piątek, 24 grudnia 2010

24.12.2010 Piątek

W ten wigilijny wieczór chciałabym złożyć wszystkim najserdeczniejsze życzenia zdrowia, szczęścia, pogody ducha na ten świąteczny czas. Chciałabym zakończyć też pisanie mojego bloga, ponieważ moja przygoda w Danii dobiegła końca. Po 18 godzinach podróży, walki ze śniegiem, mgłą i korkiem drogowym dotarłam do mojej miejscowości. Czekali na mnie moi bliscy. Mam mieszane uczucia, jestem w domu i cieszę się niezmiernie, że mogę siedzieć z rodziną przy jednym stole, z drugiej strony wiem, że powinnam wrócić do Danii, bo możliwe, że to jest moje miejsce na ziemi. Nikt kto nie przeżył tego co ja nie będzie w stanie w pełni zrozumieć moje wątpliwości.

Jeszcze o mnie usłyszycie:-)Pozdrawiam i do napisania!

W końcu mogę sobie obejrzeć "Na dobre i na złe". Uff, spokój. Tylko spokój może nas uratować.

czwartek, 23 grudnia 2010

23.12.2010 Czwartek

Kolejne godziny oczekiwania na transport do Polski. W ramach przerwy wzięłam prysznic, który mam nadzieję pomoże mi przetrwać kolejne kilka godzin. Właśnie się dowiedziałam, że na terenie Danii ma być burza śnieżna stulecia. Trzymajcie Czytelnicy kciuki, bym dotarła do domu przed kolacją wigilijną.

Kolejna ważna informacja. Dziś obchodzimy rocznicę zdania przeze mnie egzaminu prawa jazdy, jeden z najtrudniejszych w życiu, chociaż pewnie te naj najtrudniejsze dopiero przede mną. Po takiej dawce pozytywnych emocji, po naładowaniu akumulatorów mogę zrobić wszystko, mogę pokonać wszystkie słabości. Wracając do mojej rocznicy, mój brat Tomek powiedział mi, że będę mogła poprowadzić samochód do granicy. Mam nadzieję, że nie były to tylko puste słowa.

środa, 22 grudnia 2010

22.12.2010 Środa

O 10 usłyszałam jakieś głosy u mnie w akademiku. Podejrzane-pomyślałam-przecież wszyscy już wyjechali, Thomas na pewno śpi, więc to pewnie goście, którzy mieli przeprowadzić inspekcję w moim pokoju. Wstałam szybko, przygotowana na to, że zaraz otworzą się drzwi do mojego pokoju. Odetchnęłam z ulgą, poszli sobie. Zjadłam ostatnie płatki z mlekiem. Umyłam podłogę. I stało się. Jestem bezdomna. O 13 caretaker odwiedził mnie, sprawdził czystość mojego pokoju, odnotował coś, kazał oddać klucze, kartę do pralni, złożyć podpis. Pożegnaliśmy się w miłej atmosferze. Czułam się dziwnie opuszczając mój bunkier po kilku miesiącach. Wyglądał zdecydowanie lepiej niż pierwszego dnia. Zadbałam o wszystko, co mnie na początku przeraziło, rozczarowało, zszokowało. A teraz anegdotka: opróżniłam lodówkę, umyłam półki, a jakieś 10 minut później widzę jak Thomas przekłada swoje rzeczy do mojej lodówki, na moje czyste półki. Odpuściłam. Brakowało mi słów na jakikolwiek komentarz.

Mati przyjął mnie z całym moim bagażem. Poszliśmy ostatni raz do City Vestu. Od powrotu siedzę w jego pokoju i muszę przyznać, że całkiem nieźle się tutaj urządził, tak domowo, przytulnie.

