierunku swojego pokoju.
niedziela, 5 grudnia 2010
05.12.2010 Niedziela
U nas znów obficie pada śnieg, ale z tego co mogę dowiedzieć się z Internetu o pogodzie w Polsce, wynika, że warunki atmosferyczne sprzyjają tylko narciarzom, odcinając sporą część mieszkańców różnych regionów Polski od codziennych obowiązków. Tutaj ten paraliż jest głównie widoczny w opóźnieniach autobusów, całą resztę można jakoś znieść.
Mam nadzieję, że już niebawem odwiedzi mnie Ilona i zaczniemy pisać naszą pracę zaliczeniową.
Mam nadzieję, że już niebawem odwiedzi mnie Ilona i zaczniemy pisać naszą pracę zaliczeniową.
04.12.2010 Sobota
Sobota trwała krótko i bardzo intensywnie. Oczywiście nie byłam w stanie wstać rano i pojechać na uczelnię. Ale miałam przy tym sporo szczęścia, ponieważ International Workshop Day okazał się wyjątkowo nieudany, ponieważ przyszło tylko 10 osób. Eszter przygotowała po powrocie posiłek dla nas i opowiedziała jak było w szkole. Później krótka drzemka przed kolejną imprezą miała uratować mnie przed złym samopoczuciem. O 9:30 rozpoczęło się przyjęcie urodzinowe Iriny, naszej rumuńskiej współlokatorki. Przyszło mnóstwo gości, których w większości nie znałam. Wydaje mi się, że to była pierwsza taka impreza w naszym akademiku, która przeciągła tylu ludzi i większość z nich była w świetnych nastrojach. Świetne towarzystwo, muzyka, czego chcieć więcej? O 12 pojechałyśmy do centrum, jak zwykle do Social Clubu. Tam impreza była średnia, dlatego też wróciłam o 3 do domu. Oczywiście, spotkałam naszą party-classmate Sandruśkę. Kiedy dotarłam do naszego akademika impreza trwała w najlepsze, ale gości było już zdecydowanie mniej, a większość z nich była w kiepskiej formie. Wróciłam więc do swojego pokoju i nawet głośna muzyka nie przeszkodziła mi w zaśnięciu. Byłam bardzo zmęczona.
03.12.2010 Piątek
Kolejny źle rozpoczęty poranek. Kolejny raz musiałyśmy rozkładać cały sprzęt od początku, ponieważ dzień wcześniej w naszej sali prób była impreza. Studenci grali w bingo...Jedna z naszych duńskich koleżanek miała definitywnie gorszy dzień ode mnie. Była wręcz niemiła. Zrobiłyśmy kilka prób, po czym przyszli nasi wykładowcy, którym zaprezentowałyśmy nasze przedstawienie. Okazało się, że zaprosili na nasz występ wizytującą grupę wykładowców z Finlandii. Chyba rozbawiłyśmy ich naszym występem. Potem przyszedł czas na słowa krytyki, które miały nam pomóc przed ostatecznym przedstawieniem w przyszły piątek. Musimy popracować nad slow motion, kolorowymi filtrami, tańcem i czymś jeszcze, ale zapomniałam, co jeszcze mieli na myśli.
Po powrocie zapakowałyśmy prezenty na przyjęcie. Pomogła nam Katherina. O 16:20 przyszła do mnie Ilonka, która powiedziała, że już o 16 powinnyśmy być w Klubie 3. Nie ukrywam, że zdenerwowałam się bardzo na wieść o tym, że znowu coś przeoczyła. Eszter pracowała w tym czasie nad moim wizerunkiem:-)
W Klubie zastałyśmy odświętnie ubranych i czekających na nas:Christiana, Ahmeda, Hassana, Stena i Charlotte. Pojechaliśmy wspólnie do restauracji, gdzie spotkaliśmy Marie, Sorena i pewną Norweżkę. Do końca nie rozumiem dlaczego była razem z nami, ale na pewno wkrótce się dowiem. Po obfitej kolacji przenieśliśmy się do domu Stena. To tam rozegrała się walka o prezenty. Był też konkurs: kto znajdzie w deserze „risengrod”(ryż a l’amande z gorącym wiśniowym sosem) kawałek migdału stanie się właścicielem kolejnego prezentu, itp. Idealnie pasowało do deseru porto.
Po 12 część z gości wróciła do domu z Ahmedem, my i Charlotte, Soren i Hassan zostaliśmy. Po godzinie pojechaliśmy taksówką do centrum i tam kontynuowaliśmy nasze Christmas party. W tym miejscu relacja dobiega końca:-)
Po powrocie zapakowałyśmy prezenty na przyjęcie. Pomogła nam Katherina. O 16:20 przyszła do mnie Ilonka, która powiedziała, że już o 16 powinnyśmy być w Klubie 3. Nie ukrywam, że zdenerwowałam się bardzo na wieść o tym, że znowu coś przeoczyła. Eszter pracowała w tym czasie nad moim wizerunkiem:-)
W Klubie zastałyśmy odświętnie ubranych i czekających na nas:Christiana, Ahmeda, Hassana, Stena i Charlotte. Pojechaliśmy wspólnie do restauracji, gdzie spotkaliśmy Marie, Sorena i pewną Norweżkę. Do końca nie rozumiem dlaczego była razem z nami, ale na pewno wkrótce się dowiem. Po obfitej kolacji przenieśliśmy się do domu Stena. To tam rozegrała się walka o prezenty. Był też konkurs: kto znajdzie w deserze „risengrod”(ryż a l’amande z gorącym wiśniowym sosem) kawałek migdału stanie się właścicielem kolejnego prezentu, itp. Idealnie pasowało do deseru porto.
Po 12 część z gości wróciła do domu z Ahmedem, my i Charlotte, Soren i Hassan zostaliśmy. Po godzinie pojechaliśmy taksówką do centrum i tam kontynuowaliśmy nasze Christmas party. W tym miejscu relacja dobiega końca:-)
czwartek, 2 grudnia 2010
02.12.2010 Czwartek
Czwartki i piątki od tygodnia wiążą się z koszmarem porannego wstawania o 6:40. Nie wiem jak wrócę do rzeczywistości, gdzie czasami trzeba wstać o 5, by dostać się na uczelnię. Tutaj jednak wszystko wydaje się łatwiejsze.
Kolejne próby naszego przedstawienia. Długie, żmudne i trochę nieefektywne. Oby to były tylko moje obawy. Widzę, że Ilonka ma ewidentnie jakiś problem ze sobą, niestety musi sobie poradzić z nim sama, bo ja i bez tego mam wystarczająco dużo stresu. Dzisiaj również rozmawialiśmy o naszych pracach semestralnych. Moja grupa została przydzielona Susane, która pytała nas jak przebiega nasz proces twórczy. W naszym przypadku zbieramy materiały, sporo już mamy. Teraz trzeba to wszystko pięknie przełożyć na pracę pisemną, prezentację i ćwiczenie dla całej grupy.
Po szkole poszłyśmy do Klubu 3, by porozmawiać z Ahmedem o jego zajęciu. Poznałam też Sorena. Jedyny pracownik,którego do tej pory nie miałam okazji poznać. Zostałyśmy na chwilę, by pogadać ze starszymi chłopakami. Dzisiaj urządzili sobie turniej bokserski, więc mogłyśmy im pokibicować. Po powrocie odwiedziłam Ilonkę, by pożyczyć od niej mikser i upiec piernik, którego jutro wręczę jako prezent jednej z osób z Klubu 3. Mam nadzieję, że jest to dobry wypiek i nikomu nie zaszkodzi. Dzisiaj też pozbyłam się moich słoiczków, które wszyscy znają w Hajredalu:-)Strasznie dużo się ostatnio dzieje, do tego stopnia, że wydaje mi się, że brakuje mi ciągle czasu.