Wiem, że Mateusz czyta co jakiś czas wpisy na moim blogu, więc postanowiłam, że najlepszym prezentem świątecznym dla niego będzie wpis o dotyczący jego osoby. Mateusz mieszka w Hajredalu od półtora roku. Przyjechał tutaj na studia, studiuje coś związanego z elektroniką na wydziale informatycznym(a może wszystko przekręciłam). Jest od nas dwa lata młodszy. Jako pierwsza poznała go Magda. Wróciła z pralni i krzyczy: "Dziewczyny, poznałam Polaka... Idziemy razem do Lidla!" Jakiś czas później spotkałyśmy go na imprezie, później okazało się, że jest "panem złotą rączką z 9". Ma wszystko, czego potrzebujesz. Potem doszło do wybuchu uczuć pomiędzy nim i Sandrą...Był na moich pamiętnych urodzinach, prawie mnie otruł. Potem zatruwał życie innym. Przywiózł nam trochę jedzenia z Polski, prawie jak Śnięty Mikołaj:-)Zawsze narzekał, że jego postać nie została przedstawiona na blogu, no to teraz ma, aż nadto.W Kopenhadze był otwarty na propozycje. Jego samotne wieczory przy świecach przejdą do historii. Mateusz mówi o sobie: nie jestem mądry, jestem inteligentny. Dla mnie osoba skonfliktowana wewnętrznie. Chciałabym mu życzyć dojścia do prawdy kim jest i dokąd podąża. Mógłby się bardziej postarać, jeżeli chodzi o budowanie relacji z ludźmi, a nie podkreślanie na każdym kroku: ja nikogo nie potrzebuje. Dziś ratuje mi życie kolejny raz. Myślę, że będzie mu brakować ludzi z tegorocznego Erasmusa, bo byliśmy wyjątkowi, byliśmy jak jedna wielka rodzina. Dzięki nim tutaj przetrwałam. Nic więcej złego nie napiszę, bo czekam jeszcze na obiad...
Obiadokolacja była całkiem niezła. Zdziwienie kolegów Mateusza-bezcenne. Pożegnałam się z Katheriną, odwiedziłam w tym samym celu Thomasa, który bardzo czule mnie pożegnał, o dziwo. Jego mama przylatuje za dwa dni, więc nie będzie samotny na święta. Nawet Mati zdecydował, że pojedzie na święta do Krakowa i tym samym zrobi rodzicom niespodziankę. Bartosz Żelek powinien być gdzieś w drodze do Polski.
Co ze mną? Stale czekam, ale moje czekanie umiliła wizyta Juli. Strasznie się cieszę, że mogłam się z nią spotkać przed wyjazdem. Ona zostaje jeszcze jakiś czas w Arhus. Ktoś napisał do mnie wiadomość w poniedziałek, że chciałby się ze mną spotkać dzisiaj i przyniesie ciasto. Odpisałam dzisiaj, niestety enigmatyczna osoba odpisała, że jej już nie ma w Arhus. Nie mam pojęcia kim jest ta osoba. Może dowiem się niebawem, bo pewnie ciekawość mi na to nie pozwoli.

21.12.2010 Wtorek

Dziwnie tak spojrzeć przez okno i zobaczyć, że w domku naprzeciw już prawie wszystkie pokoje są puste. Wczorajszy dzień spędziłam z Thomasem i jego dziewczyną Sonią. Tylko nasza trójka została w akademiku. Postanowiłam zaraz po przebudzeniu, że poświęcę ten dzień na generalne sprzątanie naszego akademika. Poza tym, że Thomas doprowadził naszą kuchnię do ruiny, a Larisa zostawiła nam na pamiątkę worek śmieci z pokoju, to jeszcze Hiszpanki nie mogły postarać się bardziej. Czegoś takiego jeszcze nie widziałam. Spędziłam cztery(!)godziny na doprowadzeniu miejsca, w którym przyszło mi spędzić ostatnie kilka dni do porządku. Udało się.
Pożegnaliśmy Magdę K., która w środę jedzie do Polski. Zabiera się z inną polską rodziną, którą umieściła ogłoszenie w internecie. Magda wraca do Aarhus w styczniu, ponieważ ma egzaminy.
Dziwnie, strasznie dziwnie tak oczekiwać na wyjazd. Czas się tak niemiłosiernie dłuży...

wtorek, 21 grudnia 2010

20.12.2010 Poniedziałek

Wczesnym rankiem, o 9:30 odwiedziłyśmy biuro caretakerów, by umówić się na inspekcję. W końcu się udało. Odwiedzili dziewczyny, do mnie wpadną w środę. U dziewczyn trwała zacięta walka z walizkami, ja w tym czasie oglądałam True Blood, bo chciałam skończyć 3 sezon. O 12:30 pojechałyśmy pożegnać się z morzem. Wybrałyśmy plażę w dzielnicy Risskov. Wróciłyśmy do centrum, by odwiedzić nasz ulubiony sklep Tiger. Dziewczyny poszły do Visit Arhus po pamiątkową mapę, a my z Iloną udałyśmy się do Barresso Coffee. Ilona marzyła o tym od pierwszych dni w Arhus. Spełiło się za 40 kr:-)
W drodze powrotnej odwiedziłyśmy Klub 3, żeby pożegnać się z naszymi przyjaciółmi. Zwlekałyśmy z tym długo, ale strasznie trudno było powiedzieć im: żegnajcie. Nigdy nie zapomnę tego miejsca, chciałabym w takim pracować, a może bardziej chciałabym mieć takich kolegów z pracy.
O 17:20 przyjechał bus po dziewczyny, tłumnie udaliśmy się na parking, by je pożegnać. Zapakowały się ze swoimi bagażami. Wracają do Polski. Uczciliśmy to z Magdą i Mateuszem szklaneczką herbatki z prądem, co chłopcy z Indii nie do końca zrozumieli. Myśleli, że to nazwa własna tego rodzaju napoju, a to tylko taka polska metafora.