Właśnie Eszter opuściła mój pokój, po krótkiej konwersacji na tematy powszechnie znane dziewczynom pożegnałyśmy się, życząc sobie wzajemnie kolorowych snów. Przede mną jeszcze wizyta w kuchni, bo pewnie pozostawiłam tam jakieś rzeczy, które należy posprzątać.Dobranoc, pchły na noc
Kolejne próby naszego przedstawienia. Długie, żmudne i trochę nieefektywne. Oby to były tylko moje obawy. Widzę, że Ilonka ma ewidentnie jakiś problem ze sobą, niestety musi sobie poradzić z nim sama, bo ja i bez tego mam wystarczająco dużo stresu. Dzisiaj również rozmawialiśmy o naszych pracach semestralnych. Moja grupa została przydzielona Susane, która pytała nas jak przebiega nasz proces twórczy. W naszym przypadku zbieramy materiały, sporo już mamy. Teraz trzeba to wszystko pięknie przełożyć na pracę pisemną, prezentację i ćwiczenie dla całej grupy.
Po szkole poszłyśmy do Klubu 3, by porozmawiać z Ahmedem o jego zajęciu. Poznałam też Sorena. Jedyny pracownik,którego do tej pory nie miałam okazji poznać. Zostałyśmy na chwilę, by pogadać ze starszymi chłopakami. Dzisiaj urządzili sobie turniej bokserski, więc mogłyśmy im pokibicować. Po powrocie odwiedziłam Ilonkę, by pożyczyć od niej mikser i upiec piernik, którego jutro wręczę jako prezent jednej z osób z Klubu 3. Mam nadzieję, że jest to dobry wypiek i nikomu nie zaszkodzi. Dzisiaj też pozbyłam się moich słoiczków, które wszyscy znają w Hajredalu:-)Strasznie dużo się ostatnio dzieje, do tego stopnia, że wydaje mi się, że brakuje mi ciągle czasu.
Właśnie Eszter opuściła mój pokój, po krótkiej konwersacji na tematy powszechnie znane dziewczynom pożegnałyśmy się, życząc sobie wzajemnie kolorowych snów. Przede mną jeszcze wizyta w kuchni, bo pewnie pozostawiłam tam jakieś rzeczy, które należy posprzątać.Dobranoc, pchły na noc
01.12.2010 Środa
Można rozpocząć wielkie odliczanie powrotu do domu. Mam nadzieję, że ten ostatni miesiąc będzie najlepszym z całego pobytu tutaj. Mimo, że mroźna zima nie pomaga poczuć się lepiej, ale na pewno gwarantuje świąteczny nastrój. Chyba nie widziałam równie pięknie udekorowanego miasta w okresie Świąt Bożego Narodzenia w Polsce. Może dlatego, że w tym czasie rzadko odpuszczałam swoje rodzinne strony.
Dzisiaj spędziliśmy kolejny dzień w ARoS muzeum. Nasza grupa składająca się z: Ilona, Sarah M., Sandruśka, Iza, Lora i ja przygotowała zadania dla grupy Stefana. Mój obraz był omawiany jako pierwszy. Wybrałam "Three Ladies in Black" Haralda Giersinga. Pytałam członków grupy o symbolikę koloru, o uczucia, o skojarzenia, o to, co mogło się wydarzyć, jakie wydarzenie miało miejsce w tle sytuacji przedstawionej na obrazie i o to jaki tytuł nadaliby wybranemu przeze mnie obrazowi. Po wylosowaniu numeru poszczególne osoby odpowiadały na pytania. Zadanie dla grupy polegało na odegraniu scenki, dialogu pomiędzy postaciami z obrazu. Wydaje mi się, że bardzo spodobały się Susane przygotowane przeze mnie zadania. Pozostałe dziewczyny również przygotowały atrakcyjne zadania. Później spotkaliśmy się wszyscy w kawiarni, by omówić wykorzystane metody i połączyć zdobytą wiedzę z teorią omawianą na wykładzie dzień wcześniej. Kto chciał mógł zostać w muzeum i zobaczyć wystawy jeszcze raz. Chętnie skorzystałam z tej okazji. Jeżeli ktoś zapyta mnie co warto zobaczyć w Arhus, odpowiem śmiało, że ARoS muzeum. Ekspozycje znajdujące się w piwnicach budynku, których nie zdążyłam zobaczyć wczoraj były niesamowite, kontrowersyjne, demoniczne. Pokój imitujący rytm dnia, gdzie nie sposób wyliczyć wszystkie efekty specjalne zrobił na mnie ogromne wrażenie. Kolejna wystawa Christiana Lemmerz'a wywołała najwięcej kontrowersji wśród moich koleżanek i kolegów. Nie sposób dziwić się takim reakcją, gdy widzisz rzeźbę przedstawiającą kobietę, u której widać wnętrzności,a kończyny zostały oderwane. Okazało się, że autor w ten sposób chciał przedstawić ciało pięknej kobiety, którą widział podczas pobytu w USA. Była prostytutką. Tak urzekł go ten widok, że postanowił w ten sposób uczcić piękno i straszną zbrodnię. To jedno z lżejszych w odbiorze dzieł sztuki tego autora.
Po powrocie zdrzemnęłam się na chwilkę. Chwilka trwała 3 godziny. Po przebudzeniu, pełna nowej energii zabrałam się za sprzątanie mego królestwa.
Dzisiaj spędziliśmy kolejny dzień w ARoS muzeum. Nasza grupa składająca się z: Ilona, Sarah M., Sandruśka, Iza, Lora i ja przygotowała zadania dla grupy Stefana. Mój obraz był omawiany jako pierwszy. Wybrałam "Three Ladies in Black" Haralda Giersinga. Pytałam członków grupy o symbolikę koloru, o uczucia, o skojarzenia, o to, co mogło się wydarzyć, jakie wydarzenie miało miejsce w tle sytuacji przedstawionej na obrazie i o to jaki tytuł nadaliby wybranemu przeze mnie obrazowi. Po wylosowaniu numeru poszczególne osoby odpowiadały na pytania. Zadanie dla grupy polegało na odegraniu scenki, dialogu pomiędzy postaciami z obrazu. Wydaje mi się, że bardzo spodobały się Susane przygotowane przeze mnie zadania. Pozostałe dziewczyny również przygotowały atrakcyjne zadania. Później spotkaliśmy się wszyscy w kawiarni, by omówić wykorzystane metody i połączyć zdobytą wiedzę z teorią omawianą na wykładzie dzień wcześniej. Kto chciał mógł zostać w muzeum i zobaczyć wystawy jeszcze raz. Chętnie skorzystałam z tej okazji. Jeżeli ktoś zapyta mnie co warto zobaczyć w Arhus, odpowiem śmiało, że ARoS muzeum. Ekspozycje znajdujące się w piwnicach budynku, których nie zdążyłam zobaczyć wczoraj były niesamowite, kontrowersyjne, demoniczne. Pokój imitujący rytm dnia, gdzie nie sposób wyliczyć wszystkie efekty specjalne zrobił na mnie ogromne wrażenie. Kolejna wystawa Christiana Lemmerz'a wywołała najwięcej kontrowersji wśród moich koleżanek i kolegów. Nie sposób dziwić się takim reakcją, gdy widzisz rzeźbę przedstawiającą kobietę, u której widać wnętrzności,a kończyny zostały oderwane. Okazało się, że autor w ten sposób chciał przedstawić ciało pięknej kobiety, którą widział podczas pobytu w USA. Była prostytutką. Tak urzekł go ten widok, że postanowił w ten sposób uczcić piękno i straszną zbrodnię. To jedno z lżejszych w odbiorze dzieł sztuki tego autora.
Po powrocie zdrzemnęłam się na chwilkę. Chwilka trwała 3 godziny. Po przebudzeniu, pełna nowej energii zabrałam się za sprzątanie mego królestwa.
Subskrybuj:
Posty (Atom)