Moje współlokatorki z Hiszpani również wyjeżdżają dzisiaj w nocy. W kuchni sytuacja nie zmieniła się, co gorsza, naczyń jest jeszcze więcej. Przełamałam się, powiedziałam Thomasowi, że musimy posprzątać ten bałagan, nie spodobało mu się to.

Skończyłam True Blood.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

19.12.2010 Niedziela

Za dwie minuty skończy się jeden z ostatnich i najtrudniejszych zarazem dni w Danii. Dzisiaj pożegnałam moją współlokatorkę Anię i razem z naszą polską ekipą towarzyszyłyśmy Vaidzie, Gintare i Barremu w ich drodze do swoich krajów. Dziewczyny miały mieć autokar o 11. Spóźnił się prawie 2 godziny. W międzyczasie pożegnałyśmy Barrego, który starał się ukryć wzruszenie, ale i tak wiem, że będzie mu nas brakować. Okazało się po jego wyjeździe, że był cudowny:-)Takie dyskusje były dziś prowadzone. Zrobiłyśmy Litwinkom najlepsze pożegnanie jakie przyszło nam do głowy. Oceniam je w ten sposób po uśmiechach ludzi w autokarze. Simona około 19 dotarła do domu. Vlado zdążył już wyjść ze znajomymi, a Madeleine jutro powinna dotrzeć do Irlandii, ale jak będzie to się dopiero okaże, ponieważ lotnisko w Londynie zostało dzisiaj zamknięte. Polki powoli pakują swoje rzeczy, topią smutki w likierze czekoladowym:-)

Obiad dzisiaj sponsorował McDonald's.
Byłyśmy w kościele. Był chrzest Emilki, a jej siostra Ola po raz pierwszy przystąpiła do sakramentu Eucharystii.
Wróciłyśmy wyczerpane. Razem z Iloną i Irą spędziłyśmy miłe chwile przy obiedzie nr 2 i herbatce(ja). Potem krótki odpoczynek. Kolejne wyzwanie. Przygotowałyśmy tablice z imionami osób, które już wyjechały. Dodałyśmy, że za nimi tęsknimy i mają tutaj natychmiast wracać. Ja konwersowałam z Magdą, podczas gdy Ilonka poświęcała się wycinaniu kolejnych literek.

Kuchnia wygląda okropnie! Ktoś musi coś z tym zrobić!Wrr...

niedziela, 19 grudnia 2010

18.12.2010 Sobota

Mój dzień zaczął się dzisiaj o 5:33, kiedy zadzwonił alarm w telefonie Laury. Wstałam, przygotowałam dla niej śniadanie i herbatkę. Pozbierałyśmy jej rzeczy i o 6 odprowadziłam ją, Izę i Adriana na autobus. Ilonka pożegnała swoich gości przy bramce w pidżamce:-)Strasznie ostatnio źle się czuję, przepełnia mnie smutek, bo wiem, że ludzie z którymi się zżyłam opuszczają Danię, teraz jest czas łez, całych oceanów wylanych łez. Myślałam, że będzie łatwiej.
O 16 poszłam do 1, ponieważ osoby, które jeszcze nie wyjechały postanowiły się spotkać, a jak wiadomo kolejny dzień to kolejne wyjazdy, więc czekała nas kolejna porcja wzruszeń. Wyjechała Simona, jutro Vaida, Gintare i Barry.
Nową właścicielką mojego roweru została Frida. Mam nadzieję, że będzie się jej dobrze jeździło każdego słonecznego dnia letniego semestru.
Nasza kuchnia dalej woła o pomstę do nieba.
Na naszej ostatniej wspólnej kolacji Gert powiedział, że ważne jest jak się zdobywa znajomości, jak się je pielęgnuję, ale jeszcze ważniejsze jak się je kończy. Dodał, żebyśmy zawsze o tym pamiętali. Ja chyba w pewnym momencie życia w Polsce o tym zapomniałam.